sobota, 27 sierpnia 2016

Czterdzieści Trzy

    Harry zabrał mnie na kręgle. Byliśmy tylko we dwoje, a bawiliśmy się znakomicie. Niby nic, a jednak tak bardzo poprawiło mi nastrój. Dawno tak się nie uśmiałam, jak wtedy. Nie było z nami żadnych problemów, mojej matki, Zayna, czy czegokolwiek innego.
     A potem po powrocie do domu... W końcu stało się to, co stać się już powinno dawno. Ja tego chciałam i on, więc nie zatrzymywaliśmy się nawet na chwilę.Po dotarciu do sypialni Harry od razu przeszedł do rzeczy, zdejmując ze mnie sukienkę, nie szczędząc sobie słodkich, jak i całkiem sprośnych słów w moim kierunku, na temat mojego wyglądu. Cóż, chciałam zrobić na nim wrażenie, no i to mi się udało. W pewnej chwili stał się niepewny, nie wiedział, co może, a czego nie, bał się, że ucieknę. Ale nie miałam takiego zamiaru, chciałam tego i pokazałam mu to. W końcu rozkręcił się, gdy poczuł się pewniej, co i mnie się podobało. Koniec końców swój prawdziwy pierwszy raz mam za sobą, z osobą, którą bardzo mocno kochałam.
- Jak się czujesz? - Jego pytanie wybiło mnie z myślenia.
- Dobrze - odpowiedziałam, poprawiając kołdrę na swoim ciele.
- Na pewno? - Jego troska jest wręcz słodka.
- Tak Harry, na pewno.
- Ale jeśli...
- Nie. Cicho. Wszystko było okej, nie masz się czym przejmować. - Starałam się go uspokoić. Nie wiem czemu był jakby zestresowany.
- Dobrze już, przepraszam.
- Czemu wydajesz się taki spięty? - zapytałam ciekawa.
- Cóż, chciałem być bardziej... Delikatny.
- Harry, nie uderzyłeś mnie, ani nie krzyczałeś, czy cokolwiek innego. Dla mnie było idealnie. Może nie byłeś, jak to ująłeś ' delikatny ', ale ja nie chciałam, żebyś taki był. Chciałam, żebyś był sobą, nie chował emocji. Byłeś sobą Hazz.
- Serio? - Patrzył na mnie zdziwiony. Pokiwałam tyko głową potakująco.
- Tak, a delikatność zostaw sobie na inny raz. - Poklepałam go po jego nagim torsie, na co zaśmiał się i pocałował mnie we włosy.
- Jak sobie życzysz. Pani pozwoli, że udam się teraz w celu zrobienia śniadania do łóżka dla mojej ukochanej.
     Zaśmiałam się, pozwalając mu. Wstał, założył bokserki i wyszedł z pokoju, uprzednio całując mnie mocno w usta. Nie było go pół godziny, po czym wrócił z drewnianą tacą pełną jedzenia, która w kilka chwil znalazła się na moich nogach. Brunet znalazł się obok mnie,a ja posłałam mu delikatny uśmiech w podziękowaniu. On ponownie złożył całusa na moich wargach i sięgnął po szklankę, w której znajdował się sok jabłkowy, nie był świeżo wyciśnięty,bo nie mamy akurat tych owoców w domu, po prostu – z kartonu. Chleb był jeszcze z wczoraj, czyli też nie był wyjątkowo świeży,ale przecież nadawał się do jedzenia. Kilka plasterków wędliny,jakiś dżemik, pomidor, sałata – ot, zwykłe śniadanie.
     Jakoś żadne z nas nie miało głowy, by iść z rana po zakupy.
- Dziękuję – powiedziałam, biorąc do ust jedną z przygotowanych przez niego kanapek z wędliną, pomidorem i sałatą.
-Nie ma za co – odpowiedział, upijając kolejny łyk ze swojej szklanki.

Harry
    Patrzyłem na nią, jak pałaszuje śniadanie i byłem dumny z siebie, że ona w tej chwili tu jest. Bo przecież mogłaby być z innym, robiąc dokładnie to samo, z nim, co my teraz. Nie, nie zniósłbym tego. Ona żyje dla mnie, ja żyję dla niej. Nagle po całym pokoju rozszedł się dźwięk dzwoniącego telefonu. Mojego telefonu. Warknąłem cicho,ale sięgnąłem po niego. Leżał na podłodze.
- Halo? - zapytałem, nie patrząc nawet na to, kto dzwoni.
- Pamiętasz chłopcze o naszej umowie? - usłyszałem w odpowiedzi chłodny głos starszego mężczyzny.
- Tak. - Przełknąłem ślinę.
- Czekam na ciebie dzisiaj wieczorem w Panama City do jedenastej. Jeśli się nie pojawisz sam wiesz z czym, tej nagiej ślicznotce obok ciebie może się coś stać – zaśmiał się szyderczo, a ja zerknąłem ostrożnie w okno. Był tam, był na mojej posesji. - Widzisz mnie?
- Tak.
- Więc radzę być ci na czas. Towar odbierze Cecilia, pamiętasz ją?
- Tak – potwierdziłem,odtwarzając obraz długonogiej brunetki, która ma również przydomek ' dziwka szefa '.
- No, to do zobaczenia. -Rozłączył się, a ja szybko odłożyłem telefon.
- Kto to był? - Anabell zapytała, wyczekując odpowiedzi.
- Znajomy. Muszę się dziś wieczorem z nim spotkać.
- No dobrze, skoro musisz.
     Widać było, że niebyła zadowolona, ale nie mogłem od tak olać tego gościa. Poza tym, przy okazji wytłumaczę mu pewne rzeczy. Nie ma prawa wchodzić sobie od tak na mój teren. Wydaje mi się, ale chyba ustaliliśmy pewne zasady, zanim zacząłem dla niego jakby ' pracować ' .  Gdy się ocknąłem ze swoich myśli,  Anabell odstawiała tacę na podłogę, a sama przytuliła się do mojego boku.

     Nadszedł wieczór, a japo założeniu na swoje ramiona granatowej marynarki do czarnych spodni i ciemnej koszuli, wyszedłem z domu, uprzednio żegnając się z moją ukochaną. Powiedziałem, że dziś przenocuję u Louisa.Może da się chłopak wyciągnąć na jakieś piwo, czy coś, w końcu dość długo się nie widzieliśmy. Ale to potem, teraz najważniejsze, by Cecilia mnie w żaden chytry sposób nie wykiwała. Nie wiem, co może wymyślić ten gbur.
     Po dotarciu na miejsce spotkania, dostrzegłem przy wejściu do klubu dwóch ochroniarzy. Oczywiście znali mnie, więc dostałem się do środka bez problemu, przy akompaniamencie niezadowolonej grupy ludzi stojącej w kolejce, by dostać się do środka. Przeszedłem bokiem przez zatłoczone pomieszczenie, zwane inaczej parkietem i znalazłem się w małym, wąskim korytarzyku, który zaprowadził mnie we właściwe miejsce.
– No nareszcie. Myślałam, że będę musiała kogoś po ciebie wysłać – usłyszałem, jak tylko przekroczyłem próg pomieszczenia socjalnego.
– To nie byłoby konieczne, w żadnym razie – odpowiedziałem i podszedłem do stołu, przy którym ona siedziała.
– Wiem. Masz to, co chce szef?
– Tak.
– Więc na co czekasz?Dawaj i po sprawie.
– Jaką będę miał pewność, że nic nie zrobi moim najbliższym? - zapytałem. Myślałem w tej chwili o Anabell.
– Nie masz takiej pewności, ale możesz spróbować go przekonać.
– Jak? - Podałem jej to,po co tutaj jesteśmy.
– Cóż, dziś nie mam więcej czasu by o tym rozmawiać. Przyjdź w piątek wieczorem do Tahomy o dziewiątej. Wszystkiego się dowiesz.
     Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo ta od razu minęła mnie i wyszła z pomieszczenia.Westchnąłem tylko,mając nadzieję, że to ' spotkanie ' nie będzie miało jakichś ukrytych haczyków... Przetarłem dłońmi twarz i kilka chwil po niej, opuściłem klub. Na zewnątrz, kolejki nadal nie ubywało, a wręcz przybywało. Wolnym krokiem podszedłem do swojego auta, wyłączając blokadę. Zasiadłem na miejscu kierowcy i wybrałem numer Louisa, by upewnić się, że miałby dla mnie czas. Miałem rację i Louis chciał spędzić wieczór w moim towarzystwie. Jego narzeczona akurat wyjechała do rodziców i sam siedział od wczoraj w domu, zajmując się pracą.
– No nareszcie raczyłeś spotkać się ze starym przyjacielem!
    Louis od razu wyrzucił,przygarniając mnie do męskiego uścisku. Cóż, brakowało mi go,nie powiem. Zawsze mogłem na niego liczyć, zawsze mi pomógł i wyciągnął z gówna, w które potrafiłem się wpakować.
– Ciebie też miło widzieć – odpowiedziałem, oddając uścisk.
–  To co, tam gdzie zwykle? - zapytał.
–  Jak najbardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz