- Zobacz, co przyszło w
poniedziałek. - Położyłam przed Harry' m na stole kopertę, w której było
wezwanie do sądu.Bałam się jego reakcji, choć mogłam się spokojnie jej
domyśleć.
- Jakieś życzenia świąteczne? - zapytał, odwracając kopertę. - Co to jest, kurwa?
Rozerwał kopertę,
szybko wyjmując i śledząc jej zawartość. Jego oczy najpierw wyrażały
strach, a potem po prostu nic. Pustka.
- Ta kobieta jest jakaś
pojebana! - stwierdził i odrzucił na stół papier. - Czemu mi wcześniej
nie powiedziałaś? - Jego wzrok spoczął na mnie.
- Nie chciałam ci zawracać głowy niepotrzebnie. Rozprawa jest za dwa tygodnie.
- Ale i tak powinnaś mi o tym od razu powiedzieć...
- Przepraszam.
Przewróciłam
dyskretnie oczami. W tym momencie robi aferę z niczego. To tylko
wezwanie na rozprawę, ale z drugiej strony... To moja matka, nie wiem,
co naopowiadała prokuratorowi i swojemu obrońcy. Nie wiem, czy
chciałabym to usłyszeć, ale i tak dowiem się wszystkiego na rozprawie.
- A jeżeli oni wyciągną jakieś ciemnie stare sprawy i znowu mi cię zabiorą? - zapytałam, od razu uświadamiając to sobie.
W mojej wyobraźni
już powstała wizja, jak to zakuwają Harry' ego w kajdanki i ciągną go
gdzieś, a mi pozwalają na to patrzeć i śmieją się przy tym okrutnie w
twarz, na czele z moją matką.
- Anabell, skarbie, siłą mnie nie wezmą - odrzekł, pociągając mnie na swoje kolana, widząc moją zamyśloną minę.
Jego lewa dłoń
spoczęła na moim policzku, delikatnie go pocierając. Nie wiem, jak on to
robił, ale swoim dotykiem wprawiał mnie w spokój. Za każdym razem -
dlatego nie chciałam opuszczać jego ramion.
- Ale...
- Nic się takiego nie
stanie. Jesteś tam jako pokrzywdzona, nie możesz pokazać, że się boisz
własnej matki, bo ona to wykorzysta i faktycznie powie słowo za dużo.
Niestety, jeśli dobrze myślę, będziesz musiała powiedzieć sądowi, jak
się poznaliśmy i tak dalej, jeśli będzie ci kazał. Będą chcieli
wiedzieć, dlaczego matka cię porwała.
- Boję się Harry - szepnęłam i wtuliłam się w jego żółtą koszulkę.
- Jestem z tobą, przejdziemy przez to.
Na czas świąt
postanowiliśmy nie wspominać o rozprawie. Cieszyliśmy się swoim
towarzystwem. W sobotę odwiedziła nas mama Harry' ego. Nadal czuła się
źle, że wyskoczyła wtedy z tymi zaręczynami, ale brunet uspokoił ją i
powiedział, że wszystko jest już dobrze, i że przyjęłam jego
oświadczyny. Annie nie posiadła się z radości na tą wieść. Wydawało mi
się, że usłyszałam, jakby mruknęła coś pod nosem o wnukach, ale szybko
wybiłam sobie to z głowy myślą, że po prostu się przesłyszałam.
Dochodziła już siódma wieczorem, kiedy Annie postanowiła nas opuścić i
wrócić do swojego domu, życząc nam wesołych świąt. Odetchnęłam, gdy
zamknęłam za nią drzwi. Może nie powinnam, ale każda jej wizyta, to tak
jakby sprawdzian dla mnie, czy nie palnę przy niej coś głupiego, czy coś
w tym stylu. Boję się, że powie, iż nie nadaję się na kobietę Harry'
ego.
- Nareszcie sami.
Harry przyparł mnie
do drzwi, od których nie zdążyłam się jeszcze odsunąć. Jego duże dłonie
znalazły się oczywiście na moich biodrach. Ciepłe usta błądziły po mojej
szyi, ustach, szczęce, a ja na to wszystko mu pozwalałam.
- Czemu jesteś taka spięta? Chodź, zrobię ci porządny masaż.
Przełożył mnie przez
swoje ramię i tak pomaszerował na górę do naszego pokoju. Po wejściu do
pokoju, zamknął je, a mnie położył na łóżku. Poprawiłam się, kładąc na
brzuchu, na środku łóżka, uprzednio ściągając bluzkę, którą miałam na
sobie i odpinając zapięcie biustonosza. Harry usiadł na łóżku obok mnie.
Spojrzałam na niego kątem oka, zauważając, jak podciąga rękawy swojej
koszuli do łokci. Poczułam na swoich plecach dłonie Harry' ego. Nadal
nie mogę przyzwyczaić się do ich dużego rozmiaru. Delikatnie pieściły
moją skórę, przemieszczając się po niej płynnie. Westchnęłam cicho z
przyjemności, jaką mi sprawił.
- Harry, twoje dłonie działają cuda - westchnęłam kolejny raz.
- Nie zaprzeczę.
Czułam, jak jego
dłonie niebezpiecznie zbliżały się do moich piersi, ale nie miałam już z
tym problemu. Otwarcie przyznaję, iż nie boję się dotyku Harry' ego na
moim ciele. Nie wiem, kiedy nastąpiła ta zmiana, ale jestem z siebie
dumna.
- Harry?
- Tak? - odpowiedział pytaniem, nie przestając masować moich pleców.
- A co, gdybym... Gdybym była gotowa?
Cieszyłam się, że
miałam właśnie w tej chwili zamknięte oczy i nie widziałam jego reakcji,
gdyż na pewno spaliłabym tylko buraka i jeszcze zmieniła zdanie.
- W tym sensie, o którym myślę?
- W dokładnie tym.
- Ostatnim razem powiedziałem, ze się nie wycofam i nie mam zamiaru. Pytanie, czy ty tego nie zrobisz?
- Nie.
Moja odpowiedź była
pewna. Otworzyłam oczy i spojrzałam na bruneta. Patrzył na mnie z
szerokim uśmiechem, który w mgnieniu oka zmienił się w zadziorny
uśmieszek. Poczułam jego usta na moim karku. Całował go i powoli
schodził ustami na plecy, nie omijając żadnego odcinka, przy okazji
ściągając do końca ramiączka mojej górnej bielizny.
- Jestem z ciebie dumny - powiedziałem jakiś czas potem.
To była prawda, byłem niesamowicie dumny z mojej małej sarenki, że w końcu mi zaufała.
- Ja też - odpowiedziała, rysując palcem kontury moich tatuaży na torsie.
Leżała przy moim
prawym boku na ramieniu,okryta jedynie kołdrą, co wcale mi nie
przeszkadzało. Za oknem była jeszcze noc i padał deszcz, a w pokoju
paliła się mała lampka, dająca jedyne światło w pomieszczeniu.
- Jak było?
Może w tym momencie chciałem podnieść trochę swoje ego, ale i byłem ciekaw jej odczuć.
- Lepiej, niż ostatnim razem - odpowiedziała, podnosząc się na łokciu i spoglądając na mnie.
- Anabell - jęknąłem, przymykając oczy na jej słowa.
- No już, przepraszam. - Pochyliła się, cmokając mnie w policzek. - Było tak, jak sobie wyobrażałam, a nawet lepiej.
- Naprawdę?
- Uhm - przytaknęła, ponownie kładąc się na moim ramieniu. - Chociaż dziś tego nie planowałam.
- Oh, czyli cię
wykorzystałem? - uśmiechnąłem się, spoglądając na dziewczynę z góry.
Parsknęła głośnym śmiechem, ale zaraz odpowiedziała:
- Zdecydowanie nie.
- Całe szczęście.
Cmoknąłem ją we
włosy, przymykając oczy. Gdy już miałem usypiać, usłyszałem dzwonek do
drzwi. Nie przejąłem się nim za pierwszym razem, ale gdy pojawił się
znowu, jęknąłem przeciągle, wzbudzając przez to śmiech Anabell.
- Kogo niesie o jedenastej w nocy? - zapytałem, po spojrzeniu na zegarek. - I to jeszcze w święta?
- Idź sprawdź.
Anabell kiwnęła
tylko głową, nie wiedząc, kogo się spodziewać. Założyłem bokserki i
zszedłem na dół, gotowy zamknąć tej osobie drzwi przed nosem, zanim
powie choć słowo. Zapaliłem światło w korytarzu. Dzwonek nie ustępował, a
ja byłem już całkiem zirytowany natarczywością gościa. Szarpnąłem za
klamkę, otwierając drzwi. W drzwiach zobaczyłem Natt.
- Co ty tu robisz o
jedenastej w nocy, w strugach deszczu i wyglądem, jak dziwka? -
zapytałem, dobrze wiedząc, że dziewczyna nie obrazi się za ostatnie
słowo.
- M... Mogę wejść?
- Jasne.
Wpuściłem ją do
środka, widząc dopiero, jak przemokła. Nic dziwnego, skoro była ubrana
jedynie w krótką sukieneczkę i szpilki.
- Chodź na górę, Anabell da ci coś na przebranie i opowiesz nam, dlaczego się tu znalazłaś, okej?
Dziewczyna kiwnęła
tylko głową, dając się zaprowadzić na górę. Gdy Anabell ją zobaczyła, od
razu, bez pytań, pomogła się jej ogarnąć. Pół godziny później wszystko
było już pod kontrolą, a Natty piła gorącą herbatę, siedząc w naszym
łóżku.
- Więc, co się stało? - zapytała Anabell, tuląc do siebie dziewczynę, jakby ta, została co najmniej napadnięta i zgwałcona.
- Byłam na imprezie, w
końcu nie jest to zabronione. Wróciłam do domu jakąś godzinę temu. Jak
wychodziłam, zamknęłam dom na cztery spusty, a gdy wróciłam, drzwi były
otwarte, a wewnątrz wszystko powywracane do góry nogami. Ale nic nie
zginęło.
- Włamanie? - odezwałem się pierwszy raz od kilku minut.
- Tak - pokiwała głową. - Ale nie wiem, kto to zrobił i dlaczego.
- Może podpadłaś komuś? Nie wiem, ktoś cię prześladował, może śledził w ostatnim czasie? - zadałem kolejne pytania.
- N... Nie. Nie czułam
się obserwowana, ale zalazłam to na stole w kuchni. - Dziewczyna
sięgnęła do swojej torebki i wyciągnęła z niej małą białą karteczkę.
- Co to jest? - Od razu zabrałem jej papierek i przeczytałem jego zawartość.
'' To tylko początek kotku. Rozkręcam się i ty dobrze o tym wiesz. Z. z''
- Ja nawet nie wiem, kim on jest!
- No jakoś się na pewno
poznaliście, skoro pisze takie rzeczy. Pomyśl, może kiedyś spotykałaś
się z jakimś facetem, a potem go rzuciłaś - powiedziałem rzeczowo.
- Było może takich dwóch, albo... Trzech, ale oni nie byliby w stanie.
- Z miłości każdy popełnia błędy.
Z. z. Skądś to kojarzę, gdzieś to widziałem, ale teraz za nic nie mogę sobie tego przypomnieć.
- Dobrze, zróbmy tak. Przenocujesz dziś u nas, a jutro ogarniemy twój dom i jak będzie trzeba zawiadomimy policję.
- Ale są święta...
- No to spędzisz je z
nami, a rano pojedziemy obejrzeć dom i zamknąć go. A teraz idziemy spać.
Anabell, zaprowadź ją do pokoju gościnnego.
******
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz