niedziela, 3 stycznia 2016

Jeden


    Wstałam rano koło ósmej trzydzieści, co u mnie jest zadziwiające przy sobocie. Ogarnęłam się i po godzinie zeszłam na śniadanie przygotowane przez mamę. No wiem, że mam to dziewiętnaście lat, ale czuję się w swoim życiu jak dziecko. Jak zagubione dziecko. Wchodząc do kuchni, od progu na stole zobaczyłam karteczkę zamiast śniadania, a na niej, napisane pismem mamy było:

" Kochana córeczko!

Razem z ojcem pojechaliśmy nad ranem, na bardzo ważną konferencję do Szwajcarii. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć ci, kiedy wrócimy, ale na pewno nie będzie nas tydzień. 

W szafce na przeprawy masz dwieście funtów, mam nadzieję, że wystarczy. Nie rób imprez i dbaj o siebie. Dzwoń zawsze, gdyby coś się działo. 

Trzymaj się ciepło, 

Mama i tata "

    Ugh... Zawsze ich praca jest ważniejsza ode mnie. Tak jest odkąd pamiętam. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej składniki na najzwyklejsze kanapki, które po kilku minutach zjadam ze smakiem, siedząc na blacie kuchennym. Zastanawiam się nad wczorajszym wieczorem. Co to w ogóle było?! Żałuję, że nie widziałam jego twarzy. Choć na imię Harry przychodzi mi do głowy tylko jedno imię, to mało prawdopodobne, żeby to był on.
    Po zjedzeniu podwieczorku, poszłam do Natty. To u niej spędzam wszystkie te dni, w których nie ma rodziców w domu. Czyli trzysta dni w roku. Ona jest dla mnie jak siostra.
- Cześć kochana - powiedziała, jak tylko zobaczyła mnie w progach swego domu.
- Cześć.
- Wchodź, wchodź. - Weszłam do środka, jak powiedziała. Zdjęłam buty i kurtkę. Weszłyśmy do jej pokoju i od razu zaczęła:
- No więc słucham. Przez telefon nie brzmiałaś za wesoło, więc do towarzystwa nie przyszłaś.
- Wczoraj, jak wracałam od ciebie... - zaczęłam.
- No?
- Spotkałam jakiegoś młodego chłopaka, a raczej to on spotkał mnie. Powiedział, że to niebezpiecznie chodzić samej po nocy, po czym zrobił mi malinkę i oświadczył, że jestem jego - powiedziałam na jednym wydechu.
- O rany...
- No właśnie. I co ja mam teraz zrobić? Nie uśmiecha mi się być czyjąś własnością!
- Może czekaj na jego kolejny krok.
- A jak mnie porwie, zgwałci i zabije?
- Nie sądzę. Powiedział, że jesteś jego.
- No właśnie! To jakiś psychol! Nie wiadomo, co takiemu chodzi po głowie.

    Pogadałam z nią jeszcze jakiś czas, gdy jej zegar pokazywał godzinę dziesiątą trzydzieści w nocy.
- No nic, będę się zbierała... Dzięki za wszystko - powiedziałam i wstałam od stołu w kuchni, bo przeniosłyśmy się z jej pokoju, by coś zjeść. Dziewczyna nie chciała mnie wypuścić ze względu na porę, ale przekonałam ją.
- Poradzisz z nim sobie. Jak z każdym - powiedziała i cmoknęła mnie w policzek na pożegnanie. Wyszłam w ciemną noc.
    Nie sądzę, że sobie z nim poradzę. To całkiem inny typ faceta. Zapewne on dominuje. Po jakimś czasie spaceru do domu usłyszałam ciche kroki. No nie, znowu on?
Teraz kroki słychać coraz bliżej i wiem, że to nie Harry. Były całkiem inne. Ciężkie.
- Kochanie, nie pędź tak, zabawimy się - usłyszałam za sobą męski, gruby głos i poczułam dotyk na ramieniu. Raptownie się zatrzymałam.
- Zostaw mnie.
- Oj daj spokój. Przecież wiem, że tego chcesz - obrócił mnie w swoją stronę i zaczął jeździć dłonią po mojej talii.
- Przestań! - Próbuję jakoś mu się wyszarpnąć, ale przyparł mnie swoim wielkim cielskiem do jakiegoś muru.
- No dalej, nie szarp się - zaczął całować mnie po szyi swoimi oślizgłymi wargami, a ja ze wstrętem odwróciłam głowę w bok, nadal się z nim szarpiąc. Rozerwał, niczym dzikus moją kurtkę i podarł niebieską koszulkę, którą miałam jeszcze chwilę temu na sobie.
- Przestań - poprosiłam cicho, bo wiem, że jestem już przegrana. On zaraz mnie zgwałci i zostawi tu, w tych krzakach.
Boże, jeśli mnie słyszysz, pomóż mi! - krzyknęłam w duchu, spoglądając w gwiaździste niebo załzawionymi oczami.
Mój gwałciciel zerwał ze mnie spodnie, więc stałam przed nim w samej bieliźnie.
Boże, błagam...
    Jakiś czas potem, chwilę czy minutę, poczułam, jak jego palący dotyk na moim ciele ustępuje, a ja upadam na zimną ziemię. Patrzę przed siebie dzięki słabemu światłu lampy i zauważam dość postawnego chłopaka, pochylającego się nad facetem, który jeszcze przed chwilą prawie by mnie zgwałcił.
    Widzę, jak jego prawa pięść kilka razy ląduje na twarzy mojego oprawcy, rzuca mocno na beton i jeszcze kilka razy bije. Jestem w tak ciężkim szoku, że nawet nie myślę o tym, by zabrać swoje rzeczy i uciec. Siedzę na ziemi i cicho popłakuję, żeby nie usłyszał mnie żaden z nich.
Po jakimś czasie, czuję nad sobą czyjąś obecność i słyszę:
- Anabell?
- Harry? To ty? - zapytałam cicho, obejmując swoje nagie kolana ramionami.
- Dlaczego znowu wracasz po nocy? - zignorował moje pytanie, a sam zapytał o coś innego.
To na pewno Harry.
- Wracałam od kole... Koleżanki - odpowiedziałam przestraszona ostrym tonem jego głosu. A jeśli on też chce coś mi zrobić?
- Chodź - wyciągnął do mnie rękę, ale ja tylko bardziej się od niego odsunęłam. - No chodź, nic ci nie zrobię.
    Nadal nic. Zdenerwował się i zaczął przeklinać, ale bierze mnie w swoje ramiona i niesie w nieznanym kierunku. Nie mam siły uciekać.
- Gd... Gdzie idziemy? - zapytałam, bojąc się odpowiedzi.
- Do mojego samochodu. A potem do mojego domu - odpowiedział spokojnie.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Od teraz mieszkasz ze mną - powiedział lekko rozdrażnionym głosem.
    Wsadził mnie na tylne siedzenia auta i okrył swoją kurtką. Ostatecznie nie zrobiłam nic by mu się sprzeciwić. Skuliłam się w rogu auta i cicho płakałam, tak by nie usłyszał mnie poprzez dźwięki muzyki lecącej z radia.


Boję się. 

4 komentarze: