Witajcie.
Podejrzewam, że już żaden rozdział nie będzie już tu dodany. Już od pewnego czasu zauważyłam, że aktywność na bloggerze sięga jedno cyfrowych liczb. Dlatego więc nie będę dalej publikować tu rozdziałów. To po prostu nie ma sensu.
Dziękuję każdemu, kto wchodził i czytał.
Podaję linka do Wattpad - tam jest cała Sprzedana oraz dalsze rozdziały, które nie dodałam tutaj.
http://my.w.tt/UiNb/fg2atCvJDy
Znajdziecie tam również mój profil i inne historie.
Sprzedana || Harry Styles
niedziela, 27 listopada 2016
sobota, 27 sierpnia 2016
Czterdzieści Trzy
Harry zabrał mnie
na kręgle. Byliśmy tylko we dwoje, a bawiliśmy się znakomicie. Niby
nic, a jednak tak bardzo poprawiło mi nastrój. Dawno tak się nie
uśmiałam, jak wtedy. Nie było z nami żadnych problemów, mojej matki,
Zayna, czy czegokolwiek innego.
A potem po
powrocie do domu... W końcu stało się to, co stać się już powinno dawno.
Ja tego chciałam i on, więc nie zatrzymywaliśmy się nawet na chwilę.Po
dotarciu do sypialni Harry od razu przeszedł do rzeczy, zdejmując ze
mnie sukienkę, nie szczędząc sobie słodkich, jak i całkiem sprośnych
słów w moim kierunku, na temat mojego wyglądu. Cóż, chciałam zrobić na
nim wrażenie, no i to mi się udało. W pewnej chwili stał się niepewny,
nie wiedział, co może, a czego nie, bał się, że ucieknę. Ale nie miałam
takiego zamiaru, chciałam tego i pokazałam mu to. W końcu rozkręcił się,
gdy poczuł się pewniej, co i mnie się podobało. Koniec końców swój
prawdziwy pierwszy raz mam za sobą, z osobą, którą bardzo mocno
kochałam.
- Jak się czujesz? - Jego pytanie wybiło mnie z myślenia.
- Dobrze - odpowiedziałam, poprawiając kołdrę na swoim ciele.
- Na pewno? - Jego troska jest wręcz słodka.
- Tak Harry, na pewno.
- Ale jeśli...
- Nie. Cicho. Wszystko
było okej, nie masz się czym przejmować. - Starałam się go uspokoić. Nie
wiem czemu był jakby zestresowany.
- Dobrze już, przepraszam.
- Czemu wydajesz się taki spięty? - zapytałam ciekawa.
- Cóż, chciałem być bardziej... Delikatny.
- Harry, nie uderzyłeś mnie, ani nie krzyczałeś, czy cokolwiek innego. Dla mnie było idealnie. Może nie byłeś, jak to ująłeś ' delikatny ', ale ja nie chciałam, żebyś taki był. Chciałam, żebyś był sobą, nie chował emocji. Byłeś sobą Hazz.
- Serio? - Patrzył na mnie zdziwiony. Pokiwałam tyko głową potakująco.
- Tak, a delikatność
zostaw sobie na inny raz. - Poklepałam go po jego nagim torsie, na co
zaśmiał się i pocałował mnie we włosy.
- Jak sobie życzysz. Pani pozwoli, że udam się teraz w celu zrobienia śniadania do łóżka dla mojej ukochanej.
Zaśmiałam się,
pozwalając mu. Wstał, założył bokserki i wyszedł z pokoju, uprzednio
całując mnie mocno w usta. Nie było go pół godziny, po czym wrócił z
drewnianą tacą pełną jedzenia, która w kilka chwil znalazła się na moich
nogach. Brunet znalazł się obok mnie,a ja posłałam mu delikatny uśmiech
w podziękowaniu. On ponownie złożył całusa na moich wargach i sięgnął
po szklankę, w której znajdował się sok jabłkowy, nie był świeżo
wyciśnięty,bo nie mamy akurat tych owoców w domu, po prostu – z kartonu.
Chleb był jeszcze z wczoraj, czyli też nie był wyjątkowo świeży,ale
przecież nadawał się do jedzenia. Kilka plasterków wędliny,jakiś dżemik,
pomidor, sałata – ot, zwykłe śniadanie.
Jakoś żadne z nas nie miało głowy, by iść z rana po zakupy.
- Dziękuję – powiedziałam, biorąc do ust jedną z przygotowanych przez niego kanapek z wędliną, pomidorem i sałatą.
-Nie ma za co – odpowiedział, upijając kolejny łyk ze swojej szklanki.
Harry
Patrzyłem na nią,
jak pałaszuje śniadanie i byłem dumny z siebie, że ona w tej chwili tu
jest. Bo przecież mogłaby być z innym, robiąc dokładnie to samo, z nim,
co my teraz. Nie, nie zniósłbym tego. Ona żyje dla mnie, ja żyję dla
niej. Nagle po całym pokoju rozszedł się dźwięk dzwoniącego telefonu.
Mojego telefonu. Warknąłem cicho,ale sięgnąłem po niego. Leżał na
podłodze.
- Halo? - zapytałem, nie patrząc nawet na to, kto dzwoni.
- Pamiętasz chłopcze o naszej umowie? - usłyszałem w odpowiedzi chłodny głos starszego mężczyzny.
- Tak. - Przełknąłem ślinę.
- Czekam na ciebie
dzisiaj wieczorem w Panama City do jedenastej. Jeśli się nie pojawisz
sam wiesz z czym, tej nagiej ślicznotce obok ciebie może się coś stać –
zaśmiał się szyderczo, a ja zerknąłem ostrożnie w okno. Był tam, był na
mojej posesji. - Widzisz mnie?
- Tak.
- Więc radzę być ci na czas. Towar odbierze Cecilia, pamiętasz ją?
- Tak – potwierdziłem,odtwarzając obraz długonogiej brunetki, która ma również przydomek ' dziwka szefa '.
- No, to do zobaczenia. -Rozłączył się, a ja szybko odłożyłem telefon.
- Kto to był? - Anabell zapytała, wyczekując odpowiedzi.
- Znajomy. Muszę się dziś wieczorem z nim spotkać.
- No dobrze, skoro musisz.
Widać było, że
niebyła zadowolona, ale nie mogłem od tak olać tego gościa. Poza tym,
przy okazji wytłumaczę mu pewne rzeczy. Nie ma prawa wchodzić sobie od
tak na mój teren. Wydaje mi się, ale chyba ustaliliśmy pewne zasady,
zanim zacząłem dla niego jakby ' pracować ' . Gdy się ocknąłem ze
swoich myśli, Anabell odstawiała tacę na podłogę, a sama przytuliła się
do mojego boku.
Nadszedł
wieczór, a japo założeniu na swoje ramiona granatowej marynarki do
czarnych spodni i ciemnej koszuli, wyszedłem z domu, uprzednio żegnając
się z moją ukochaną. Powiedziałem, że dziś przenocuję u Louisa.Może da
się chłopak wyciągnąć na jakieś piwo, czy coś, w końcu dość długo się
nie widzieliśmy. Ale to potem, teraz najważniejsze, by Cecilia mnie w
żaden chytry sposób nie wykiwała. Nie wiem, co może wymyślić ten gbur.
Po dotarciu na
miejsce spotkania, dostrzegłem przy wejściu do klubu dwóch ochroniarzy.
Oczywiście znali mnie, więc dostałem się do środka bez problemu, przy
akompaniamencie niezadowolonej grupy ludzi stojącej w kolejce, by dostać
się do środka. Przeszedłem bokiem przez zatłoczone pomieszczenie, zwane
inaczej parkietem i znalazłem się w małym, wąskim korytarzyku, który
zaprowadził mnie we właściwe miejsce.
– No nareszcie.
Myślałam, że będę musiała kogoś po ciebie wysłać – usłyszałem, jak tylko
przekroczyłem próg pomieszczenia socjalnego.
– To nie byłoby konieczne, w żadnym razie – odpowiedziałem i podszedłem do stołu, przy którym ona siedziała.
– Wiem. Masz to, co chce szef?
– Tak.
– Więc na co czekasz?Dawaj i po sprawie.
– Jaką będę miał pewność, że nic nie zrobi moim najbliższym? - zapytałem. Myślałem w tej chwili o Anabell.
– Nie masz takiej pewności, ale możesz spróbować go przekonać.
– Jak? - Podałem jej to,po co tutaj jesteśmy.
– Cóż, dziś nie mam
więcej czasu by o tym rozmawiać. Przyjdź w piątek wieczorem do Tahomy o
dziewiątej. Wszystkiego się dowiesz.
Nie zdążyłem nic
odpowiedzieć, bo ta od razu minęła mnie i wyszła z
pomieszczenia.Westchnąłem tylko,mając nadzieję, że to ' spotkanie
' nie będzie miało jakichś ukrytych haczyków... Przetarłem dłońmi twarz
i kilka chwil po niej, opuściłem klub. Na zewnątrz, kolejki nadal nie
ubywało, a wręcz przybywało. Wolnym krokiem podszedłem do swojego auta,
wyłączając blokadę. Zasiadłem na miejscu kierowcy i wybrałem numer
Louisa, by upewnić się, że miałby dla mnie czas. Miałem rację i Louis
chciał spędzić wieczór w moim towarzystwie. Jego narzeczona akurat
wyjechała do rodziców i sam siedział od wczoraj w domu, zajmując się
pracą.
– No nareszcie raczyłeś spotkać się ze starym przyjacielem!
Louis od razu
wyrzucił,przygarniając mnie do męskiego uścisku. Cóż, brakowało mi
go,nie powiem. Zawsze mogłem na niego liczyć, zawsze mi pomógł i
wyciągnął z gówna, w które potrafiłem się wpakować.
– Ciebie też miło widzieć – odpowiedziałem, oddając uścisk.
– To co, tam gdzie zwykle? - zapytał.
– Jak najbardziej.
sobota, 13 sierpnia 2016
Czterdzieści Dwa
Spojrzałam na Harry'
ego, jak tylko usłyszałam nazwisko tego faceta od szminek. Wyglądał,
jakby miał zaraz zwrócić obiad, albo co gorsza - udławić się przełykaną
porcją. Powoli odłożył łyżkę na brzeg białego talerza i spojrzał na moją
przyjaciółkę.
- Zayn Malik to twój były? - zadał pytanie, nie spuszczając z niej wzroku.
- No tak, to coś złego?
Wiem, że jest bogaty i tak dalej, ale on tylko zaproponował spotkanie...
Czemu miałabym odmówić? - Wpatrywała się w niego z nierozumiejącym
wzrokiem.
- Kiedy się spotykaliście?
- No... Będzie jakoś rok temu? Czemu pytasz? - Podeszła do stołu i usiadła między mną, a Harry' m.
- Cóż, powiem ci droga
Nath, że wpadłaś w niezłe bagno - oświadczył, po czym wstał, zabrał
talerz do zlewu i wyszedł z kuchni, nie czekając na drugie danie.
Odprowadziłam go wzrokiem, zanim całkiem nie zniknął za ścianą.
Westchnęłam tylko i dokończyłam danie.
- A jemu co? - zapytała, zdejmując z ramienia torebkę.
- Nie wiem... Chcesz obiad? - wyminęłam jej pytanie, również wstając od stołu.
- Tak, po proszę.
W sumie Harry miał
chyba trochę racji. Nie chciałabym, żeby moja jedyna przyjaciółka
została postawiona w tej samej sytuacji, co Grace. Nie przeżyłabym tego.
Podałam obiad dziewczynie, a sama z wymówką, że rozbolała mnie głowa,
udałam się szybko do mojej i Harry' ego sypialni.
- Harry? - zapytałam w przestrzeń pomieszczenia, nie znajdując w nim loczka.
- W łazience!
- Mogę wejść? - zapytałam niepewnie, podchodząc do brązowych drzwi.
- Ty zawsze. -
Wiedziałam, że w tej chwili na jego wargach błąka się zadziorny uśmiech i
mimo to, weszłam do łazienki, zastając bruneta stojącego przed lustrem.
- Chcesz do mnie dołączyć? - Zauważyłam, że nie miał na sobie nic
oprócz białego ręcznika na biodrach. Od razu poczułam gorące pieczenie
na policzkach. Przeklnęłam siebie w duchu, za reakcję, przygryzając
lekko wargę. - Ty mi chyba dziś na złość robisz - usłyszałam i zaraz
poczułam dłonie Harry' ego na swojej talii i jego ciepły oddech na szyi.
- Nawet nie pomyślałam o tym.
- Zauważyłem.
- Harry... Bo zachowałeś
się trochę chamsko w stosunku do Nath. Chyba lepiej by było, gdyby
dowiedziała się o nim prawdy, niż brała cię za idiotę - powiedziałam
niepewnie.
- Wiem. Nie chciałbym,
by kiedykolwiek przechodziła przez to samo, co Grace. Nie życzę nikomu
czegoś takiego. A skoro właśnie dowiedziałem się, że jest w miasteczku,
nic nie stoi mi na przeszkodzie, by do niego iść.
- Ty chyba nie zamierzasz zrobić tego jeszcze dzisiaj? - zapytałam, znając już odpowiedź.
- Zamierzam. Doskonale wiem, gdzie jest - dopowiedział, wiedząc, jakie będzie moje kolejne pytanie.
- Mogę...
- Nie. Nie pójdziesz ze
mną do niego. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, do czego może być zdolny.
Jeśli zobaczyłby mnie z tobą, dodałby dwa do dwóch i wiedziałby, że
jesteś moim słabym punktem. To nawet nie wchodzi w grę. Jest bogaty, na
swoje kontakty. Mógłby zrobić wszystko. Idź lepiej na zakupy z Natty,
czy coś - wytłumaczył, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Okej, niech będzie,
skoro tak mówisz. - Poddałam się, bo wiem, że i tak nie mam co się z nim
o to kłócić, jeśli chce, potrafi postawić na swoim.
- No i o to mi chodziło.
Wyszedł z łazienki,
zostawiając mnie w niej przez chwilę samą. Po przejrzeniu się w lustrze,
wyszłam z niej. Harry siedział na łóżku i zakładał na prawej dłoń
zegarek. Był kompletnie ubrany - miał na sobie czarne spodnie, do tego
granatowa koszula z dwoma odpiętymi guzikami. Włosy zaczesał do tyłu,
wiążąc je gumką. Na jego stopach jak zwykle wylądowały czarne botki. I
jak zwykle wyglądał zabójczo.
- Tylko nie spotkaj po
drodze żadnej napalonej laski - zastrzegłam, posyłając mu lekki
uśmieszek, co i on oddał po chwili, uśmiechając się szeroko.
- Sarenko, tylko ty możesz być napalona na mnie - oznajmił, wstając i podchodząc do mnie. Zatrzymał się kilka
centymetrów ode mnie.Czułam jego oddech na swojej skórze, delikatnie
mnie owiewał, co dawało przyjemne ciarki na ciele. Od razu objęłam
ramionami jego ogromną sylwetkę, czując, jak on robi to samo. Poczułam,
jak unosi moje ciało, które chwilę potem ląduje na miękkim łóżku, a
loczek znajduje się nade mną.
- Jak wrócę, to dokończymy tę zabawę w podchody - obiecał i ostatni raz pocałował mnie mocno w usta i wyszedł z pokoju.
Jaka zabawa w
podchody? Okej... Wstałam z łóżka i zeszłam na dół, gdzie zastałam w
kuchni Natty. Tym razem dziewczyna wypełniała jakieś papiery.
- Co robisz? - zapytałam, siadając przy niej i patrząc co robi.
- Wypełniam rozliczenie od dochodów. Ty też musisz. Gdzie poszedł twój książę? - Podała mi dwa rodzaje dokumentu.
- Poszedł spotkać się z
jakimś kumplem, dawno się nie widzieli, czy coś. Z jakiej okazji, skoro
dopiero niedawno zaczęłam dopiero pracować?
- Nie wiem, taki wymóg od szefa. - Wzruszyła ramionami.
- Okej. - Jak trzeba to trzeba. Po uzupełnieniu
dokumentów, zaproponowałam wypad na zakupy tak, jak chciał tego Harry.
Przyjaciółka od razu się zgodziła. Poszła się przebrać i pół godziny
potem idziemy spacerem w stronę centrum miasteczka, gdzie znajduje się
kilkanaście sklepów, które dziś nas interesowały. Nie wzięłam pieniędzy
Harry' ego. Odpowiedź jest bardzo prosta - mam swoje oszczędności. Nie
lubię brać czyichś, nawet jeśli on sam włożył mi je do portfela i
powiedział, że mam kupić sobie coś seksownego. Cały Harry. Zapewne, gdy
wróci i zobaczy, że nie wzięłam tych pieniędzy, będzie zły... No cóż,
będzie trzeba go udobruchać.
- Zayn napisał mi, że
zadzwoni koło wieczora, bo wpadł jego znajomy i muszą powspominać -
usłyszałam, co wytrąciło mnie z moich myśli. Woah, mam tylko nadzieję,
że Harry nie wróci z podbitym okiem, czy coś. Wiem, że będzie się
powstrzymywał, żeby mu nie przyłożyć. Nie, nie będę o tym myśleć teraz,
bo wrócę do domu i będę się martwić.
- Ok, może wejdźmy do tego sklepu? - zaproponowałam, gdy zauważyłam pierwszy sklep odzieżowy.
- Dobra.
Tutaj kupiłam sobie
tylko białą sukienkę i baletki do niej. Cała kreacja ( o ile można ją
tak nazwać ), sięgała mi trochę wyżej niż do połowy ud. Miała krótkie
rękawki i dość duży dekolt zakończony delikatną koronką, ale była taka
ładna, że nie mogłam jej nie kupić. Baletki były klasyczne - białe.
Kolejnym sklepem był
sklep z bielizną. Natty strasznie mnie błagała, by do niego wejść,
twierdząc, że chce zrobić dobre wrażenie na Maliku. Ok, ale nie sądzę,
by to bielizna miała zrobić na nim wrażenie... Gdy ona wybierała sobie
różne komplety, ja przyglądałam się niektórym. Przyznam, że kilka było
całkiem ładnych i Harry na pewno nie miałby nic przeciwko nim, ale
jednak powstrzymałam się przed zakupem chociażby jednego z nich. Nagle
po dużym pomieszczeniu rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości na
mój telefon. Wyciągnęłam urządzenie z torebki i odblokowałam go, widząc,
że to sms właśnie od Harry' ego.
Od Harry:
Wróciłem już do domu.
Czekam na ciebie. Pozbądź się swojej przyjaciółki na dzisiejszy
wieczór, co? Mam dla ciebie niespodziankę <3
Uśmiechnęłam się
szeroko na jego wiadomość, czując, że dzisiejszy wieczór będzie całkiem
przyjemny. Nagle przede mną pojawiła się Natt, rozmawiająca z kimś przez
telefon. Patrzyłam na nią wyczekująco.
- To do zobaczenia! -
zakończyła rozmowę, cała rozpromieniona. Schowała telefon do kieszeni i
od razu powiedziała: - Spotkam się dzisiaj wieczorem z Kate, pamiętasz
tą rudą ze szkoły?
- Pamiętam - odpowiedziałam.
Nie wiedziałam, że
one obie mają ze sobą jakikolwiek kontakt po tym, jak Kate powiedziała
jej, że jest lesbijką i bardzo ją lubi. Myślałam, że zerwała z nią
kontakt, bo bała się, że dziewczyna może polubić ją bardziej niż
powinna, a teraz nagle się spotkają?
- Myślałam, że zerwałaś z nią kontakt - powiedziałam, gdy ta podeszła do kasy, by zapłacić za wybrane rzeczy.
- Bo tak było, ale
kiedyś zadzwoniła i powiedziała, że nie jestem w jej typie, ale
chciałaby utrzymywać kontakt koleżeński czy coś. Czemu miałabym się nie
zgodzić.
- Okej. Chodźmy już. - Nie ciągnęłam już tego tematu.
Obeszłyśmy jeszcze
kilka sklepów i półtorej godziny później byłyśmy już w domu. Od progu
czuć było całkiem przyjemne zapachy.
- Co tak pachnie? - zapytała Natt, rzucając torby z ubraniami na podłogę w korytarzu.
- Nic dla ciebie! -
usłyszałyśmy, na co ja się uśmiechnęłam, a dziewczyna warknęła coś pod
nosem. Odłożyłam swoją małą torebkę na szafkę, a sama poszłam przywitać
się z Harry' m.
- Cześć - powiedziałam,
jak tylko ujrzałam jego sylwetkę stojącą tyłem o mnie. Od razu, na
dźwięk mojego głosu, odwrócił się i uśmiechnął szeroko. Stał teraz
przede mną w tym samym wydaniu, co jeszcze dwie godziny temu, tyle, że
miał na sobie jeszcze fartuch kuchenny, co tylko sprawiło, że stał się
jeszcze bardziej pociągający.
- Witam - odpowiedział i od razu przyciągnął mnie do siebie, gdy tylko byłam w zasięgu jego rąk.
- Co tam gotujesz? - zapytałam ciekawa.
- Nie powiem ci. To na naszą romantyczną kolację, o której nic nie wiesz.
- Wiem już, że jest
romantyczna - uśmiechnęłam się, co on wykorzystał i pocałował moje usta
tak, jakby to miał być nasz ostatni pocałunek.
- Więcej nic się nie
dowiesz. A teraz uciekaj mi stąd. - Odwrócił mnie do siebie plecami,
popchnął lekko do przodu, a na koniec klepnął w tyłek. Odwróciłam się,
by coś mu powiedzieć, ale ten mieszał już zacięcie drewnianą łyżką w
garnku. Westchnęłam tylko, kręcąc głową i wróciłam na korytarz, by
zabrać swoje zakupy. Torby nie było, więc uznałam, że wzięła je Natty.
Od razu udałam się na górę do jej tymczasowego pokoju.
- Masz swoją kieckę. -
Rzuciła we mnie torbą, w której była. Wyjęłam ją z opakowania i
rozłożyłam na łóżku. - Jest naprawdę ładna - uznała, na co tylko się
uśmiechnęłam.
- Wiem i zamierzam ją dziś założyć - oznajmiłam, wyjmując również buty.
- Oj coś czuję, że
dobrze robię znikając na wieczór. I wiesz co, na noc też nie wrócę. Nie
wiem, co zastanę w tym domu - stwierdziła, wyjmując swoje ubrania i
układając je w równą kostkę obok.
- Już nie bądź tak do przodu. Skąd ty to możesz wiedzieć, co?
- No proszę cię. Nie
widzisz, że się stara? Przecież od tak nie robi dla ciebie kolacji. -
Wysunęła pierwszy argument, podchodząc do szafy i chowając w niej
ubrania, dzieląc na odpowiednie półki: spodnie, koszule, t - shirty,
bielizna i buty.
- Okej, masz rację.
- No i ten jego dobry humor - dodała z przekąsem, zamykając szafę i siadając obok mnie.
- Harry ma zawsze dobry humor - powiedziałam, udając oburzenie.
- Dobra, jak chcesz -
ucięła temat. Westchnęłam i zabrałam sukienkę wraz z butami i wyszłam z
jej pokoju. Dowiedziałam się jeszcze, że dziewczyna wychodzi za godzinę,
i tak jak powiedziała, nie wróci na noc.
Sukienka ponownie
wylądowała na, tym razem, naszym łóżku, a buty przy nim. Rozejrzałam się
po pomieszczeniu, dostrzegając w nim bałagan. Nie do wiary, że zrobił
to Harry - cóż, innego winowajcy nie było, wszędzie walały się jego
koszule, bądź koszulki. Szybko się z nimi uwinęłam i kilka minut potem
brałam prysznic. Ciepła woda zmyła ze mnie cały dzisiejszy dzień i byłam
gotowa na to, co przygotował Harry. Wyszłam z kabiny i wytarłam swoje
ciało ręcznikiem, którym okryłam swoje ciało i tak wymaszerowałam z
zaparowanej łazienki do pokoju. W pomieszczeniu zastałam Harry' ego,
który zapinał właśnie guziki swojej koszuli. Gdy mnie zobaczył, zawiesił
dłużej oko na pokrywającym moje ciało ręczniku i powiedział:
- Natty już wyszła, będzie jutro.
- Dobrze - odpowiedziałam, kiwając głową.
- Cholera, jak ty dobrze
wyglądasz w tym ręczniku sarenko - usłyszałam jego słowa, a zaraz po
tym, poczułam jego dłonie na moich biodrach.
- Super, ale daj mi się
ubrać. - Zdjęłam jego dłonie z mojego ciała i podeszłam do łóżka, gdzie
nadal znajdowała się moja sukienka. Wraz z nią udałam się ponownie do
łazienki, ignorując całkowicie bruneta, który obserwował każdy mój ruch.
Bałam się, że zaraz się na mnie rzuci, czy coś. - Już jes...
Weszłam z powrotem
do pokoju w nadziei, że Harry jeszcze tam jest, ale przeliczyłam się,
pokój był pusty. Zeszłam więc na dół, słysząc dochodzącą z salonu cichą
muzykę. Sam Harry stał przed bogato zastawionym stołem z szerokim
uśmiechem, patrząc wyłącznie na mnie. To wspaniałe uczucie, wiedząc, że
jesteś dla kogoś tak ważny, że patrząc na nią, w jednej chwili nie liczy
się całkowicie nic, oprócz tej osoby.
- Wyglądasz nieziemsko - powiedział, gdy przyjrzał mi się dokładnie z góry na dół.
Jedyne, co zrobiłam
ze swoim wyglądem, to wyprostowałam włosy i zaczesałam grzywkę do tyłu
tak, iż nie było jej w ogóle widać. Lekki makijaż podkreślający oczy, do
tego sukienka i bose stopy. Uśmiechnęłam się lekko, czując dumę z tego,
że potrafię wprawić go w zachwyt moją małą osobą.
- Dziękuję.
Usiedliśmy przy
stole, a Harry opowiadał o każdym daniu i sałatce, która stała przed
nami. Czas przy jedzeniu mijał nam obojgu zaskakująco szybko. Ja
opowiadałam mu o moim dzisiejszym, całkiem nudnym dniu, a on o spotkaniu
z Zaynem, które nie było takie straszne, jak je sobie wmawiałam.
- W sumie przez dobrą
godzinę miałem ochotę go zatłuc, ale wysłuchałem go, nawet pytał o
Grace... Obiecał nawet, że pójdzie na jej grób. Ale nie rozmawiajmy
teraz o tym. Chciałbym zabrać cię teraz w jedno miejsce - oznajmił,
wstając ze swojego miejsca na przeciw mnie. - Tak na rozluźnienie.
- W jakie?
niedziela, 26 czerwca 2016
Czterdzieści jeden
Niedziela, jak i
poniedziałek Wielkanocny, minęły nam w przyjemnej, świątecznej
atmosferze. Byłem nieźle zdziwiony widząc, jak Anabell się postarała ze
wszystkim. Ale zaraz po świętach zająłem się sprawą Nath. Mam kilku
znajomych,obiecali poszperać coś o tym Z.z. Nadal sam nie doszedłem do
tego, kto podpisał się tym skrótem. Sama Natty nie przeszkadza mi w moim
domu. Wie, że gdy jesteśmy w swoim pokoju, to nam się nie przeszkadza
bez powodu, no i Bella jest szczęśliwa, a gdy widzę uśmiech na jej
słodkich ustach, niczego innego nie potrzebuję.
- Harry, podasz mi
paprykę z górnej półki? - usłyszałem pytanie Anabell z kuchni. Wstałem z
kanapy i udałem się do niej, by podać jej warzywo.
- Dziękuję. - Cmoknęła mnie w usta
przelotnie w podzięce, co dla mnie było za mało. Byliśmy sami w domu,
gdyż przyjaciółka mojej narzeczonej poszła do pracy. Anabell też
powinna, ale przekonałem ja, by została dziś w domu.
- Harry, bo przypalę wywar! - dziewczyna pisnęła, gdy poczuła, jak unoszę jej ciało i sadzam na blacie obok kuchenki.
- Nic nie przypalisz - mruknąłem, wpijając się w jej miękkie usta, smakujące pomidorami.
- Ale...
-Cii... - szepnąłem między krótkimi pocałunkami. Wymacałem lewą ręką
kurek i przekręciłem go do siebie, odcinając dostęp prądu do palnika.
Anabell w końcu poddała się i jej dłonie wylądowały na mojej szyi,
przysuwając mnie jeszcze bliżej jej ciała. Kurczę, podziałało to na
mnie, poczułem, że staję się twardy, ale nie zamierzałem przestawać,
zapragnąłem Anabell w tej chwili.
- Harry, nie teraz... -
usłyszałem, gdy zszedłem ustami na jej szyję. Przeszkadzała mi jej
bluza, więc ściągnąłem ją szarpiąc. Cóż, szfy poszły. - Przestań,
niszczysz mi ubrania. - Anabell odsunęła mnie od siebie, śmiejąc się,
popychając moje ciało do tyłu.
- Zobacz, co ty mi
zrobiłaś, a teraz odmawiasz. - Pokazałem dłonią w dół. Spojrzała, a
zaraz potem zaczerwieniła się słodko i zeskoczyła z blatu, podchodząc o
krok bliżej mnie.
- Cóż, chyba będziesz
musiał poradzić sobie sam. - Wzruszyła ramionami, odwracając się do mnie
plecami, zabierając się za krojenie papryki. Westchnąłem w duchu na jej
gest. Przez tą dziewczynę oszaleję pewnego dnia. Przysięgam.
- Zwariuję przez ciebie - mruknąłem, co spotkało się z jej śmiechem. Wróciłem do salonu, uspokajając pożądanie.
- I tak wiesz, że cię
kocham! - usłyszałem jeszcze, zanim wznowiłem mecz piłki nożnej.
Chciałem obejrzeć coś innego, ale nie było nic wartego mojej uwagi.Nie
jestem typowym facetem, który uwielbia mecze piłki nożnej od rana do nocy z
piwem w ręku. Chociaż piwkiem nie pogardzę.
- Ja ciebie też kocham!
W końcu postanowiłem
włączyć jakieś wiadomości. Może chociaż dziś powiedzą coś ciekawego, bo
ostatnimi czasy, nic, tylko wojna i korupcja. W ekranie pojawiła się
jakaś szatynka, ubrana w białą koszulę i włosami spiętymi w perfekcyjnego
koka - prezenterka.
- Czas na kolejne
wiadomości... - Nie słuchałem jej do czasu, aż padły te słowa: -
Dostaliśmy informacje od naszego źródła, że znany twórca szminek, Zayn
Malik, zaszczycił ponownie Holmes Chapel swoją obecnością. Będzie
promował tutaj swoje nowe próbki. Jesteśmy bardzo ciekawi, czy i w tym
roku, ten rozchwytywany na całym świecie miliarder, w naszym małym
miasteczku, ponownie zbierze rzesze fanek jego wytworów.
Ekran z prezenterką
zniknął, a pojawiło się zdjęcie rzeczonego Zayna Malika. Trochę się
zmienił, jak ostatnim razem go widziałem... Skoro będzie tu już
niedługo, to trzeba go odwiedzić!
- Ale on przystojny -
usłyszałem westchnienie Anabell, a we mnie w momencie zagotowała się
krew w żyłach. Wstałem i podszedłem do niej.
- Co ty powiedziałaś?
- No, że jest przystojny - odpowiedziała z delikatnym strachem w głosie. Nie chciałem jej przestraszyć, ale sama się prosi.
- Nie chcę słyszeć o nim nic w tym domu. To zwykła gnida i kawał chuja, nic więcej.
- Ale Harry...
- Nie. Powiedziałem i nie będę się powtarzał.
Odwróciłem się i
wymaszerowałem z salonu, prosto do pokoju. Zatrzasnąłem za sobą głośno
drzwi, od razu siadając na łóżku. Starałem się uspokoić, by nie wybuchnąć
niepotrzebnie, ale co tu dużo mówić - rozjuszyła mnie tymi słowami. I
tu nie chodzi o to, że jestem zazdrosny o te słowa. Tu chodzi o coś
bardziej poważnego. Obudziła we mnie stare, bolesne wspomnienia, które
otworzyły głębokie rany. Usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Westchnąłem
kolejny raz, powiedziałem, że może wejść. Wiedziałem, że teraz nie
odpuści, będzie chciała dowiedzieć się, dlaczego tak zareagowałem.
- Harry?
- Przepraszam Anabell - powiedziałem, jak tylko poczułem jej ciało przy swoim, objąłem je swoimi ramionami.
- Powiesz mi, dlaczego, tak go nienawidzisz?
- To trudne...
- Jeśli tak, to nie musisz - stwierdziła i usiadła bokiem na moich kolanach.
- Powiem ci, bo nie chcę
mieć przed tobą żadnych tajemnic... - westchnąłem. - Kilka lat
wcześniej... Miałem przyjaciółkę. Nie, nie od seksu czy czegokolwiek
innego. Zwykła przyjaciółka. Poznaliśmy się jakiegoś dnia na szkolnym
boisku. Dostała ode mnie piłką w głowę, bo graliśmy z drużyną w nogę.
Nieźle mnie za to opieprzyła wtedy. - Uśmiechnąłem się na samo
wspomnienie. - Miała na imię Grace. Jakoś tak wyszło, że zostaliśmy
kumplami. Świetnie się dogadywaliśmy i potrafiliśmy przegadać nie jedną
noc. Aż do dnia, w którym poznała jego - westchnąłem.
- Jego, czyli tego Zayna? - dopytała, chcąc się upewnić.
- Tak. Zakochała się w
nim, jak szalona. Serio, nie widziała poza nim świata, nawet mnie. Cóż,
nie miałem jej tego za złe - w końcu, każdy ma prawo się zakochać. Była w
nim tak zauroczona, że nie widziała, jak na boku obraca inne, a gdy jej
to mówiłem, twierdziła, że jestem zazdrosny, czy coś. W końcu pewnego
dnia zostawił ją z liścikiem, że wyjeżdża, by robić karierę. Załamała
się, ale jakoś szybko wróciła do siebie. Nie było jej dane zbyt długo
cieszyć się spokojem, bo okazało się, że jest w ciąży. Gdy mu o tym
powiedziała, przysłał jej tylko pieniądze na aborcję i nigdy więcej się
nie odezwał. - Dokończyłem opowieść.
- I co z nią teraz? - zapytała, głaszcząc mnie po włosach.
- Nie mogła znieść tego
upokorzenia i kilka dni potem popełniła samobójstwo. Wzięła dwa
opakowania tabletek nasennych. On ją zabił.
- Harry, nie możesz tak myśleć...
- Ana, gdyby nie stanął
na jej drodze, żyłaby do tej pory! - Przytuliła mnie mocno do siebie,
nie pozwalając powiedzieć nic więcej. Kochałem w niej to, że nie
potrzeba było żadnych słów, by mnie rozumiała. - Dziękuję.
- To ja dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.
- Minęło tyle czasu, a ja nadal nie mogę się po tym pozbierać...
- To, że będziesz na
niego wiecznie zły, nie przywróci Grace życia - powiedziała spokojnie,
odsuwając się ode mnie na kilka centymetrów.
- Wiem, ale to zbyt
trudne, by od tak o tym zapomnieć. Dziękuję, że jesteś. - Przyciągnąłem
ją do siebie, zaciągając się zapachem jej nowych perfum. Były delikatne,
ale jednak dawało się wyczuć w nich nutkę pazura - idealnie
odzwierciedlają moją małą sarenkę.
- Boże, mój wywar! -
Czym prędzej zeskoczyła z moich kolan i wybiegła z pokoju niczym burza.
Zaśmiałem się cicho, poprawiając swoje długie włosy i postanowiłem
wrócić na dół. W kuchni okazało się, że obiad jest uratowany, i że nie
potrzebnie panikowała. Kilka minut potem we dwoje delektowaliśmy się
pysznym daniem.
- Zgadnijcie, kogo
spotkałam, gdy wracałam teraz do domu. - W progu kuchni pojawiła się
Nath. Jak to jest możliwe, że ona nie wydaje żadnych dźwięków?
- Któż taki? - zagadnąłem, spodziewając się jakiegoś starego znajomego ze szkoły, organizującego zjazd klasowy.
- Mojego byłego, zaproponował mi spotkanie.
- I co, zgodziłaś się? - zapytała Anabell.
- Oczywiście, stał przede mną sam Zayn Malik.
**
No i jak zakończenie roku? Mam nadzieję, że na świadectwach same piątki!:)
**
No i jak zakończenie roku? Mam nadzieję, że na świadectwach same piątki!:)
wtorek, 21 czerwca 2016
Czterdzieści
- Zobacz, co przyszło w
poniedziałek. - Położyłam przed Harry' m na stole kopertę, w której było
wezwanie do sądu.Bałam się jego reakcji, choć mogłam się spokojnie jej
domyśleć.
- Jakieś życzenia świąteczne? - zapytał, odwracając kopertę. - Co to jest, kurwa?
Rozerwał kopertę,
szybko wyjmując i śledząc jej zawartość. Jego oczy najpierw wyrażały
strach, a potem po prostu nic. Pustka.
- Ta kobieta jest jakaś
pojebana! - stwierdził i odrzucił na stół papier. - Czemu mi wcześniej
nie powiedziałaś? - Jego wzrok spoczął na mnie.
- Nie chciałam ci zawracać głowy niepotrzebnie. Rozprawa jest za dwa tygodnie.
- Ale i tak powinnaś mi o tym od razu powiedzieć...
- Przepraszam.
Przewróciłam
dyskretnie oczami. W tym momencie robi aferę z niczego. To tylko
wezwanie na rozprawę, ale z drugiej strony... To moja matka, nie wiem,
co naopowiadała prokuratorowi i swojemu obrońcy. Nie wiem, czy
chciałabym to usłyszeć, ale i tak dowiem się wszystkiego na rozprawie.
- A jeżeli oni wyciągną jakieś ciemnie stare sprawy i znowu mi cię zabiorą? - zapytałam, od razu uświadamiając to sobie.
W mojej wyobraźni
już powstała wizja, jak to zakuwają Harry' ego w kajdanki i ciągną go
gdzieś, a mi pozwalają na to patrzeć i śmieją się przy tym okrutnie w
twarz, na czele z moją matką.
- Anabell, skarbie, siłą mnie nie wezmą - odrzekł, pociągając mnie na swoje kolana, widząc moją zamyśloną minę.
Jego lewa dłoń
spoczęła na moim policzku, delikatnie go pocierając. Nie wiem, jak on to
robił, ale swoim dotykiem wprawiał mnie w spokój. Za każdym razem -
dlatego nie chciałam opuszczać jego ramion.
- Ale...
- Nic się takiego nie
stanie. Jesteś tam jako pokrzywdzona, nie możesz pokazać, że się boisz
własnej matki, bo ona to wykorzysta i faktycznie powie słowo za dużo.
Niestety, jeśli dobrze myślę, będziesz musiała powiedzieć sądowi, jak
się poznaliśmy i tak dalej, jeśli będzie ci kazał. Będą chcieli
wiedzieć, dlaczego matka cię porwała.
- Boję się Harry - szepnęłam i wtuliłam się w jego żółtą koszulkę.
- Jestem z tobą, przejdziemy przez to.
Na czas świąt
postanowiliśmy nie wspominać o rozprawie. Cieszyliśmy się swoim
towarzystwem. W sobotę odwiedziła nas mama Harry' ego. Nadal czuła się
źle, że wyskoczyła wtedy z tymi zaręczynami, ale brunet uspokoił ją i
powiedział, że wszystko jest już dobrze, i że przyjęłam jego
oświadczyny. Annie nie posiadła się z radości na tą wieść. Wydawało mi
się, że usłyszałam, jakby mruknęła coś pod nosem o wnukach, ale szybko
wybiłam sobie to z głowy myślą, że po prostu się przesłyszałam.
Dochodziła już siódma wieczorem, kiedy Annie postanowiła nas opuścić i
wrócić do swojego domu, życząc nam wesołych świąt. Odetchnęłam, gdy
zamknęłam za nią drzwi. Może nie powinnam, ale każda jej wizyta, to tak
jakby sprawdzian dla mnie, czy nie palnę przy niej coś głupiego, czy coś
w tym stylu. Boję się, że powie, iż nie nadaję się na kobietę Harry'
ego.
- Nareszcie sami.
Harry przyparł mnie
do drzwi, od których nie zdążyłam się jeszcze odsunąć. Jego duże dłonie
znalazły się oczywiście na moich biodrach. Ciepłe usta błądziły po mojej
szyi, ustach, szczęce, a ja na to wszystko mu pozwalałam.
- Czemu jesteś taka spięta? Chodź, zrobię ci porządny masaż.
Przełożył mnie przez
swoje ramię i tak pomaszerował na górę do naszego pokoju. Po wejściu do
pokoju, zamknął je, a mnie położył na łóżku. Poprawiłam się, kładąc na
brzuchu, na środku łóżka, uprzednio ściągając bluzkę, którą miałam na
sobie i odpinając zapięcie biustonosza. Harry usiadł na łóżku obok mnie.
Spojrzałam na niego kątem oka, zauważając, jak podciąga rękawy swojej
koszuli do łokci. Poczułam na swoich plecach dłonie Harry' ego. Nadal
nie mogę przyzwyczaić się do ich dużego rozmiaru. Delikatnie pieściły
moją skórę, przemieszczając się po niej płynnie. Westchnęłam cicho z
przyjemności, jaką mi sprawił.
- Harry, twoje dłonie działają cuda - westchnęłam kolejny raz.
- Nie zaprzeczę.
Czułam, jak jego
dłonie niebezpiecznie zbliżały się do moich piersi, ale nie miałam już z
tym problemu. Otwarcie przyznaję, iż nie boję się dotyku Harry' ego na
moim ciele. Nie wiem, kiedy nastąpiła ta zmiana, ale jestem z siebie
dumna.
- Harry?
- Tak? - odpowiedział pytaniem, nie przestając masować moich pleców.
- A co, gdybym... Gdybym była gotowa?
Cieszyłam się, że
miałam właśnie w tej chwili zamknięte oczy i nie widziałam jego reakcji,
gdyż na pewno spaliłabym tylko buraka i jeszcze zmieniła zdanie.
- W tym sensie, o którym myślę?
- W dokładnie tym.
- Ostatnim razem powiedziałem, ze się nie wycofam i nie mam zamiaru. Pytanie, czy ty tego nie zrobisz?
- Nie.
Moja odpowiedź była
pewna. Otworzyłam oczy i spojrzałam na bruneta. Patrzył na mnie z
szerokim uśmiechem, który w mgnieniu oka zmienił się w zadziorny
uśmieszek. Poczułam jego usta na moim karku. Całował go i powoli
schodził ustami na plecy, nie omijając żadnego odcinka, przy okazji
ściągając do końca ramiączka mojej górnej bielizny.
- Jestem z ciebie dumny - powiedziałem jakiś czas potem.
To była prawda, byłem niesamowicie dumny z mojej małej sarenki, że w końcu mi zaufała.
- Ja też - odpowiedziała, rysując palcem kontury moich tatuaży na torsie.
Leżała przy moim
prawym boku na ramieniu,okryta jedynie kołdrą, co wcale mi nie
przeszkadzało. Za oknem była jeszcze noc i padał deszcz, a w pokoju
paliła się mała lampka, dająca jedyne światło w pomieszczeniu.
- Jak było?
Może w tym momencie chciałem podnieść trochę swoje ego, ale i byłem ciekaw jej odczuć.
- Lepiej, niż ostatnim razem - odpowiedziała, podnosząc się na łokciu i spoglądając na mnie.
- Anabell - jęknąłem, przymykając oczy na jej słowa.
- No już, przepraszam. - Pochyliła się, cmokając mnie w policzek. - Było tak, jak sobie wyobrażałam, a nawet lepiej.
- Naprawdę?
- Uhm - przytaknęła, ponownie kładąc się na moim ramieniu. - Chociaż dziś tego nie planowałam.
- Oh, czyli cię
wykorzystałem? - uśmiechnąłem się, spoglądając na dziewczynę z góry.
Parsknęła głośnym śmiechem, ale zaraz odpowiedziała:
- Zdecydowanie nie.
- Całe szczęście.
Cmoknąłem ją we
włosy, przymykając oczy. Gdy już miałem usypiać, usłyszałem dzwonek do
drzwi. Nie przejąłem się nim za pierwszym razem, ale gdy pojawił się
znowu, jęknąłem przeciągle, wzbudzając przez to śmiech Anabell.
- Kogo niesie o jedenastej w nocy? - zapytałem, po spojrzeniu na zegarek. - I to jeszcze w święta?
- Idź sprawdź.
Anabell kiwnęła
tylko głową, nie wiedząc, kogo się spodziewać. Założyłem bokserki i
zszedłem na dół, gotowy zamknąć tej osobie drzwi przed nosem, zanim
powie choć słowo. Zapaliłem światło w korytarzu. Dzwonek nie ustępował, a
ja byłem już całkiem zirytowany natarczywością gościa. Szarpnąłem za
klamkę, otwierając drzwi. W drzwiach zobaczyłem Natt.
- Co ty tu robisz o
jedenastej w nocy, w strugach deszczu i wyglądem, jak dziwka? -
zapytałem, dobrze wiedząc, że dziewczyna nie obrazi się za ostatnie
słowo.
- M... Mogę wejść?
- Jasne.
Wpuściłem ją do
środka, widząc dopiero, jak przemokła. Nic dziwnego, skoro była ubrana
jedynie w krótką sukieneczkę i szpilki.
- Chodź na górę, Anabell da ci coś na przebranie i opowiesz nam, dlaczego się tu znalazłaś, okej?
Dziewczyna kiwnęła
tylko głową, dając się zaprowadzić na górę. Gdy Anabell ją zobaczyła, od
razu, bez pytań, pomogła się jej ogarnąć. Pół godziny później wszystko
było już pod kontrolą, a Natty piła gorącą herbatę, siedząc w naszym
łóżku.
- Więc, co się stało? - zapytała Anabell, tuląc do siebie dziewczynę, jakby ta, została co najmniej napadnięta i zgwałcona.
- Byłam na imprezie, w
końcu nie jest to zabronione. Wróciłam do domu jakąś godzinę temu. Jak
wychodziłam, zamknęłam dom na cztery spusty, a gdy wróciłam, drzwi były
otwarte, a wewnątrz wszystko powywracane do góry nogami. Ale nic nie
zginęło.
- Włamanie? - odezwałem się pierwszy raz od kilku minut.
- Tak - pokiwała głową. - Ale nie wiem, kto to zrobił i dlaczego.
- Może podpadłaś komuś? Nie wiem, ktoś cię prześladował, może śledził w ostatnim czasie? - zadałem kolejne pytania.
- N... Nie. Nie czułam
się obserwowana, ale zalazłam to na stole w kuchni. - Dziewczyna
sięgnęła do swojej torebki i wyciągnęła z niej małą białą karteczkę.
- Co to jest? - Od razu zabrałem jej papierek i przeczytałem jego zawartość.
'' To tylko początek kotku. Rozkręcam się i ty dobrze o tym wiesz. Z. z''
- Ja nawet nie wiem, kim on jest!
- No jakoś się na pewno
poznaliście, skoro pisze takie rzeczy. Pomyśl, może kiedyś spotykałaś
się z jakimś facetem, a potem go rzuciłaś - powiedziałem rzeczowo.
- Było może takich dwóch, albo... Trzech, ale oni nie byliby w stanie.
- Z miłości każdy popełnia błędy.
Z. z. Skądś to kojarzę, gdzieś to widziałem, ale teraz za nic nie mogę sobie tego przypomnieć.
- Dobrze, zróbmy tak. Przenocujesz dziś u nas, a jutro ogarniemy twój dom i jak będzie trzeba zawiadomimy policję.
- Ale są święta...
- No to spędzisz je z
nami, a rano pojedziemy obejrzeć dom i zamknąć go. A teraz idziemy spać.
Anabell, zaprowadź ją do pokoju gościnnego.
******
wtorek, 3 maja 2016
Trzydzieści dziewięć
Od tamtego wieczoru
minęły trzy tygodnie. Nastał marzec, a z nim ładna pogoda, która
utrzymywała się od kilkunastu dni. Harry opuścił mnie na trzy dni, gdyż
musiał wyjechać do Los Angeles w jakiejś ważnej sprawie z Liamem, o
której nie powiedział mi za wiele. Ja w tym czasie zajęłam się tym, co
zawsze. Chodziłam do pracy, spotykałam się z Natt, nawet po pracy - nie
mogłyśmy się nagadać. Zmieniłam też trochę swój wygląd, skracając
nieznacznie włosy. Hazz o tym nie wiedział, ale mam nadzieję, że się nie
przestraszy.
Cały miesiąc w
mediach przegadali o świętach Wielkanocnych, przez co udzieliła mi się
trochę ta gorączka. No, może nie szalałam ze wszystkim, ale miałam z
tego trochę radości. Zaraz po wyjeździe Harry' ego, zaczęłam planować
święta. Wyciągnęłam kilka kartek i podzieliłam je na: sprzątanie,
zakupy, gotowanie. Wszystko miałam rozplanowane - poniedziałek porządne
sprzątanie, we wtorek pozmieniam firany, środa - czwartek uzupełnię
zapasy i produkty najważniejsze do dań, które mam zamiar zrobić, piątek
gotowanie, o ile nie spalę domu no i w sobotę z koszyczkiem do kościoła,
no i w niedzielę śniadanie. Może uda mi się namówić Harry' ego na jakiś
spacer, czy coś...
Oczywiście w
gotowaniu mistrzem nie byłam, ale co nie co wiem i umiem, a internet też
czasem może być bardzo przydatny. Do samych świąt został mi tydzień, a
ja już w poniedziałek z rana zajęłam się sprzątaniem domu. Harry wróci w
czwartek, a ja będę miała już wszystko zrobione! Dom był dość duży,
więc i ja miałam dość dużo roboty. Zaczęłam od góry, od naszych pokoi i
korytarza. Do naszej sypialni wparowałam z dwoma wiaderkami wody,
ściereczką, mopem i płynem do szyb. Od razu zajęłam się oknami, które
skończyłam pucować dwie godziny później. Następnie wytarłam kurze,
poukładałam w szafie, na półkach i umyłam podłogę. Ogarnęłam inne
pomieszczenia i zajęłam się korytarzem. Tutaj przetarłam tylko jedną
szafeczkę z lustrem, które znajdowało się kilka kroków od naszej
sypialni i mogłam myć podłogę. Dywan, który na niej leżał, zwinęłam i
zniosłam na dół, wraz z czarnym dywanem ze schodów, by potem móc iść je
wytrzepać. Wycisnęłam materiał mopa i kilka minut potem, po dokładnym,
dwukrotnym umyciu tej podłogi, mogłam stwierdzić, iż jest ona czysta i
nawet błyszczy. Korytarz był połączony ze schodami, więc sięgnęłam do
drugiego wiaderka z wodą i detergentami i wyciągnęłam z niego
ściereczkę, wyciskając z niej wodę. Przetarłam trochę poręcz z jednej i
drugiej strony. Umyłam schody i zadowolona pozbyłam się wody w łazience.
Weszłam do kuchni, nastawiając od razu wodę na herbatę. Po zaparzeniu
saszetki, usiadłam przy stole, zjadając trzy kanapki, które zrobiłam w
trakcie czekania na wodę. Zegar na ścianie wskazywał już godzinę
pierwszą po południu.
Ciekawe, co robi
Harry? Obiecał zadzwonić do mnie w wolnej chwili. Nagle po całym domu
rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi. Wstałam od stołu, przy okazji
odkładając pusty kubek po herbacie do zlewy. Podeszłam do drzwi i
otworzyłam je, nie patrząc, to jest za nimi.
- Tak? - zadałam
pytanie, patrząc na niskiego mężczyznę ubranego w mundur listonosza i
wielką czarną torbą przewieszoną na prawym ramieniu.
- Czy mieszka tu pan Styles?
- Tak, ale nie ma go aktualnie w domu.
- A czy mogłaby pani mu
to przekazać i pokwitować odbiór? - zapytał, sięgając do owej torby i
wyciągając z niej prostokątną kopertę , długopis i wydruk, który
musiałam podpisać.
- Tak.
- Proszę tutaj o podpis.
Podstawił mi pod nos
papier i długopis. Szybko podpisałam w wyznaczonym miejscu i zamknęłam
mu drzwi przed nosem. Od razu wróciłam do kuchni, siadając na swoim
poprzednim miejscu i otwierając list. Nie ważne, że był zaadresowany do
Harry' ego. Co dotyczy jego, dotyczy też mnie. Prześledziłam wszystkie
linijki zamieszczone na papierze i o mało nie dostałam zawału.
Ten listonosz chyba
niedowidział, bo list był do mnie. Zawiadomienie z sądu. Miałam stawić
się jako świadek i poszkodowana na rozprawie o moje porwanie i
przetrzymywanie, którego sprawcą byłą moja matka. Szczerze, nie
sądziłam, że to nadal jest w toku. Myślałam, że umorzyli wszystko, a tu
jednak nie. Nie wiedziałam, co zrobić - czy zadzwonić od razu do Harry'
ego i mu o tym powiedzieć, czy może poczekać do jego powrotu. W sumie,
nie musiałam się spieszyć, bo wezwanie było dopiero na piętnastego
kwietnia. Złożyłam kartkę papieru na pół i z powrotem umieściłam ją w
kopercie. Wstałam od stołu i z kopertą udałam się na korytarz, gdzie
znajdowała się moja torebka. Odsunęłam suwak i włożyłam do środka
papierową kopertę. Westchnęłam ciężko, na myśl o ponownym spotkaniu
matki i przechodzenia przez sąd. Od razu odechciało mi się ogarniania
parteru, chociaż nie było tu nie wiadomo ile do umycia.
Chcąc nie chcąc,
weszłam do łazienki, chwyciłam zielone plastikowe wiaderko i podstawiłam
je pod kran. Odkręciłam kurek i poczekałam, aż wody będzie
wystarczająco dużo. Dolałam trochę płynu do mycia, dorzuciłam ściereczkę
i wyszłam z łazienki, zostawiając sobie ją na koniec.
- Harry, kochanie,
dobrze, że już wróciłeś! - Przywitałam bruneta w drzwiach z portfelem i
siatkami w ręku. Miał na sowie swoje ulubione czarne spodnie i białą
koszulkę z podwiniętymi rękawkami.
- Cześć kochanie.
Chciał podejść i przytulić mnie, ale ja wyszłam z domu i powiedziałam:
- Najpierw musimy coś załatwić, skoro już jesteś, potem będzie czas na czułości.
Wiem,że ten pomysł
nie za bardzo mu się podobał, bo pewnie chciał robić coś innego, ale ja
musiałam trzymać się swojego planu, inaczej nic by mi z tego nie wyszło.
Zatrzymałam się przy samochodzie i poczekałam, aż Harry cofnie się i
przyjdzie do mnie. Musiałam zrobić dzisiaj te zakupy, za wszelką cenę.
Jutro idę od rana do pracy, nie będę miała czasu. I tak musiałam
wszystko pozmieniać, bo okazało się, że we wtorek i w środę musiałam iść
do pracy, więc wszystko, co zaplanowałam na te dni, musiałam zrobić
dzisiaj.
- Gdzie jedziemy? - zapytał, zapinając pas i zapalając silnik.
- Do Lidla, albo
Carrefoura, gdziekolwiek, byle bym kupiła wszystko - oznajmiłam i
wyciągnęłam z kieszeni dość długą listę z tym, co potrzebuję, by
przygotować porządne jedzenie dla dwóch mężczyzn.
Oprócz mnie i Harry'
ego, będzie z nami również mój tata i mama Harry' ego. Doszliśmy z
loczkiem do wniosku, że nie mogą oboje zostać sami w święta.
- Wedle pani rozkazu.
- Ta już ostatnia? - zapytał zdziwiony Harry, ładując do bagażnika auta, czwartą zapełnioną po brzegi siatkę.
- Tak - odpowiedziałam i
szybko odprowadziłam wózek na miejsce. Wróciłam do loczka i wsiadłam na
miejsce pasażera, od razu zapinając pas.
- No kochanie. Będziesz musiała mi porządnie wynagrodzić dzisiejsze zakupy, bo przez ciebie już całkiem padam na twarz, wiesz?
Posłał mi spojrzenie
z ukosa swoimi błyszczącymi oczyma, ale zaraz jego twarz pokazała mi
jego jeden z tych uśmiechów,od których miękną mi kolana. Kiwnęłam tylko
głową i odwróciłam się, by popatrzeć na ulicę i dzień, który prawie się
kończył. Pozostała tylko niewielka poświata jasnego nieba na horyzoncie.
Po wniesieniu siatek
do kuchni, Harry padł na kanapę w salonie i za nic nie chciał wstać.
Chciałam chociaż, żeby położył się w sypialni, ale to nie był dla niego
do przyjęcia. Stwierdził, że nie wstanie, a po chwili zamknął oczy i
cicho pochrapywał. Uśmiechnęłam się, widząc coś takiego przed oczami.
Postanowiłam go tak zostawić i iść rozpakować rzeczy, a potem obudzić
go. Robiłam to najciszej, jak mogłam, ale Harry twardo śpi, na pewno
nawet nie słyszał szelestu toreb.
Pół godziny potem
ponownie weszłam do salonu i kucnęłam przed kanapą. Harry nadal spał.
Włosy zasłoniły całą jego twarz, więc ostrożnie, by go nie obudzić,
odgarnęłam je z jego twarzy. Nawet jak śpi, wygląda cudownie, nie wiem,
jak to możliwe.
- Harry - szepnęłam
cicho, obserwując jego reakcję. Nawet się nie poruszył. - Harry -
ponowiłam próbę trochę głośniej. - Hazz, pobudka -powiedziałam normalnym
tonem, będąc pewna, że i tak mnie nie słyszał.
- Kochanie, jeszcze z pół godzinki. - I od tak przekręcił się na drugi bok, pokazując mi plecy.
- Harry wstawaj, już dziewiąta. Idź pod prysznic i spać - jęknęłam.
On jak chce, potrafi
być bardzo uparty i nie sposób go do czegokolwiek przekonać. Podniosłam
się i powiedziałam surowym tonem:
- Jeśli w tej chwili nie wstaniesz, śpisz dzisiaj na tej kanapie.
Oczywiście on i tak przyszedł by do pokoju, ale spróbować nie zaszkodzi, nie?
- Mnie szantażem? Mnie?
Zerwał się nagle z
kanapy i chwycił mnie w pasie, a potem położył na miejscu, gdzie jeszcze
przed chwilą spał. Zawisł nade mną i patrzył w twarz z szerokim
uśmiechem.
- No czymś musiałam cię obudzić - stwierdziłam, unosząc brew i patrząc na niego.
- To nie był dobry
pomysł - oznajmił i pochylił się, mocno mnie całując. - Nawet nie wiesz,
jak za tym tęskniłem, za tobą - powiedział, gdy na moment się odsunął.
Jego dłonie powędrowały na moją talię.
- Ja też tęskniłam.
Przełożyłam ręce na
jego kark, przyciągając jego usta do moich. Całował mnie powoli, ale
stanowczo przez kilka chwil, aż nie brakło nam powietrza. Otworzyłam
oczy i spojrzałam na niego, szeroko się uśmiechając.
- Dobrze, że już jesteś.
- Jestem całkiem wypoczęty i czekam na wynagrodzenie za zakupy, o których mnie nie uprzedziłaś.
Jego nos dotknął mojego, po czym zjechał na policzek, a potem na szyję, łaskocząc mnie przy tym.
- Przestań Harry. - Zachichotałam w jego bark.
Chciałam się
odsunąć, ale on przyciągnął mnie mocniej do siebie i pocałował w
zagłębienie pomiędzy szyją, a ramieniem. Jego dłonie znalazły się pod
koszulką i zaczęły swoją wędrówkę po moim brzuchu i plecach, co było
przyjemne.
-No cóż, na to '
wynagrodzenie ' będziesz musiał troszkę poczekać. - Wyrwałam się mu i
przeszłam jakoś pod nim, wydostając się na podłogę.
- Ile?
- Na pewno nie długo.
wtorek, 26 kwietnia 2016
Trzydzieści osiem
Zapadła między nami
cisza. Nawet nie wiem, jak ją nazwać. Nie była ani zła, ani dobra. W
końcu postanowiłam się odezwać, bo miałam jej po prostu dość, trwała już
za długo.
- Masz rację, odmówiłabym ci. Ba, wyśmiałabym cię. Nie wiem, jak po tym wszystkim, mogłeś pomyśleć, że się zgodzę!
Wstałam z kanapy,
podchodząc do okna. Nie wyjrzałam przez nie, tylko odwróciłam się, by
widzieć Harry' ego. Moje wypowiedziane słowa, to oczywiście blef, ale
chciałam dać mu nauczkę za to, że miał mnie głęboko w dupie przez
ostatnie godziny. Spojrzałam na bruneta, miał spuszczoną głowę i
przymknięte oczy, co mnie lekko zdziwiło. Myślałam, że wybuchnie,
zacznie krzyczeć, a nawet, że będzie zdolny ponownie mnie uderzyć. Nie
powiem, przez moment przeszła mi taka myśl przez głowę, by pokazać mu w
ten sposób, że nie panuje nad swoimi emocjami, ale szybciej zniknęła,
niż się pojawiła.
- Przepraszam.
On również wstał,
ale wyszedł z salonu. Ruszyłam za nim. Szedł do swojego gabinetu, do
którego moja osoba wstępu nie miała, ale on nawet nie przejął się teraz
zamknięciem drzwi. Widocznie musiały bardzo zaboleć go moje słowa, przez
co zrobiło mi się smutno i byłam zła na siebie, ale wiedziałam, że
zaraz wszystko odkręcę. Zawsze mi się to udawało, z resztą.
- Harry, zaczekaj.
Chwyciłam go za
ramię, zanim zdążył dotrzeć do swojego biurka i fotela, zagnieżdżając
się w nim na resztę wieczoru. Kurczę, nawet nie zauważyłam, że już się
ściemniło!
- Tak? - zapytał i spojrzał na mnie bez wyrazu.
- To ja przepraszam... Nie powinnam cały czas tego wypominać... - Spuściłam wzrok zawstydzona i zła na siebie samą.
Nie powinnam mu o
tym ciągle i ciągle przypominać. To tak, jakbym go torturowała
psychicznie samymi słowami, a przecież tego nie chciałam.
- Nie... Masz całkowite
prawo. Ja cię skrzywdziłem, zrobiłem to w najgorszy możliwy sposób. Nie
dziwię się, że reagujesz w ten sposób - westchnął cicho.
- Spróbuj jeszcze raz -
poprosiłam cicho. Spojrzał na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi. - No
wyduś to pytanie z siebie! - powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Naprawdę?
Jego oczka
rozbłysły, co niezmiernie mnie ucieszyło. Kiwnęłam potakująco. Podszedł
do mnie bliżej o krok, przyciągając mnie do swojego ciała najbardziej,
jak to możliwe. Jego usta znalazły się przy moim prawym uchu i
usłyszałam:
- A więc, czy wyjdziesz
za mnie i przyjmiesz moje nazwisko? - zapytał szeptem, sprawiając, że
dreszcze przeszły wzdłuż moich pleców, patrząc na mnie z niepewnością.
- Tak - odpowiedziałam równie cicho.
Uśmiechnął się
szeroko, wyciągając przed siebie prawą rękę, od razu ją otwierając.
Zobaczyłam w niej małe, charakterystyczne czerwone pudełeczko, a w nim
piękny, srebrny pierścionek z diamencikiem po środku. Zaparło mi dech na
moment, gdy go zobaczyłam, ale w porę się opamiętałam, by nie wyjść na
żądną błyskotek dziewczynę. Był on prostu piękny.
- Harry... Nie...
- Cii... Nic nie mów. To
nic. Ważniejsze są słowa i czyny, niż marna błyskotka. - Wyjął
pierścionek z pudełeczka od razu nakładając go na mój palec. Pasował
idealnie.
- Śliczny - szepnęłam tylko, nadal się w niego wpatrując.
- Wiedziałem, że będzie odpowiedni.
Uśmiechnął się
nieznacznie, obserwując moją reakcję. Po chwili podniósł mój podbródek
do góry, tym samym zmuszając mnie do spojrzenia w jego oczy. Nic nie
powiedział, ale po chwili wpatrywania się w moje oczy, przybliżył swoją
twarz do mojej i złączył nasze usta razem, muskając moje co chwilę
delikatnie swoimi. Robił to tak zmysłowo i spokojnie, że ugięły się pode
mną nogi. Harry wykorzystał to i podniósł mnie, jak pannę młodą. Nasze
spojrzenia się spotkały, gdy przełożyłam ręce przez jego szyję. Nic nie
powiedział, od razu udał się na górę, do naszego pokoju. Otworzył drzwi
ręką, a zamknął je mocnym kopniakiem, przez co zatrzasnęły się z głośnym
stukotem. Przeszedł odcinek do naszego łóżka i położył mnie na nim,
zajmując zaraz miejsce obok mnie. Przekręciłam się na lewy bok, by móc
lepiej widzieć bruneta. Uśmiechnął się do mnie szeroko i powiedział:
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że się zgodziłaś - odpowiedział.
- Moja odpowiedź nie mogłaby być inna Harry.
Przysunęłam się
bliżej do niego, przytulając się do jego ciepłego ciała. On od razu
objął mnie w talii, nie pozwalając się odsunąć. Nawet nie chciałam.
Mogłabym cały czas spędzić w jego ramionach.
- Ale jednak uważałem inaczej - ciągnął dalej temat. - Nie zdziwiłbym się, gdybyś powiedziała nie.
- Hazz, daj już spokój... To nie ma sensu. Chcę już o tym zapomnieć.
- Dobrze, przepraszam - szepnął i cmoknął mnie we włosy.
Okręcił się tak, że
mógł spokojnie wpatrywać się w moją twarz. Skanował ją kilka chwil, by
zaraz po tym, niespodziewanie przycisnąć swoje wargi do moich,
delikatnie na nie napierając. Oddałam pocałunek, rozchylając od razu
usta i tym samym dając mu dostęp. Nie musiał prosić. Poczułam jego dłoń,
która powoli przemieszczała się wzdłuż mojego boku, tworząc przez to
delikatne dreszcze na całym ciele. Jego palce wślizgnęły się pod moją
koszulkę, gładząc niespiesznie skórę na plecach. Mój oddech nieznacznie
przyspieszył. Poczułam, jak podnosi się z łóżka i zajmuje miejsce nade
mną, przenosząc obie dłonie z mojego ciała na poduszki, co poczułam
poprzez nacisk na wspomnianą rzecz. Oczy miałam zamknięte od momentu
pocałunku i nie chciałam ich zbyt wcześnie otwierać. Wolałam skupić się
na jego dotyku.
- Spójrz na mnie Anabell - poprosił cicho.
Jego głos był lekko
zachrypnięty i drżący, przez co poczułam przebiegające po moich plecach
ciarki. Przyznam, że były one całkiem miłe i lubiłam je czuć, gdy ich
powodem był Harry. Wykonałam jego prośbę chwilę potem. Patrzył na mnie
swoimi zielonymi oczami na mnie, będąc całkowicie skupionym na swoich
myślach.
- O czym myślisz? - Odważyłam się zapytać.
- O tym, jak bardzo cię
kocham. O tym, jak bardzo spieprzyłem na starcie. Boję się teraz wykonać
jakikolwiek krok dalej, z myślą, że zaraz mi uciekniesz... Powinienem
być stanowczy, powinienem w tej chwili pokazywać ci, jak bardzo mi na
tobie zależy, jak bardzo cię kocham... Ale nie mogę.
Zakończył swój wywód
wstając ze mnie i siadając na krańcu łóżka. Jego dłonie powędrowały w
jego włosy, szarpiąc za nie mocniej z chwili na chwilę. Westchnęłam i
uczyniłam to samo, siadając obok niego.
- Harry... Ja jestem gotowa - odpowiedziałam. Byłam pewna swoich słów i byłam gotowa na to, co miałoby nadejść.
- Nie! Sama w to nie wierzysz! Mówisz tak, żeby mnie uspokoić, ale prawda jest taka, że zanim zdjąłbym Ci koszulę, uciekłabyś.
- Harry... - Dotknęłam
jego ramienia, przysuwając się bliżej. - Staram się tego nie
rozpamiętywać, bo to nie ma sensu - trzeba iść do przodu.
- A jeśli cię skrzywdzę? Pomyślałaś o tym? Co, jeśli będę cię pieprzył, jak wtedy? Bez żadnych uczuć?
- Harry, jeśli myślisz, że czymś takim mnie przekonasz, to przykro mi bardzo, ale coś ci nie wyszło - stwierdziłam pewnie.
Wstałam z miękkiego
łóżka i poszłam od razu do łazienki. Mniejsza z tym, że nie wzięłam
piżamy, czy bielizny na zmianę, najwyżej wyjdę w ręczniku, żadna nowość.
Zamknęłam za sobą drzwi, zapalając uprzednio światło w łazience.
Stanęłam przed lustrem i przypatrzyłam się sobie. Włosy związane w
kitkę, lekko potargane, twarz zmęczona, policzki zaróżowione. Nic
nowego. To zaczyna być rutyna. Jutro dzień wolny, więc wyjdę może na
jakieś zakupy, może do fryzjera... No i odwiedzę Natty, bo ostatnio
rozmawiałyśmy tylko kilka razy przez telefon. Ma się już całkiem dobrze,
ale zwolnienie ma do końca następnego tygodnia, dobrze jej. Nie chcąc
spędzić tutaj całej nocy, postanowiłam od razu przejść do rzeczy i
znaleźć się szybko pod kołderką.
Po kilku minutowym
prysznicu, wyszłam z kabiny i wytarłam swoje ciało ręcznikiem i owinęłam
się nim. Zajęłam się włosami, dokładnie je susząc i wiążąc w niskiego
koka. Po kolejnych kilku minutach gotowa wyszłam z toalety. W pokoju
zastałam Harry' ego, siedzącego w tej samej pozycji, w jakiej o
zostawiłam. Gdy tylko usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, od razu jego
wzrok padł na mnie. Podniósł się i podszedł bliżej mojej osoby.
- Przepraszam. - Usłyszałam. Nic nie odpowiedziałam. - Bella, powiedz coś.
Bella, pierwszy raz
słyszę to zdrobnienie z jego ust. Nadal nic ni mówiąc, obrałam kolejny
kierunek, jakim była szafa. Wyciągnęłam z niej szarą, do połowy ud
piżamę z jakim motywem i bieliznę, która akurat wpadła mi w ręce - dziś
padło na czarną koronkę, no cóż.
- Dobrze, że chociaż powiedziałeś przepraszam - powiedziałam coś w końcu, jak chciał.
Przepraszam... Tak
naprawdę to było za mało. Chciałam wiedzieć, dlaczego nie chce tego
zrobić. Czemu nagle odeszła mu ochota na seks. Nie wiem, może to ja coś
źle zrobiłam, powiedziałam... Gdy ja jestem gotowa, chcę tego, jestem
pewna, on mi wyjeżdża z tekstem, że mnie skrzywdzi... Nie rozumiem
czasem tego człowieka i wydaje mi się, że nigdy tak do końca go nie
zrozumiem. Westchnęłam ponownie, stając na środku pokoju z ubraniami w
ręku, nie wiedząc, czy coś dodać, czy zniknąć w łazience i się przebrać.
-Anabell, zaczekaj. -
Chwycił mnie za rękę, zatrzymując, jak przechodziłam obok niego,
kierując się do łazienki w celu przebrania.
- Harry, nie rozumiem
cię. Na co dzień, co pięć minut rzucasz podtekstami i tak dalej, ale gdy
przychodzi co do czego i ja w końcu przemogłam się i wyraziłam zgodę,
ty mi tak po prostu mówisz, że możesz mnie skrzywdzić i nie wiadomo co
jeszcze? Co jest z tobą nie tak, Harry?
Wyszarpnęłam rękę z
jego uchwytu i pomaszerowałam do łazienki, zakluczając się od razu.
Usiadłam na zamkniętej klapie od klozetu i odetchnęłam powoli. Naprawdę
nic nie rozumiem. Może on ma kogoś na boku? Czekał na mnie tyle czasu,
aż w końcu miał dość...
- Anabell, porozmawiajmy - usłyszałam jego głos po drugiej stronie drzwi.
Mogę się założyć, ze
w tej chwili jego głowa i dłonie oparte są o drewnianej powłoce, co
kilka chwil zaciskając się w pięści.
- Poczekaj chwilę - powiedziałam głośniej, wstając z mojego tymczasowego siedzenia.
Szybko zdjęłam
ręcznik i nałożyłam ubranie. Przejrzałam się jeszcze w lustrze,
powiesiłam ręcznik na grzejniku i wyszłam z pomieszczenia. Harry czekał
na mnie, stojąc centralnie przed drzwiami.
- Słucham więc. - Założyłam ręce na piersi i czekałam, aż zacznie.
- Usiądź. - Chwycił mnie
za łokieć i poprowadził do łóżka. Usiałam według jego polecenia i
popatrzyłam na niego wyczekująco, gdy i on zajął miejsce obok mnie,
łącząc nasze dłonie razem. - No?
- Poczekajmy z tym, co? Nie chcę, żebyś podejmowała decyzję wbrew sobie, czy tylko dlatego, że ci się oświadczyłem...
- Nawet mi to przez myśl
nie przeszło, wiesz? Czuję w sobie, że to odpowiedni czas, że się uda, a
ty wszystko komplikujesz - powiedziałam, poprawiając się, poprzez
oparcie się o poduszkę, tym samym, wyjmując dłoń z jego ręki.
- Nie wiem, co powiedzieć.
- Dobrze, skoro tak
bardzo chcesz, to możemy to odłożyć, tylko następnym razem zabierz się
do roboty, a nie marudź - powiedziałam szybko, chowając twarz w dłonie,
po moich słowach.
- Oczywiście, nic nam nie przeszkodzi - stwierdził i pociągnął mnie na siebie, kładąc się na łóżku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)