niedziela, 26 czerwca 2016

Czterdzieści jeden

     Niedziela, jak i poniedziałek Wielkanocny, minęły nam w przyjemnej, świątecznej atmosferze. Byłem nieźle zdziwiony widząc, jak Anabell się postarała ze wszystkim. Ale zaraz po świętach zająłem się sprawą Nath. Mam kilku znajomych,obiecali poszperać coś o tym Z.z. Nadal sam nie doszedłem do tego, kto podpisał się tym skrótem. Sama Natty nie przeszkadza mi w moim domu. Wie, że gdy jesteśmy w swoim pokoju, to nam się nie przeszkadza bez powodu, no i Bella jest szczęśliwa, a gdy widzę uśmiech na jej słodkich ustach, niczego innego nie potrzebuję.
- Harry, podasz mi paprykę z górnej półki? - usłyszałem pytanie Anabell z kuchni. Wstałem z kanapy i udałem się do niej, by podać jej warzywo.
- Dziękuję. - Cmoknęła mnie w usta przelotnie w podzięce, co dla mnie było za mało. Byliśmy sami w domu, gdyż przyjaciółka mojej narzeczonej poszła do pracy. Anabell też powinna, ale przekonałem ja, by została dziś w domu.
- Harry, bo przypalę wywar! - dziewczyna pisnęła, gdy poczuła, jak unoszę jej ciało i sadzam na blacie obok kuchenki.
- Nic nie przypalisz - mruknąłem, wpijając się w jej miękkie usta, smakujące pomidorami.
- Ale...
-Cii... - szepnąłem między krótkimi pocałunkami. Wymacałem lewą ręką kurek i przekręciłem go do siebie, odcinając dostęp prądu do palnika. Anabell w końcu poddała się i jej dłonie wylądowały na mojej szyi, przysuwając mnie jeszcze bliżej jej ciała. Kurczę, podziałało to na mnie, poczułem, że staję się twardy, ale nie zamierzałem przestawać, zapragnąłem Anabell w tej chwili.
- Harry, nie teraz... - usłyszałem, gdy zszedłem ustami na jej szyję. Przeszkadzała mi jej bluza, więc ściągnąłem ją szarpiąc. Cóż, szfy poszły. - Przestań, niszczysz mi ubrania. - Anabell odsunęła mnie od siebie, śmiejąc się, popychając moje ciało do tyłu.
- Zobacz, co ty mi zrobiłaś, a teraz odmawiasz. - Pokazałem dłonią w dół. Spojrzała, a zaraz potem zaczerwieniła się słodko i zeskoczyła z blatu, podchodząc o krok bliżej mnie.
- Cóż, chyba będziesz musiał poradzić sobie sam. - Wzruszyła ramionami, odwracając się do mnie plecami, zabierając się za krojenie papryki. Westchnąłem w duchu na jej gest. Przez tą dziewczynę oszaleję pewnego dnia. Przysięgam.
- Zwariuję przez ciebie - mruknąłem, co spotkało się z jej śmiechem. Wróciłem do salonu, uspokajając pożądanie.
- I tak wiesz, że cię kocham! - usłyszałem jeszcze, zanim wznowiłem mecz piłki nożnej. Chciałem obejrzeć coś innego, ale nie było nic wartego mojej uwagi.Nie jestem typowym facetem, który uwielbia mecze piłki nożnej od rana do nocy z piwem w ręku. Chociaż piwkiem nie pogardzę.
- Ja ciebie też kocham!
    W końcu postanowiłem włączyć jakieś wiadomości. Może chociaż dziś powiedzą coś ciekawego, bo ostatnimi czasy, nic, tylko wojna i korupcja. W ekranie pojawiła się jakaś szatynka, ubrana w białą koszulę i włosami spiętymi w perfekcyjnego koka - prezenterka.
- Czas na kolejne wiadomości... - Nie słuchałem jej do czasu, aż padły te słowa: - Dostaliśmy informacje od naszego źródła, że znany twórca szminek, Zayn Malik, zaszczycił ponownie Holmes Chapel swoją obecnością. Będzie promował tutaj swoje nowe próbki. Jesteśmy bardzo ciekawi, czy i w tym roku, ten rozchwytywany na całym świecie miliarder, w naszym małym miasteczku, ponownie zbierze rzesze fanek jego wytworów.
    Ekran z prezenterką zniknął, a pojawiło się zdjęcie rzeczonego Zayna Malika. Trochę się zmienił, jak ostatnim razem go widziałem... Skoro będzie tu już niedługo, to trzeba go odwiedzić!
- Ale on przystojny - usłyszałem westchnienie Anabell, a we mnie w momencie zagotowała się krew w żyłach. Wstałem i podszedłem do niej.
- Co ty powiedziałaś?
- No, że jest przystojny - odpowiedziała z delikatnym strachem w głosie. Nie chciałem jej przestraszyć, ale sama się prosi.
- Nie chcę słyszeć o nim nic w tym domu. To zwykła gnida i kawał chuja, nic więcej.
- Ale Harry...
- Nie. Powiedziałem i nie będę się powtarzał.
    Odwróciłem się i wymaszerowałem z salonu, prosto do pokoju. Zatrzasnąłem za sobą głośno drzwi, od razu siadając na łóżku. Starałem się uspokoić, by nie wybuchnąć niepotrzebnie, ale co tu dużo mówić - rozjuszyła mnie tymi słowami. I tu nie chodzi o to, że jestem zazdrosny o te słowa. Tu chodzi o coś bardziej poważnego. Obudziła we mnie stare, bolesne wspomnienia, które otworzyły głębokie rany. Usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Westchnąłem kolejny raz, powiedziałem, że może wejść. Wiedziałem, że teraz nie odpuści, będzie chciała dowiedzieć się, dlaczego tak zareagowałem.
- Harry?
- Przepraszam Anabell - powiedziałem, jak tylko poczułem jej ciało przy swoim, objąłem je swoimi ramionami.
- Powiesz mi, dlaczego, tak go nienawidzisz?
- To trudne...
- Jeśli tak, to nie musisz - stwierdziła i usiadła bokiem na moich kolanach.
- Powiem ci, bo nie chcę mieć przed tobą żadnych tajemnic... - westchnąłem. - Kilka lat wcześniej... Miałem przyjaciółkę. Nie, nie od seksu czy czegokolwiek innego. Zwykła przyjaciółka. Poznaliśmy się jakiegoś dnia na szkolnym boisku. Dostała ode mnie piłką w głowę, bo graliśmy z drużyną w nogę. Nieźle mnie za to opieprzyła wtedy. - Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie. - Miała na imię Grace. Jakoś tak wyszło, że zostaliśmy kumplami. Świetnie się dogadywaliśmy i potrafiliśmy przegadać nie jedną noc. Aż do dnia, w którym poznała jego - westchnąłem.
- Jego, czyli tego Zayna? - dopytała, chcąc się upewnić.
- Tak. Zakochała się w nim, jak szalona. Serio, nie widziała poza nim świata, nawet mnie. Cóż, nie miałem jej tego za złe - w końcu, każdy ma prawo się zakochać. Była w nim tak zauroczona, że nie widziała, jak na boku obraca inne, a gdy jej to mówiłem, twierdziła, że jestem zazdrosny, czy coś. W końcu pewnego dnia zostawił ją z liścikiem, że wyjeżdża, by robić karierę. Załamała się, ale jakoś szybko wróciła do siebie. Nie było jej dane zbyt długo cieszyć się spokojem, bo okazało się, że jest w ciąży. Gdy mu o tym powiedziała, przysłał jej tylko pieniądze na aborcję i nigdy więcej się nie odezwał. - Dokończyłem opowieść.
- I co z nią teraz? - zapytała, głaszcząc mnie po włosach.
- Nie mogła znieść tego upokorzenia i kilka dni potem popełniła samobójstwo. Wzięła dwa opakowania tabletek nasennych. On ją zabił.
- Harry, nie możesz tak myśleć...
- Ana, gdyby nie stanął na jej drodze, żyłaby do tej pory! - Przytuliła mnie mocno do siebie, nie pozwalając powiedzieć nic więcej. Kochałem w niej to, że nie potrzeba było żadnych słów, by mnie rozumiała. - Dziękuję.
- To ja dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.
- Minęło tyle czasu, a ja nadal nie mogę się po tym pozbierać...
- To, że będziesz na niego wiecznie zły, nie przywróci Grace życia - powiedziała spokojnie, odsuwając się ode mnie na kilka centymetrów.
- Wiem, ale to zbyt trudne, by od tak o tym zapomnieć. Dziękuję, że jesteś. - Przyciągnąłem ją do siebie, zaciągając się zapachem jej nowych perfum. Były delikatne, ale jednak dawało się wyczuć w nich nutkę pazura - idealnie odzwierciedlają moją małą sarenkę.
- Boże, mój wywar! - Czym prędzej zeskoczyła z moich kolan i wybiegła z pokoju niczym burza. Zaśmiałem się cicho, poprawiając swoje długie włosy i postanowiłem wrócić na dół. W kuchni okazało się, że obiad jest uratowany, i że nie potrzebnie panikowała. Kilka minut potem we dwoje delektowaliśmy się pysznym daniem.
- Zgadnijcie, kogo spotkałam, gdy wracałam teraz do domu. - W progu kuchni pojawiła się Nath. Jak to jest możliwe, że ona nie wydaje żadnych dźwięków?
- Któż taki? - zagadnąłem, spodziewając się jakiegoś starego znajomego ze szkoły, organizującego zjazd klasowy.
- Mojego byłego, zaproponował mi spotkanie.
- I co, zgodziłaś się? - zapytała Anabell.
- Oczywiście, stał przede mną sam Zayn Malik.

**
No i jak zakończenie roku? Mam nadzieję, że na świadectwach same piątki!:)

wtorek, 21 czerwca 2016

Czterdzieści

- Zobacz, co przyszło w poniedziałek. - Położyłam przed Harry' m na stole kopertę, w której było wezwanie do sądu.Bałam się jego reakcji, choć mogłam się spokojnie jej domyśleć.
- Jakieś życzenia świąteczne? - zapytał, odwracając kopertę. - Co to jest, kurwa?
    Rozerwał kopertę, szybko wyjmując i śledząc jej zawartość. Jego oczy najpierw wyrażały strach, a potem po prostu nic. Pustka.
- Ta kobieta jest jakaś pojebana! - stwierdził i odrzucił na stół papier. - Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś? - Jego wzrok spoczął na mnie.
- Nie chciałam ci zawracać głowy niepotrzebnie. Rozprawa jest za dwa tygodnie.
- Ale i tak powinnaś mi o tym od razu powiedzieć...
- Przepraszam.
    Przewróciłam dyskretnie oczami. W tym momencie robi aferę z niczego. To tylko wezwanie na rozprawę, ale z drugiej strony... To moja matka, nie wiem, co naopowiadała prokuratorowi i swojemu obrońcy. Nie wiem, czy chciałabym to usłyszeć, ale i tak dowiem się wszystkiego na rozprawie.
- A jeżeli oni wyciągną jakieś ciemnie stare sprawy i znowu mi cię zabiorą? - zapytałam, od razu uświadamiając to sobie.
    W mojej wyobraźni już powstała wizja, jak to zakuwają Harry' ego w kajdanki i ciągną go gdzieś, a mi pozwalają na to patrzeć i śmieją się przy tym okrutnie w twarz, na czele z moją matką.
- Anabell, skarbie, siłą mnie nie wezmą - odrzekł, pociągając mnie na swoje kolana, widząc moją zamyśloną minę.
    Jego lewa dłoń spoczęła na moim policzku, delikatnie go pocierając. Nie wiem, jak on to robił, ale swoim dotykiem wprawiał mnie w spokój. Za każdym razem - dlatego nie chciałam opuszczać jego ramion.
- Ale...
- Nic się takiego nie stanie. Jesteś tam jako pokrzywdzona, nie możesz pokazać, że się boisz własnej matki, bo ona to wykorzysta i faktycznie powie słowo za dużo. Niestety, jeśli dobrze myślę, będziesz musiała powiedzieć sądowi, jak się poznaliśmy i tak dalej, jeśli będzie ci kazał. Będą chcieli wiedzieć, dlaczego matka cię porwała.
- Boję się Harry - szepnęłam i wtuliłam się w jego żółtą koszulkę.
- Jestem z tobą, przejdziemy przez to.

    Na czas świąt postanowiliśmy nie wspominać o rozprawie. Cieszyliśmy się swoim towarzystwem. W sobotę odwiedziła nas mama Harry' ego. Nadal czuła się źle, że wyskoczyła wtedy z tymi zaręczynami, ale brunet uspokoił ją i powiedział, że wszystko jest już dobrze, i że przyjęłam jego oświadczyny. Annie nie posiadła się z radości na tą wieść. Wydawało mi się, że usłyszałam, jakby mruknęła coś pod nosem o wnukach, ale szybko wybiłam sobie to z głowy myślą, że po prostu się przesłyszałam. Dochodziła już siódma wieczorem, kiedy Annie postanowiła nas opuścić i wrócić do swojego domu, życząc nam wesołych świąt. Odetchnęłam, gdy zamknęłam za nią drzwi. Może nie powinnam, ale każda jej wizyta, to tak jakby sprawdzian dla mnie, czy nie palnę przy niej coś głupiego, czy coś w tym stylu. Boję się, że powie, iż nie nadaję się na kobietę Harry' ego.
- Nareszcie sami.
    Harry przyparł mnie do drzwi, od których nie zdążyłam się jeszcze odsunąć. Jego duże dłonie znalazły się oczywiście na moich biodrach. Ciepłe usta błądziły po mojej szyi, ustach, szczęce, a ja na to wszystko mu pozwalałam.
- Czemu jesteś taka spięta? Chodź, zrobię ci porządny masaż.
    Przełożył mnie przez swoje ramię i tak pomaszerował na górę do naszego pokoju. Po wejściu do pokoju, zamknął je, a mnie położył na łóżku. Poprawiłam się, kładąc na brzuchu, na środku łóżka, uprzednio ściągając bluzkę, którą miałam na sobie i odpinając zapięcie biustonosza. Harry usiadł na łóżku obok mnie. Spojrzałam na niego kątem oka, zauważając, jak podciąga rękawy swojej koszuli do łokci. Poczułam na swoich plecach dłonie Harry' ego. Nadal nie mogę przyzwyczaić się do ich dużego rozmiaru. Delikatnie pieściły moją skórę, przemieszczając się po niej płynnie. Westchnęłam cicho z przyjemności, jaką mi sprawił.
- Harry, twoje dłonie działają cuda - westchnęłam kolejny raz.
- Nie zaprzeczę.
    Czułam, jak jego dłonie niebezpiecznie zbliżały się do moich piersi, ale nie miałam już z tym problemu. Otwarcie przyznaję, iż nie boję się dotyku Harry' ego na moim ciele. Nie wiem, kiedy nastąpiła ta zmiana, ale jestem z siebie dumna.
- Harry?
- Tak? - odpowiedział pytaniem, nie przestając masować moich pleców.
- A co, gdybym... Gdybym była gotowa?
    Cieszyłam się, że miałam właśnie w tej chwili zamknięte oczy i nie widziałam jego reakcji, gdyż na pewno spaliłabym tylko buraka i jeszcze zmieniła zdanie.
- W tym sensie, o którym myślę?
- W dokładnie tym.
- Ostatnim razem powiedziałem, ze się nie wycofam i nie mam zamiaru. Pytanie, czy ty tego nie zrobisz?
- Nie.
    Moja odpowiedź była pewna. Otworzyłam oczy i spojrzałam na bruneta. Patrzył na mnie z szerokim uśmiechem, który w mgnieniu oka zmienił się w zadziorny uśmieszek. Poczułam jego usta na moim karku. Całował go i powoli schodził ustami na plecy, nie omijając żadnego odcinka, przy okazji ściągając do końca ramiączka mojej górnej bielizny.


- Jestem z ciebie dumny - powiedziałem jakiś czas potem.
    To była prawda, byłem niesamowicie dumny z mojej małej sarenki, że w końcu mi zaufała.
- Ja też - odpowiedziała, rysując palcem kontury moich tatuaży na torsie.
    Leżała przy moim prawym boku na ramieniu,okryta jedynie kołdrą, co wcale mi nie przeszkadzało. Za oknem była jeszcze noc i padał deszcz, a w pokoju paliła się mała lampka, dająca jedyne światło w pomieszczeniu.
- Jak było?
    Może w tym momencie chciałem podnieść trochę swoje ego, ale i byłem ciekaw jej odczuć.
- Lepiej, niż ostatnim razem - odpowiedziała, podnosząc się na łokciu i spoglądając na mnie.
- Anabell - jęknąłem, przymykając oczy na jej słowa.
- No już, przepraszam. - Pochyliła się, cmokając mnie w policzek. - Było tak, jak sobie wyobrażałam, a nawet lepiej.
- Naprawdę?
- Uhm - przytaknęła, ponownie kładąc się na moim ramieniu. - Chociaż dziś tego nie planowałam.
- Oh, czyli cię wykorzystałem? - uśmiechnąłem się, spoglądając na dziewczynę z góry. Parsknęła głośnym śmiechem, ale zaraz odpowiedziała:
- Zdecydowanie nie.
- Całe szczęście.
    Cmoknąłem ją we włosy, przymykając oczy. Gdy już miałem usypiać, usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie przejąłem się nim za pierwszym razem, ale gdy pojawił się znowu, jęknąłem przeciągle, wzbudzając przez to śmiech Anabell.
- Kogo niesie o jedenastej w nocy? - zapytałem, po spojrzeniu na zegarek. - I to jeszcze w święta?
- Idź sprawdź.
    Anabell kiwnęła tylko głową, nie wiedząc, kogo się spodziewać. Założyłem bokserki i zszedłem na dół, gotowy zamknąć tej osobie drzwi przed nosem, zanim powie choć słowo. Zapaliłem światło w korytarzu. Dzwonek nie ustępował, a ja byłem już całkiem zirytowany natarczywością gościa. Szarpnąłem za klamkę, otwierając drzwi. W drzwiach zobaczyłem Natt.
- Co ty tu robisz o jedenastej w nocy, w strugach deszczu i wyglądem, jak dziwka? - zapytałem, dobrze wiedząc, że dziewczyna nie obrazi się za ostatnie słowo.
- M... Mogę wejść?
- Jasne.
    Wpuściłem ją do środka, widząc dopiero, jak przemokła. Nic dziwnego, skoro była ubrana jedynie w krótką sukieneczkę i szpilki.
- Chodź na górę, Anabell da ci coś na przebranie i opowiesz nam, dlaczego się tu znalazłaś, okej?
    Dziewczyna kiwnęła tylko głową, dając się zaprowadzić na górę. Gdy Anabell ją zobaczyła, od razu, bez pytań, pomogła się jej ogarnąć. Pół godziny później wszystko było już pod kontrolą, a Natty piła gorącą herbatę, siedząc w naszym łóżku.
- Więc, co się stało? - zapytała Anabell, tuląc do siebie dziewczynę, jakby ta, została co najmniej napadnięta i zgwałcona.
- Byłam na imprezie, w końcu nie jest to zabronione. Wróciłam do domu jakąś godzinę temu. Jak wychodziłam, zamknęłam dom na cztery spusty, a gdy wróciłam, drzwi były otwarte, a wewnątrz wszystko powywracane do góry nogami. Ale nic nie zginęło.
- Włamanie? - odezwałem się pierwszy raz od kilku minut.
- Tak - pokiwała głową. - Ale nie wiem, kto to zrobił i dlaczego.
- Może podpadłaś komuś? Nie wiem, ktoś cię prześladował, może śledził w ostatnim czasie? - zadałem kolejne pytania.
- N... Nie. Nie czułam się obserwowana, ale zalazłam to na stole w kuchni. - Dziewczyna sięgnęła do swojej torebki i wyciągnęła z niej małą białą karteczkę.
- Co to jest? - Od razu zabrałem jej papierek i przeczytałem jego zawartość.

'' To tylko początek kotku. Rozkręcam się i ty dobrze o tym wiesz. Z. z''

- Ja nawet nie wiem, kim on jest!
- No jakoś się na pewno poznaliście, skoro pisze takie rzeczy. Pomyśl, może kiedyś spotykałaś się z jakimś facetem, a potem go rzuciłaś - powiedziałem rzeczowo.
- Było może takich dwóch, albo... Trzech, ale oni nie byliby w stanie.
- Z miłości każdy popełnia błędy.
    Z. z. Skądś to kojarzę, gdzieś to widziałem, ale teraz za nic nie mogę sobie tego przypomnieć.
- Dobrze, zróbmy tak. Przenocujesz dziś u nas, a jutro ogarniemy twój dom i jak będzie trzeba zawiadomimy policję.
- Ale są święta...
- No to spędzisz je z nami, a rano pojedziemy obejrzeć dom i zamknąć go. A teraz idziemy spać. Anabell, zaprowadź ją do pokoju gościnnego.
******