sobota, 27 lutego 2016

Trzydzieści jeden

     Tato miał pojawić się za jakieś trzy godziny, a my z Harry' m nawet nie wstaliśmy z łóżka. Znaczy, ja chcę wstać, ale on mnie powstrzymuje. Trzyma kurczowo w swoich ramionach i ani myśli, by mnie puścić.
- Harry no. Puść mnie. Trzeba przygotować jaki obiad dla taty - jęknęłam kolejny raz, już nawet nie próbując się wyszarpać z jego ramion.
- Przyjdzie, to sam sobie coś przygotuje - stwierdził, wzruszając ramionami. Odwróciłam się w jego stronę tak, że siedziałam po turecku przed nim.
- Jesteś niemożliwy! - Uderzyłam go dłońmi zwiniętymi w pięści w tors, a on to szybko wykorzystał i chwycił je w swoje duże ręce.
- Wiem. Za to mnie kochasz.
    Pociągnął mnie tak, że wylądowałam na jego torsie, ustami kilka centymetrów od jego. Żeby było mi wygodniej, zmieniłam pozycję i usiadłam okrakiem na jego brzuchu. On pociągnął mnie w dół i wylądowałam ustami na jego ustach, co chłopak przyjął tak, jak się spodziewałam - całował mnie mocno, ale nie brutalnie. Przygryzł delikatnie moją dolną wargę, prosząc o dostęp. Rozchyliłam wargi, pozwalając, by język Harry' ego wsunął się do moich ust. Poruszał się powoli, powodując dreszcze w całym moim ciele. Jego dłonie puściły moje i skierowały się na moją talię, wsuwając się pod koszulkę. Pieściły każdy napotkany kawałek skóry. Moje dłonie powędrowały do jego włosów. Lubiłam się nimi bawić, ciągnąć za nie i sprawiać, że Harry pomrukuje mi przez to w usta.
- Tak, masz rację, a teraz idę do łazienki. - Szybko wyrwałam się z jego uścisku i czym prędzej uciekłam do łazienki.
- Anabell, stój! - usłyszałam jeszcze z sobą, ale szybko zatrzasnęłam drzwi toalety, które spotkały się z pięściami Hazzy. - Ana, wpuść mnie! - jęknął żałośnie.
- Nie, daj mi się ogarnąć! - odkrzyknęłam.
    Usłyszałam kolejny jęk, ale już dałam temu spokój i zabrałam się z doprowadzenie siebie do względnego porządku. Po umyciu się, wysuszyłam włosy i rozczesałam je związałam je wysoko na czubku głowy w kitkę. Niestety do pokoju musiałam wrócić w piżamie, bo nie zdążyłam niczego ze sobą zabrać. Tak też zrobiłam i chwilę potem weszłam z powrotem do pokoju. Zauważyłam Harry' ego, który leżał rozwalony na łóżku, z rękami pod głową. Gdy mnie zobaczył, szeroki uśmiech pojawił się na jego ustach, po czym wstał i podszedł powoli do mnie. Nie zamierzałam na niego czekać i po prostu podeszłam do szafy, chcąc znaleźć sobie coś do ubrania.
- Poczekaj. - Chwycił mnie w pasie i przyciągnął do swojego torsu, zanim zdążyłam dotknąć drzwi szafy.
- Harry, daj mi się ubrać. Straciliśmy tyle czasu, a tata niedługo będzie - mówiąc to, próbowałam zdjąć jego dłonie ze swoich bioder.
- Chcę spędzić ze swoją ukochaną, śliczną, cudowną i mądrą dziewczyną poranek, a ona mi właśnie odmawia na wszystkie możliwe sposoby - usłyszałam te słowa przy swoim uchu.
- Harry! - Zachichotałam. On to wykorzystał i o obrócił mnie w swoją stronę, od razu łącząc nasze usta. Jęknęłam mu w usta, gdy odsunął się ode mnie, na co uśmiechnął się i przytulił moje drobne ciało do swojego.
- I co, tak źle było? - usłyszałam jego ciche pytanie.
- Harry...
    Gdy miałam coś jeszcze dodać, ale usłyszeliśmy w całym domu dźwięk dzwonka do drzwi. To pewnie tata. Odsunęłam się szybko od chłopaka i wyszłam z pokoju. Zbiegłam prędko ze schodów, nie zważając na to, że jestem tylko w samej piżamie. Podeszłam do drzwi, wzięłam oddech i chwyciłam za klamkę, otwierając drzwi.
- Hej tatku, jesteś tak wcześnie? - zapytałam.
- Jestem punktualnie. - Spojrzał na zegarek i dodał: - No, dwie minuty po. Ale widzę, że ty jeszcze w piżamie. - Uśmiechnął się szeroko, widząc to, jak jestem ubrana.
- Wejdź - odeszłam na bok, pozwalając tacie wejść do środka. Usłyszałam kroki Harry' ego schodzącego po schodach, zaraz pojawił się ubrany w kolorową koszulę, rozpiętą na trzy pierwsze guziki i czarne spodnie, na bosaka.
- Dzień dobry - przywitał się z moim tatą, wyciągając do niego rękę i wymieniając uścisk z nim.
-Ja pójdę się ogarnąć i zaraz wracam, a ty Harry, poczęstuj tatą kawą - powiedziałam i biegiem ruszyłam na górę, by się ubrać.

****
- Mógłbym się dowidzieć, czy Louis nie potrzebował by kogoś. Zatrudnia nowych pracowników i może byłoby dla pana miejsce - powiedział Harry.
    Siedzieliśmy przy stole w kuchni. Rozmawialiśmy jakiś czas, a raczej tata rozmawiał z Harry' m, ja tylko słuchałam i czasem dodawałam swoje trzy grosze. Dowiedziałam się chociaż, że tato nadal nie znalazł pracy i Harry zamierza pomóc mu poprzez popytanie u swoich kumpli. Coś czuję, że wyjdzie mu to na dobre i brunet zaskarbi sobie przychylność mojego ojca.
- Nie chcę robić kłopotów - zmieszał się, ale ja się odezwałam:
- Daj spokój tato. Może się uda, daj mu szansę.
- No dobrze. Niech będzie.

********
- Dziękuję za to, że chcesz pomóc mojemu tacie - powiedziałam do Harry' ego, gdy siedzieliśmy we dwoje w kuchni. 
    Tata poszedł do siebie, jakąś godzinę temu. Chciałam, żeby został na noc, ale on wykręcił się spotkaniem z jakimś kolegą. Ściemniało się już powoli i dochodziła godzina szósta po południu, a może lepiej brzmi wieczorem?
- Oj, tam, przypomniało mi się o tym, gdy mówił, więc czemu miałbym to przemilczeć, skoro gdyby się udało, twój tata miałby bezstresową pracę.
- Racja.
- Jesteś genialny - stwierdziłam i usiadłam bokiem na jego kolanach. Mimo, że są strasznie kościste, są też bardzo wygodne i nie zjeżdżam z nich.
- Wiem - przygarnął mnie do siebie, składając całusa na moim policzku. - Może jakaś symboliczna nagroda dla mnie? - Mrugnął do mnie, po czym uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym swoje urocze dołeczki.
- Na przykład, jaka nagroda?
- Może wspólna kąpiel? - Gdy zobaczył, że się zastanawiam, dodał szybko: - Obiecuję, że będę trzymał rączki przy sobie!
    Zachichotałam po nosem na jego desperacki głos i pokiwałam głową na znak zgody. Uśmiechnął się ponownie i podniósł mnie, niczym pannę młodą i zostawiając nie wsunięte krzesło, wszedł z kuchni i skierował się powoli schodami do góry do naszego pokoju. Trzymałam się kurczowo jego szyi, a głowę oparłam o jego bark zasłonięty koszulą. Wszedł ze mną do pokoju, przeszedł całą jego długość i prawą ręką otworzył drzwi do łazienki. Nie zamykając ich, wszedł do środka i posadził mnie na pralce, która stała naprzeciw drzwi. Zamknął je i chciał podejść do mnie, ale nagle rozległ się dzwonek mojego telefonu.
- Odbierzesz?
    Harry, lekko zirytowany, mrucząc coś pod nosem, wyszedł z pomieszczenia, by odebrać. Ja w tym czasie postanowiłam napuścić wody do wanny. Harry wrócił do mnie z powrotem. Jego mina nie wskazywała na dobre wieści, więc od razu zakręciłam kurek z dopływem ciepłej wody i spojrzałam wyczekująco na niego.
- Co się stało, Harry? - zapytałam w końcu, bo sam nie raczył się odezwać.
- Twoja przyjaciółka Natty, miała wypadek. Jest w ciężkim stanie.



wtorek, 23 lutego 2016

Trzydzieści

    Wróciliśmy do mieszkania Natty. Dziewczyny jeszcze nie było, pewnie wróci za dwie, trzy godziny. Zrobiłam nam po herbacie malinowej, którą znalazłam w metalowym pudełku i usiedliśmy w salonie, który robił za mój pokój. Nastąpiła cisza. Jedna z tych,  w których obie strony nie wiedzą, jak zacząć rozmowę.
- Harry... Co teraz będzie z nami? - Postanowiłam w końcu odezwać się pierwsza.
- Ja... Chciałbym, żebyś wróciła do mnie - spojrzał na mnie, jakby lekko speszony.
- Wrócę. - Wiem, że go zaskoczyłam. Najpierw był zdziwiony, co widziałam przez jego zmarszczone rysy twarzy przez moment, a potem był już tylko szeroki uśmiech.
- Naprawdę?
- Tak - odpowiedziałam spokojnie. - Ale musimy ustalić sobie pewne rzeczy...
- Co tylko chcesz. - Zabrzmiało to, jak obietnica i tak też to odebrałam.
- Po pierwsze, nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. - Popatrzyłam na niego uważnie po moich pierwszych słowach. - Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam przez ostatnie dwa tygodnie. Nie wiedziałam gdzie idziesz, kiedy wrócisz...
- Dobrze. To już nie będzie miało miejsca.
- Po drugie,  jeśli mamy jakiś problem, rozmawiamy o nim, okej?
- Okej. - Złapał mnie za dłoń, lekko ją ściskając.
- To chyba tyle...
    Chłopak przewał mi, szybko wpijając się moje usta. Nie był to jakiś agresywny pocałunek, był po prostu mocny całus. Przez siłę, z jaką to zrobił, znalazłam się plecami na kanapie, a on był nade mną. Poczułam lekki skurcz w brzuchu w obawie, do czego może się posunąć Harry. On również musiał to zauważyć, bo odsunął się ode mnie z bólem na twarzy. Szkoda, że nie miał tego bólu wcześniej...
- Chcę cię tylko pocałować, mogę? - zapytał cicho.
- Możesz - odpowiedziałam szeptem.
    Muszę postarać się, by tak nie reagować. Pokazał mi, że nie skrzywdzi mnie w ten sposób. Miał na to tyle okazji. Mógł mnie wziąć siłą ,albo wtedy gdy wracał pijany... Ale nie. Wolał wyjść wtedy z domu. Przybliżyłam swoją twarz do jego, łącząc razem w delikatnym pocałunku.
- Nawet nie wiesz, jak mi tego brakowało... - szepnął po odsunięciu, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Mi też. - Odwzajemniłam uśmiech. Chłopak pochylił się znowu nade mną, by zaraz potrzeć swoim nosem o mój, co wywołało u mnie śmiech.
- Wszystko między nami dobrze?
 - Jestem! - usłyszeliśmy głos mojej przyjaciółki z korytarza i trzask zamykanych drzwi.
    Harry wstał szybko ze mnie i usiadł obok na kanapie, co i ja zaraz zrobiłam. Natty weszła do salonu i zobaczyła nas. Zdziwienie na jej twarzy było... Ogromne. Stała i przez moment nie wiedziała, co zrobić: czy wyrzucić Harry' ego z domu, czy zostawić to tak, jak jest.
- Co... Co on robi w moim domu, Anabell?
- Pije herbatę - uśmiechnęłam się do niej lekko. - Tak na serio, wszystko jest między nami wyjaśnione.
- Ale... Te badania... - zaczęła zdezorientowana.
- Harry nie jest moim bratem, badania to potwierdziły - wyjaśniłam dziewczynie.
- Czyli wracasz do niego? - zapytała z rezygnacją, pokazując ruchem głowy na chłopaka siedzącego obok mnie i usiadła na fotelu naprzeciw nas.
- Tak - odpowiedziałam.
-Dobrze więc. Tylko uprzedzam cię Styles, skrzywdzisz ją, to pożałujesz. - Zagroziła mu palcem, na co się uśmiechnęłam. Natty to kochana przyjaciółka. Wiem, że zawsze mogę na niej polegać.
- Nie martw się na zapas, nie zmierzam już jej krzywdzić - spojrzał na mnie jakby z dumą.
- Dobra, chodź Harry, pomożesz mi zabrać swoje rzeczy.
    Wstałam i pociągnęłam go ze sobą, prowadząc do małej komody, w której miałam kilka ubrań. Włożyłam je z powrotem do torby i zasunęłam suwak. Harry od razu mi ją odebrał i skierował się do wyjścia.
- Czekam przy aucie.
- Pilnuj go tam. Jakby co, to dzwoń, przyjadę i skopię mu dupę. - Natty przytuliła mnie mocno do siebie po wyjściu chłopaka z jej domu.
- Jasne, możesz być tego pewna - obiecałam i obie weszłyśmy na korytarz. Założyłam kurtkę i buty, po czym, po jeszcze jednym uścisku, opuściłam jej dom, wsiadając do samochodu loczka.
- Wiesz, co powiedział mi twój tata, gdy wtedy wyszliśmy na korytarz? - zapytał mnie po kilku minutach jazdy do jego domu.
- No nie, powiedz mi - poprosiłam, gdy zajechał do garażu w swojej posiadłości. Od Natty nie jest tak daleko.
- Powiedział prawie to samo, co Natty. Tyle, że z większym naciskiem na twoje bezpieczeństwo. - Wysiadł z auta i obszedł je dookoła, by otworzyć dla mnie drzwi pasażera i pomóc wysiąść. - Oraz dodał, że zabije mnie, jeśli jeszcze raz będziesz przeze mnie płakać. - Chwycił mnie za dłoń i przyciągnął do siebie, zatrzaskując drzwi auta. 
- Kochany tatuś - stwierdziłam, wprawiając bruneta w cichy chichot.
    Wyciągnął z bagażnika moją torbę i razem ze mną za rękę skierował się do frontowych drzwi jego domu. Otworzył je kluczem i wpuścił mnie do środka. Zamknął za sobą drzwi i odwiesił swój płaszcz na miejsce. Torbę rzucił w kąt korytarza.
- Jesteś może głodna? - zawołał z kuchni, do której poszedł chwilę temu.
- Bardzo. - Poszłam tam za nim i usiadłam na jednym z brązowych krzeseł barowych, ustawionych w rzędzie przy wyspie.
- Będą więc kanapki, na szybko, bo nie chcę, żebyś czekała nie wiadomo ile, ok? - spojrzał na mnie badawczo, szukając sprzeciwu, ale nie obchodziło mnie co zrobi do jedzenia. Kiwnęłam głową na zgodę, to może być cokolwiek.

    - Może zaprosimy twojego tatę na jutrzejszy obiad? - usłyszałam pytanie Harry' ego kilka tygodni później.
   Leżeliśmy aktualnie w naszym łóżku. Ja bokiem oparta o jego tors, trzymana przez silne ramiona chłopaka, będąc w jego jednej z koszul. Dziś padło na białą w czarne pionowe pasy. On oparty o ramę łóżka, trochę ścianę, w samych czarnych bokserkach.
- Myślę, że to dobry pomysł - stwierdziłam, lekko się uśmiechając. Podoba mi się to, że Harry jednak nie ucieka przed moim tatą, czy coś.
- To dobrze, bo już go wczoraj zaprosiłem - powiedział, całując mnie w czubek głowy.
- Co? Czemu nic nie powiedziałeś? - zapytałam, udając obrażoną.
    Odwróciłam się w jego stronę ze smutną miną, by wywołać na jego twarzy zatroskanie i winę. Oh, taka mieszanka uczuć jest dla mnie szkodliwa, bo zaraz wybucham śmiechem i nic z tego nie wychodzi. Potem Harry w zamian za to łaskocze mnie, dopóki nie przekonam go, żeby przestał. Kończy się to tak, że przez jakieś pół godziny nie wypuszcza mnie ze swoich objęć i mówi, jak bardzo mnie kocha.
- Chciałem zrobić ci niespodziankę, nie widzieliście się jakiś czas.
-To słodkie, co dla mnie robisz. Ty jesteś słodki - stwierdziłam. Ups, czy ja to drugie zdanie powiedziałam na głos?
- Ja jestem słodki? Ja?
    Nagle poczułam, jak obraca nas i znalazłam się pod nim. W sumie chyba jestem w stanie polubić to, gdy znajduję się pod nim. Jak stara się, by nie zgnieść mojej małej osóbki, będącej kilka centymetrów pod jego wielkim i umięśnionym ciałem.
- Tak. - Uśmiechnęłam się szeroko, co odwzajemnił.
    Chwilę potem złączył nasze usta razem. Mruknął, gdy poruszyłam się, chcąc być bliżej niego. Położył lewą dłoń na moim biodrze i ścisnął je lekko, a drugą podparł się o łóżko. Przełożyłam obie ręce przez jego szyję, tym samym odrywając się od niego. Warknął, prawie że, gdy się od niego odsunęłam, przez co znów usłyszał mój śmiech i sam się uśmiechnął, patrząc w moje oczy.
- Kocham cię, mój mały promyczku.


********

piątek, 19 lutego 2016

Dwadzieścia dziewięć


    Gdy zajechałem pod dom Natty, na podjeździe nikogo nie było, ani też żadnego auta. Przez chwilę myślałem, że Any nie ma w domu, lecz zaryzykowałem i zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Po chwili usłyszałem zgrzyt otwieranego zamka i przed mną pojawiła się Anabell. Gdy na mnie spojrzała, zauważyłem delikatny uśmiech na jej twarzyczce i momentalnie mnie samemu zrobiło się cieplej na duszy. Widząc jej uśmiech, nic więcej do życia mi nie potrzeba.
- Czemu nie powiedziałaś mi o tym, że robiłaś testy na zgodność dna? - zapytałem i wszedłem do domu, jak do siebie. Usłyszałem, jak Ana wzdycha i zamyka za mną drzwi. Wszedłem w pierwszą wnękę i znalazłem się w kuchni. Oparłem się o jakiś blat i spojrzałem wyczekująco na dziewczynę stojącą przede mną, patrzącą na swoje buty.
- Odpowiesz mi?
- Harry, ja w to nie wierzyłam. Dlatego to zrobiłam. Chciałam ci o nich powiedzieć dwa dni temu, ale kazałeś mi się wyprowadzić...
- Anabell... Dzisiaj przyszedł list z tego laboratorium. Są wyniki.
- To znaczy? -  spojrzała na mnie z nadzieją wypisaną na twarzy.
- Sama przeczytaj. - Podałem jej dokument, starając się, by nic nie zdradzić. Dziewczyna szybko wyjęła list z białej, prostokątnej koperty, rozkładając go i wertując jego treść, na moment zatrzymując się w jednym miejscu.
- Miałam rację! Harry, ja miałam rację! - krzyknęła rzucając się na moją szyję. W tym momencie nie liczyło się nic. Tylko to, że osoba, na której mi tak cholernie zależy, przytula się do mnie szczęśliwa. Obróciłem nami kilka razy dookoła.
    Tak, nie jesteśmy żadnym rodzeństwem. Nie jesteśmy, kurwa żadnym pierdolonym rodzeństwem!
- Przepraszam, że ci nie wierzyłem kochanie. Tak bardzo cię za to przepraszam - szepnąłem do jej ucha. Wiem, że bolała ją ta sytuacja bardziej niż mnie.
- Wiem. Nie musisz przepraszać - odpowiedziała i odsunęła się ode mnie na kilka centymetrów.
- Byłem taki głupi... Że je uwierzyłem... Nie przemyślałem tego dokładnie, tylko ślepo brnąłem w jej kłamstwo... - Wyznałem, patrząc jej w oczy.
- Nie Harry. Może moja matka naprawdę zdradziła mojego tatę z twoim, może i była też w ciąży z nim. Pytanie tylko, czy chcemy się tego dowiedzieć?
- Dla mnie to obojętne. Liczy się to, że nie jesteśmy w żaden sposób ze sobą spokrewnieni. - Pochyliłem się i złączyłem lekko nasze wargi, a dziewczyna pogłębiła całusa. Przysięgam, to najlepszy pocałunek, jaki przeżyłem z Anabell. Był słodki i namiętny jednocześnie.
- Ja chyba też nie chcę tego wiedzieć, ale chciałabym odwiedzić tatę, porozmawiać z nim. - Spojrzała na mnie niepewnie, po wypowiedzeniu tych słów.
- Dobrze, możemy pojechać nawet teraz - oznajmiłem gotowy, by pojechać z nią tam.
- Dziękuję Harry.
    Odwróciła się ode mnie, wzięła kawałek kartki i długopis z małej szafeczki przy blacie, o który się opierałem i zaczęła coś pisać. Po chwili tą samą kartkę powiesiła na lodówce, przypinając czarnym magnesem w kształcie litery O.
- Okej, możemy jechać.
    Kilka minut potem zatrzymuję samochód pod domem Anabell. Chciałem z nią tam wejść od razu, ale zaprzeczyła, mówiąc, że gdy nie wróci za piętnaście minut, dopiero wtedy mogę iść.

*** Oczami Anabell  ***

    Weszłam do domu, bez pukania, bo  po co miałabym pukać do drzwi własnego domu. Nic się w nim nie zmieniło. Wszystko było na swoim miejscu. Usłyszałam dźwięki dochodzące z telewizora, więc udałam się do salonu, wiedząc, że ktoś tam jest. Plecami o mnie siedział tata, intensywnie wpatrując się w ekran. Chrząknęłam, przez co tata od razu spojrzał na mnie. Jego twarz z szarej i smutnej od razu zmieniła się w uśmiechniętą, czyli taką, jaką zawsze pamiętam.
- Hej - powiedziałam niepewnie, podchodząc do niego powoli.
- Anabell kochanie moje. - Zerwał się z kanapy i dopadł do mnie, zamykając szczelnie w swoich silnych ramionach.
- Gdzie... Gdzie mama? - zadałam kolejne pytanie, nie wiedząc, jak zareaguje.
- Mamy nie ma - opowiedział po chwili ciszy. W tym czasie odsunęliśmy się od siebie i usiedliśmy na wcześniej wspomnianej przeze mnie kanapie.
- Jak to? Pojechała do sklepu, czy jak?
- Nie ma jej i nie będzie. Nie mogliśmy sobie wytłumaczyć tego wszystkiego... Zabolała mnie informacja z jej zdradą. Wyprowadziła się, obiecując, że jeszcze w ciągu tego tygodnia wniesie pozew o rozwód.
- Co? Ale... Harry nie jest jej synem. Nie jesteśmy rodzeństwem - oznajmiłam. Zobaczyłam, jak tata wypuszcza powietrze, ale dodaje:
- To nie zmienia tego, że zdradziła mnie, a to coś naprawdę niewybaczalnego.
- Dobrze. Jak się trzymasz?
- Jakoś. Zwolniłem się i szukam czegoś nowego. Zrozumiałem, jak bardzo zaniedbałem moją małą córeczkę. - Znowu przygarnął mnie do siebie w mocnym i ciepłym uścisku.
- Tatku...
- Szkoda, że nie mam wnuka, to miałbym chociaż zajęcie.
    Czy mój tato coś sugeruje?
- A 'propos, jest z tobą Harry?
- Tak, myślę, że zaraz się tu pojawi.
    Jak na zawołanie, w progu stanął wysoki chłopak, z uśmiechem na ustach i podszedł do nas.
- Zacząłem się niepokoić. Dzień dobry - wyciągnął rękę i przywitał się z moim tatą.
- W moim domu nie dzieje się żadna krzywda mojemu dziecku - odpowiedział rzeczowo tata.
- Okej, martwiłem się - powtórzył, usiadł obok mnie i złapał za rękę.
- Mówicie, że matka myliła się, co do waszego domniemanego pokrewieństwa?
- Tak - Harry przytaknął, ściskając mocniej moją dłoń.
- To dobrze dzieci. Harry, chłopcze, mogę prosić cię na osobności?
    Oboje wstali i wyszli z salonu na korytarz. Nie mogłam nic usłyszeć i nie podsłuchiwałam też, żeby nie wyjść na ciekawską. Wyciągnę to jakoś od loczka. Nagle do głowy wpadła mi myśl. Czy teraz wrócę z Harry' m do domu? Jak to będzie dalej z nami? Chyba trzeba przeprowadzić poważną  rozmowę...





poniedziałek, 15 lutego 2016

Dwadzieścia osiem


   Mimo, że tego nie chciałam, kilka minut później; po złożeniu łóżka do kupy i ogarnięciu się, wyciągnęłam swoją dużą czarną walizkę spod łóżka i zaczęłam pakować do niej swoje rzeczy. Ze swoich wcześniejszych doświadczeń wolę na ten moment nie podpadać mu. Nie sądziłam, że Harry może mi powiedzieć coś takiego, że uwierzy na słowo mojej przeklętej matce. Nie ma mowy, że i ja w to uwierzę. Po pół godzinie byłam już spakowana. Wcześniej zadzwoniłam do Natty z prośbą o przenocowanie. Zgodziła się, słysząc mój rozpaczliwy głos, o nic nie pytając.

    Do domu przyjaciółki dotarłam po dwudziestominutowym spacerze. Ta od razu wpuściła mnie do środka, nie pytając na razie o nic. Przeszłyśmy do kuchni i Natt zaproponowała herbatę, na co przystałam. Minęła dłuższa chwila, zanim zaczęłam cokolwiek do niej mówić. Ona na mnie też nie naciskała, wiedząc, że to musi być coś poważnego, skoro jestem w takim stanie. To wszystko wyczytałam z jej oczu.
- Kilka dni temu, do domu Harry' ego przyszli rodzice. Oni, to znaczy matka... Ona powiedziała coś, co wszystko zniszczyło.
- Co takiego powiedziała? - Zainteresowała się Natt i usiadła na krześle na przeciw mnie, ale na tyle blisko, że spokojnie mogła chwycić za moje chłodne dłonie.
- Harry i ja nie możemy być razem, ponieważ on jest moim przyrodnim bratem - Wyrzuciłam z siebie te słowa szybko, więc nie wiem, czy dziewczyna cokolwiek zrozumiała.
- Co?!
- Tak.
- Przecież to jest niemożliwe! - Dziewczyna jest ta samo zszokowana, jak ja, gdy to usłyszałam.
-  A jednak - westchnęłam.
- Dlatego się od niego wyprowadziłaś?
- N... Niezupełnie. To on kazał mi się wynieść. - Uzupełniłam swoje zeznanie. Prawdę mówiąc, tylko Natt potrafiła mnie zrozumieć. Albo chociaż próbowała.
- Dlaczego? On chyba jej nie uwierzył? - zapytał, będąc na granicy śmiechu.
- Uwierzył. Na nic się zdały moje próby dotarcia do niego. Jakby się zamknął w sobie i nie chciał dopuścić do siebie, że to wszystko to, albo prawda, albo nie.
- Harry to naprawdę dziwny człowiek. Niby udaje twardziela, ale byle czym można go złamać - stwierdziła. Może i ma rację, ale a chyba nie byłabym w stanie zrobić czegoś takiego, jak zmanipulować jego osobą. W jakiś sposób mi na nim zależy.

Dwa dni później
- Anabell, ja muszę na moment skoczyć do sklepu. Poradzisz sobie? - Natt właśnie zakładała na siebie kurtkę, trzymając w ręku klucze od samochodu.
- Tak. Idź już. Nie jestem małym dzieckiem.
    Gdy dziewczyna opuściła swoją posesję, wróciłam o swojego tymczasowego pokoju i położyłam się na łóżku, ciężko wzdychając. Nie mam już w ogóle siły. Nic mi się nie chce i jedyne co mogłabym robić to spać, ale nawet z tym mam problemy, gdyż ciągle śni mi się Harry i te jego smutne oczy patrzące na mnie z bólem. Śpię z dwie godziny, bo potem budzę się prawie z krzykiem i płaczem.
    Z tego wszystkiego zapomniałam o tych badaniach laboratoryjnych! Chyba powinny pojawić się na dniach, a ja nie będę mogła ich odebrać. Musiałabym całymi dniami czatować przed domem Harry' ego na listonosza. W takim razie Harry dostanie list z wynikami. Sama boję się ich, a myśl, że  Harry jeszcze przeczyta potwierdzenie o tym, iż jednak nasze pokrewieństwo jest prawdziwe,  jeszcze bardziej go złamie. A ja tylko chcę być przy nim...


Harry
    Czasem zachowywałem się, jak skończony idiota i egoista, myślący tylko o sobie. Ale prawda, jest taka, że ja cały czas myślałem o Anabell. Ona jest dla mnie całym światem, mimo, że jej tego nie pokazałem w jakiś wyraźny sposób. I teraz znowu okazałem się zimnym draniem, bez uczuć. Kocham ją najbardziej na świecie, a mimo to po raz kolejny w ciągu roku ją skrzywdziłem. Nie wiem dlaczego wracałem do domu pijany, nie tłumacząc jej tego. Wiem, że się martwiła. Teraz ja się martwię, gdzie jest i czy wszystko z nią dobrze. Mam wielką nadzieję, że jest u tej swojej przyjaciółki... Nie chcę do niej zadzwonić, bo inaczej od razu wsiadłbym w samochód i najnormalniej w świecie, po nią pojechał.
- Kurwa - mruknąłem do siebie, gdy usłyszałem trzeci raz dzwonek do drzwi. Za pierwszym razem spałem, za drugim całkowicie zignorowałem, ale teraz niestety muszę otworzyć.
- Czy mieszka tutaj panna Roses? - Przede mną, po otworzeniu drzwi, pojawił się niski, siwawy mężczyzna z z wielką czarną torbą na ramieniu i kartą do pokwitowania w prawej dłoni.
- Aktualnie nie ma jej w domu - odpowiedziałem, siląc się na przyjazny głos.
- Czy mógłby pan w takim razie odebrać dla niej przesyłkę i podpisać?- wcisnął mi do ręki kartkę i długopis, a sam zaczął szukać w torbie bez dna, jednego listu do mojej Anabell.
    Gdy wykonałem jego prośbę, otrzymałem do ręki kopertę, rzeczywiście zaadresowaną do Anabell. Przeczytałem też, że to z jakiegoś laboratorium. Nie czekając na nic zatrzasnąłem drzwi i skierowałem swoje kroki do kuchni, by otworzyć kopertę i dowiedzieć się, o co chodzi.



*****
No i co, jakie będą wyniki???

czwartek, 11 lutego 2016

Dwadzieścia siedem

    Bez wiedzy Harry' ego postanowiłam zrobić testy potwierdzające prawdopodobieństwo tego, że możemy być rodzeństwem. Trzy dni od feralnego popołudnia wysłałam do laboratorium szczoteczkę do zębów Harry' ego, a także moją. Gdy o nią zapytał, powiedziałam po postu, że przez pomyłkę wyrzuciłam do kosza i dałam mu nową. Na szczęście o nic nie pytał. Wyniki mają być za dwa tygodnie. Boże, to będą najdłuższe dwa tygodnie życia!


    Minęło już kilka dni. Nie liczę nawet dokładnie, do cholery, źle się dzieje! Harry... zmienił się. Już tłumaczę. Jeśli dobrze pamiętam, przez pierwsze cztery dni wszystko było dobrze. Do czasu. Zawsze, gdy gdzieś wychodził, mówił, za ile mniej więcej mm się spodziewać jego osoby w domu.
    Pierwszego dnia powiedział, że idzie z kumplami na piwo, i że nie wróci późno. W domu był po jedenastej wieczorem, ale nic nie mówiłam, no bo każdemu się może zdarzyć zasiedzieć, czy zagadać. Czuć było od niego chmielem i trochę wódką, ale to też olałam, w końcu; uprzedził, że idzie na piwo. Gdy zobaczył mnie siedzącą w salonie, zapytał, dlaczego nie śpię i zabrał na górę , poganiając do łazienki.
    Kolejnego wieczora doczekałam się go o pierwszej w nocy. Tym razem jego wytłumaczeniem było to, że Louis zatrzymał go na kilka głębszych, a on nie mógł odmówić kumplowi. Przymknęłam na to oko i położyłam go spać.
     Dwa dni później w domu nie pojawił się wcale. Wtedy dotarło do mnie to, że on po prosu ucieka od problemu, jakim jest informacja o tym, iż niby jesteśmy rodzeństwem. Do wyników badań został jeszcze tydzień, a ja już chciałam wiedzieć, co wyszło. Całą noc przespałam na niewygodnej kanapie, czekając, aż usłyszę trzask drzwi i do salonu wejdzie pijany Harry, ale to nie miało miejsca. Obudziłam się w naszym łóżku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam plecy chłopaka, więc nie czekając na nic, wstałam i przytuliłam się do niego, klękając na pościeli i  obejmując jego szeroki tors swoimi małymi ramionami.
- Hej Hazzu. - To było takie nasze małe powitanie. On co rano powalał mnie z powrotem na łóżko i rozśmieszał. A dziś nic, jakbym nic przed chwilą nie zrobiła. - Harry?
- Ja tak dalej nie mogę- usłyszałam i zobaczyłam, jak chłopak podnosi się z miękkiego łóżka, przechodzi kilka kroków w stronę okna.
- To znaczy, co nie możesz?
- Tak dalej żyć. To tylko trzy dni, a ja tak cholernie się od ciebie oddaliłem... - Zawiesił swój wzrok na chwilę na mnie.
- Harry, co ty chcesz przez to powiedzieć? - Mój głos zaczął niewyczuwalnie drżeć. Przestraszyłam się, tego, co zaraz powie.
- Nie chcę, żebyś była dla mnie pokusą. Jesteś cholernie piękna, cudowna i kocham cię, jak nikogo innego, ale świadomość, że jesteś moją siostrą mnie dobija i nie chcę robić ci żadnej nadziei.
    Po usłyszeniu tych słów, poczułam straszny ból gdzieś  w lewej części klatki piersiowej. Było mi bardzo źle, a ból nie ustępował. Dotarło do mnie, że Harry mnie zostawia, nie walczy. Harry Styles się poddał.
- Harry, czy chcesz mi powiedzieć, że to koniec? - Podniosłam swój wzrok na niego. Nadal stał w swoim wcześniejszym miejscu.
- Tak. Lepiej dla ciebie będzie, jeśli jeszcze dziś się stąd wyprowadzisz - Wyszedł, nie spoglądając na mnie już ani razu. Potem usłyszałam, jak wychodzi z domu i zatrzaskuje za sobą drzwi frontowe.

środa, 10 lutego 2016

Dwadzieścia sześć

    Wiecznie nic nie trwa, prawda? I tak też jest w moim przypadku. 

   Kilka dni późnej, po wizycie Annie, stało się to, o czym myślałam od początku. W drzwi domu Harry' ego zapukali moi rodzice. Omal nie zeszłam na zawał, gdy ich zobaczyłam... Mina matki nie wyrażała żadnych uczuć, wyglądała, jakby jej twarz została wykonana z marmuru, natomiast tata był wniebowzięty, gdy mnie zobaczył. Od razu przekroczył próg domu i uściskał mocno, szepcząc ciche " cześć córeczko". To dodało mi trochę odwagi na konfrontację z matką. Ona tylko przekroczyła próg domu, nie uraczając mnie nawet zimnym spojrzeniem. Jakbym nie istniała. Zabolało mnie to, choć mogłam się tego spodziewać, po tym co odstawiła ostatnim razem. 
- Do salonu, prosto i na lewo. - Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Po wypowiedzeniu tych słów, biegiem pokonałam schody, wpadając do sypialni, w której Harry aktualnie przebywał.
- Kto nas odwiedził? - zapytał ziewając.
- Moi rodzice. - Jak tylko to powiedziałam, loczek zerwał się z łóżka i założył na siebie szarą zwyczajną koszulkę bez napisu i potargał lekko włosy.
- O nic się nie martw. Nie oddam cię im. - Jego ciepłe ramię objęło moje plecy i zostałam przez niego przytulona. Zaraz potem oboje zeszliśmy na dół, do naszych gości. Uważnie obserwowałam twarz matki. Gdy tylko zobaczyła, że idziemy oboje do tego trzymając się za ręce, zauważyłam, jak twarz tężeje jej jeszcze bardziej i zaciska palce na szarej torbie od Gucciego.
- Dzień dobry - przywitał się Harry.
- Chcemy wam coś powiedzieć - zaczęła matka, a ojciec dodał:
- Matka chce coś powiedzieć tobie Anabell.
- Co dokładnie? - Mało mnie to interesowało, ale taty zawsze wysłucham.
- Może najpierw usiądziecie? - zaoferowała matka, a ja niechętnie zajęłam miejsce na kanapie na przeciw nich, a Harry zaraz obok mnie.
- Czy teraz powiesz to, co zamierzałaś?
- Tak, ja... - Nagle zaczęła patrzeć nie na mnie czy Harry' ego, ale na tatę.
- Kochanie, czemu tak na mnie patrzysz? - zapytał.
- Bo... To generalnie chodzi o waszą trójkę.
    Co? Ja nie rozumiem tej kobiety. Nie wiem, o co jej chodzi.
- Nie wiem, jak mam wam to powiedzieć... W sumie powinnam to zrobić od razu... Ja... Ty Anabell, nie możesz być z Harry' m - powiedziała składnie jakieś zdanie.
Czy to jakaś kpina? Przychodzi tu, jakby co najmniej dostała zaproszenie i ma czelność wygadywać takie rzeczy?
- Skoro masz mówić coś takiego, to może lepiej będzie, jeśli już sobie pójdziesz. - Wstałam z kanapy i pokazałam ręką na wyjście z salonu.
- Nie, poczekaj. Ja wam to wytłumaczę, bo czas najwyższy.
     Gdy w końcu usłyszałam normalne zdanie, z powrotem zajęłam miejsce obok lokowanego. Pokazałam gestem dłoni,  że może kontynuować. Nagle spuściła głowę w dół i podniosła ją zaraz, wyznając:
- Harry nie może być z tobą w jakimkolwiek związku, ponieważ jest on twoim przyrodnim bratem. - Schowała twarz w swoich dłoniach.
Nie dotarło do mnie to, co powiedziała. Wręcz przeciwnie. Wewnątrz mnie aż się gotowało na myśl, że ona wymyśla coś tak podłego, byle by nas rozdzielić.
- Jak śmiesz mówić coś takiego?! - Podniosłam się z kanapy.
- Ale to prawda córeczko...
- Elisabeth, zechcesz mi to jakoś wytłumaczyć? - Tata odezwał się. Wydaje mi się, czy on jej wierzy?
- Zdradziłam cię ze Styles' em, gdy pojechałeś na wojnę na czarnym rynku, dwadzieścia trzy lata temu... On mnie uwiódł...
- Nie kłam kobieto! Jak mogłaś być w ciąży, a ja o tym nie wiedziałem?! - Tata również podniósł się z kanapy.
- Nie było cię półtora roku... Nic nie zauważyłeś...
     Świetnie, oni będą się teraz kłócić... Spojrzałam na Harry' ego. Widziałam w jego oczach, jak myśli nad czymś intensywnie. Delikatnie dotknęłam swoją dłonią jego palców, pocierając nimi o jego skórę. Spojrzał na mnie, lecz nic nie mogłam znaleźć w jego wzroku. Nie było w nim ani miłości do mnie, ani zdenerwowania. Żadnego negatywnego uczucia, pustka. Nic.
- Przestańcie - powiedziałam cicho. - Przestańcie, do cholery! - uniosłam się, by przerwać im tą bezsensowną kłótnię. W tym momencie martwił mnie Harry, a nie to, iż moja matka twierdzi, że rzekomo loczek jest jej synem. Totalna bzdura.
- Wyjdźcie stąd - powiedziałam głośno. - Oboje!
     Posłuchali mnie i chwilę potem zamknęłam za sobą drzwi frontowe. Westchnęłam ciężko i wróciłam do salonu, lecz nie znalazłam w nim chłopaka. Stwierdziłam więc, że poszedł do naszej sypialni; tam też się udałam. Był w pomieszczeniu i siedział na naszym łóżku. Głowę trzymał między kolanami, a ręce trzymał we włosach.
- Harry?
- A co, jeśli to prawda? Co jeśli zakochałem się we własnej siostrze, a na dodatek ją zgwałciłem? - zapytał załamany, wbijając wzrok na mnie. Jego wzrok jest śmiertelnie poważny i smutny.
- Nie Harry. To nie jest prawda. Ona kłamie.
- Ale trzyma się kupy! Annie nie jest moją matką. Nie jestem ani trochę do niej podobny. Nie jestem taki głupi, by się tego nie domyśleć! Gdybym nim był, miałbym w genach choć trochę jej dobrych cech. Byłbym choć trochę do niej podobny, miałbym ten sam uśmiech... Cokolwiek. A nie mam nic. Kurwa. Twoja matka Anabell, może być też moją matką.





*************
Teraz czekam na wasze komentarze:)









wtorek, 9 lutego 2016

Dwadzieścia pięć

    Jak się okazało, nie miałam czym się stresować. Annie, mama Harry' ego, to bardzo miła osoba. Jest niską brunetką z szerokim, zarażającym uśmiechem.
    Obiad minął nam na przyjemnej rozmowie. Annie nie zadawała dużo pytań na mój temat, często się uśmiechała, jakby chcąc dodać mi otuchy. To było nawet miłe. W pewnym momencie, słuchając kolejnej historii z dzieciństwa Harry' ego, starałam się znaleźć jakieś podobieństwo w jego matce do chłopaka. Zdawało mi się, że ich oczy mają podobny kolor, choć nie jestem do końca pewna.
- Skoczę do sklepu po wino - Usłyszałam głos loczka i wróciłam na ziemię. Słysząc nasze zgody, po chwili zniknął w korytarzu, a zaraz dało się słyszeć trzask drzwi frontowych i to, jak odpala auto i odjeżdża.
- Mogę o coś zapytać? - To pytanie wypłynęło z ust jego mamy.
-Oczywiście, może pani pytać, o co chce.
- Mów mi po imieniu kochana, już ci to mówiłam.
- Dobrze.
    Odłożyłam widelec na talerz, spoglądają na kobietę siedzącą przede mną. Odstawiła na stół kieliszek, z którego upiła łyk wina i spojrzała na mnie.
- Kochasz mojego syna?
- Tak, kocham Harry' ego - odpowiedziałam zgodnie z moimi uczuciami do niego.
- Dobrze więc. Mogę coś ci w takim razie powiedzieć.
- Co takiego? - zapytałam, gdy nachyliła się bliżej mnie.
- Harry nie jest moim biologicznym synem.
    Te słowa były dla mnie dziwne. Jak to, nie jest jej synem? Przecież są do siebie podobni! A może ja jestem ślepa i nic nie widzę?
- Ale... Jak to?
- Cóż... Chciałabym cię prosić, byś nie poruszała tego tematu przy nim. Nic nie wie i tak ma pozostać. To wola jego ojca. Ma się dowiedzieć, gdy przyjdzie na to pora. Mogę na ciebie liczyć, dziecko? - zapytała, chwytając mnie za lewą dłoń, leżącą na białym obrusie.
- Tak. Nic mu nie powiem.
- Dobrze. Jego matka... Urodziła go, gdy była bardzo młoda. Zapewne była w twoim wieku, lub nawet młodsza. -Westchnęła cicho, zabierając dłoń z mojej. - Nie chciała go.
- A czy on jest...
- Jego ojcem naturalnie był Mark. Cóż, nie znałam jeszcze go wtedy. Poznaliśmy się, gdy Harry miał niespełna pół roku... Był takim słodkim dzieckiem... - Uśmiechnęła się, wspominając coś zapewne.
- D... Dlaczego mi to mówisz? - Odważyłam się zapytać.
- Bo wiem, jak na niego patrzysz. Wiem, że skrzywdził cię. Anabell, powiedz, co ci zrobił?
-N... Nic. Ja...
- Nie próbuj mnie okłamywać. Wiem, jaki on jest. Ale uwierz mi, on nie widzi poza tobą świata! Zanim się spotkaliście pierwszy raz w parku, nie mówił o niczym innym, jak o tym, kiedy w końcu odważy się do ciebie podejść.
    Oh, ktoś jest tu niedoinformowany... To było trzecie spotkanie.
- Em... Ja nie wiem, co powiedzieć...
- Powiedziałam ci to, bo wiem, że ty jesteś tą, na którą czekał. Chciałam, żebyś wiedziała trochę więcej o nim, niż sam ci mówi.
    Racja. Ja nie wiem o nim prawie nic.
- Dziękuję bardzo.
- Dokończymy jeszcze tą rozmowę - szepnęła, gdy usłyszała, że Harry ponownie jest w domu. Kiwnęłam tylko głową, że się zgadzam.
- Jestem! - Wszedł do salonu uśmiechnięty, w ręku trzymając butelkę czerwonego wina.
- Synku, kochanie. Będę się już zbierać. - Kobieta wstała od stołu, podchodząc do chłopaka. Ja również się podniosłam. - Zadzwoniła gosposia, że ktoś ze służby zasłabł, a wiesz, jakie ja mam podejście do swoich pracowników.
- Zdecydowanie masz za dobre serce mamo. - Zaśmiali się oboje.
    Po pożegnaniu Annie wyszła, a Harry zamknął za nią drzwi. Ja sprzątałam wszystko ze stołu, by nie zostawić tego na jutro. Jutro chciałam spać do późna. Sięgając po sztućce leżące po drugiej stronie, musiałam się nachylić najbardziej, jak to możliwe. Usłyszałam tylko szybkie kroki Harry' ego, a zaraz po tym jego dłonie na moich biodrach, przez co wzdrygnęłam się, piszcząc cicho i prostując się, jak struna.
- Harry... - zaczęłam słabo, gdy jego dłonie zaczęły wędrówkę po moim ciele, raz po raz zahaczając o końce sukienki.
- Jesteś dziś stanowczo za seksowna, kochanie - mruknął niskim głosem do mojego ucha.
    Moje serce przyspieszyło obroty, na myśl, że to wszystko zaraz się powtórzy. Strach mnie paraliżował. Wykorzystał to i wziął mnie na ręce. Zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć, gdzie mnie niesie. W końcu usłyszałam trzask zamykanych drzwi i zaraz poczułam na plecach miękkie łóżko. Otworzyłam ostrożnie jedno oko, analizując gdzie jestem. To sypiania. Zaniósł mnie do sypialni. Podsunęłam się bliżej ściany, szukając Harry' ego wzrokiem po całym pokoju. Stał przy szafie i ściągał koszulkę. Odwrócił się i podszedł do łóżka, wchodząc na nie przybliżając się do mnie.
- Myślałaś, że chcę wykorzystać? - Moje serce zatrzymało się po tym pytaniu. - Powiedz prawdę.
- T... Tak właśnie myślałam - odpowiedziałam na pytanie.
    Westchnął tylko, przyciągając mnie do siebie tak, że głowę miałam na jego piersi. Jego skóra jest delikatna i ciepła.
- Przepraszam, że tak to odebrałaś. - Ucałował czubek mojej głowy. - Przez moment miałem ochotę, ale gdy zobaczyłem, jak bardzo się trzęsiesz... Przepraszam.
- Dobrze, że chociaż mówisz prawdę. - Oderwałam się od niego, by spojrzeć mu w twarz.
- Czy kiedyś pozwolisz mi sprawić, byś poczuła się dobrze w moich ramionach? - Patrzył intensywnie, czekając na odpowiedź. 
- Tak.

niedziela, 7 lutego 2016

Dwadzieścia cztery

    Te słowa wydały się głośne w mojej głowie. Aż w końcu doszło do mnie, że powiedziałam to na głos, gdy jego dłonie zaprzestały swoich ruchów. Spięłam się tym, co nadejdzie. Nie wiem, co chłopak myśli w tej chwili.
- Anabell, mówisz poważnie? - Chwycił mnie za barki i obrócił w swoją stronę tak, że patrzyłam na niego, ale zaraz spuściłam wzrok.
- Ja... Tak.
- Popatrz na mnie Ana. - Gdy wykonałam jego cichą prośbę, dopowiedział: - Cieszę się, bo i ja cię kocham.
    Poczułam, jak jego ciepłe, różowe wargi dotykają lekko moich. Dłonie przeniósł na plecy, przesuwając nimi po całej ich długości, sprawiając, iż poczułam delikatne dreszcze przychodzące wzdłuż kręgosłupa.
- Ale ja nadal...
- Wiem. Możemy zostać w takim układzie, jaki jest teraz. Chcesz? -Przerwał mi, uzupełniając swoją odpowiedź. Pokiwałam głową, że się zgadzam.
- Tak - szepnęłam.
- Dobrze. Dokończmy masaż. - Poczułam, jak jego smukłe palce na nowo odnajdują drogę do moich barków.
- Ja... Nie... Nie mam już ochoty. Naprawdę, chciałabym pójść już spać.
    Odsunęłam się od niego i zsunęłam nogi na podłogę. Nie spojrzałam na niego, tylko od razu zabrałam się za szukanie piżamy i, gdy usłyszałam, jak wzdycha, zamknęłam się w łazience, pozwalając, by łzy uciekły z moich oczu.
    On naprawdę mnie zniszczył. Nie byłam taka. Nie ryczałam, jak głupia z każdego wypowiedzianego przez siebie słowa. Byłam silna, nie chciałam dać mu się omotać. A jednak mu się udało. Nie jestem tą Anabell sprzed kilkunastu miesięcy.
    Gdy odświeżona, wróciłam do pokoju, Harry' ego nie było. Nie było również jedzenia, ani wina. Ciekawe, czy róże z korytarza też sprzątnął. Weszłam na łóżko, okrywając się ciepłą kołdrą. Gdy już praktycznie sen mnie otulał, usłyszałam, jak drzwi do sypialni się otwierają, a kroki Harry' ego zbliżają do łóżka. Usłyszałam, jak kuca przy mnie i całuje policzek, mówiąc:
- Kocham cię najmocniej na święcie Anabell Roses.


- Wstajemy. - Usłyszałam czyjś głos, gdzieś w oddali. - Anabell.
- Harry? - zapytałam cicho, dochodząc do siebie po śnie. Otworzyłam oczy i faktycznie, nade mną zobaczyłam jego uśmiechniętą twarz.
- Tak, a teraz wstajemy, bo czeka nas dziś dobry dzień.
- Dobry dzień? - Podniosłam się do siadu i spojrzałam na niego zdziwiona. Czy on czegoś nie brał? Źrenice ma normalne, więc chyba nie.
- Tak. Tu masz śniadanie, przebierz się i zaczynamy dzisiejsze zadania.
- Co? Jakie zadania? Harry, mów po ludzku - zirytowałam się trochę.
- Dziś przyjeżdża moja mama i musimy robić pyszny obiad.
    Na te słowa szybko zerwałam się z łóżka i nie widziałam, co ze sobą zrobić.
- Twoja mama? Ale... Ale jak to? Czemu nic nie powiedziałeś wcześniej?!
- Sam się dziś dowiedziałem. - Zatrzymał mnie, przyciągając do siebie i sadzając na prawym kolanie.
- I mówisz to tak spokojnie?!
    Dopadłam do szafy, szukając najpierw jakichś dresów i koszulki, a na potem, jakiejś sukienki, by wyglądać choć trochę przyzwoicie w oczach jego rodzicielki. Dobrze, że Harry ostatnio wyciągnął mnie na zakupy, inaczej musiałabym się jej pokazać w tych wyciągniętych spodniach.
- Ej, ej. Spokojnie. Zawsze wiedziałem, że jesteś inna. - Jego dłonie obróciły mnie w swoją stronę, przez co zobaczyłam radosne zielone oczy bruneta. - Uspokój się, moja mama nie jest jakimś prezydentem, żebyś teraz o tym myślała.
    Wyjął z mojej dłoni ubranie i odrzucił je gdzieś za siebie. Chwycił za moją małą dłoń, chowając w swojej i zaprowadził do stolika, na który zaraz postawił tacę z jedzeniem.
- Siadaj. To wszystko ma zniknąć. Nie wyjdziesz z tego pokoju, dopóki nie będziesz najedzona. - Jego ton trochę mnie przestraszył. Bądź co bądź, był chłodny i stanowczy. - Przepraszam - dodał, widząc zapewne, jak szybciej oddycham przestraszona.
- N... Nic się nie stało.
    Po zjedzonym śniadaniu, zebraliśmy się do roboty. Harry powiedział mi, co jego mama lubi. Były to dość proste dania. Ja w sumie w tej kuchni dziś byłam tylko potrzebna do krojenia warzyw, zrobienia sałatki, gotowanie wywaru i oczywiście posprzątania chlewu, który stworzył się po czterech godzinach naszego wspólnego gotowania. Dodam, że Styles' owi zachciało się jeszcze wojny na mąkę, którą przegrałam i właśnie doprowadzam się do porządku w łazience. Dobrze, że kuchnię jakoś ogarnęliśmy we dwoje. Przekonałam Harry' ego, by mi pomógł, ale on sobie chyba za dużo wyobraża po dzisiejszym dniu...
- Anabell Roses, moja mama już jest!


Hej!
Dodałam rozdział, bo w tym tygodniu znów mogę nie mieć czasu...
Do następnego kochani xd

sobota, 6 lutego 2016

Dwadzieścia trzy

- Teraz słucham. Masz szczęście, że cały dzień nie było mnie z tobą na hali, bo już dawno byś mi wszystko wyśpiewała! Ze szczegółami! - Czułam zirytowanie przyjaciółki faktem, że nie opowiedziałam jej jeszcze swojej historii. Po skończonej pracy wyszłyśmy z budynku na parking, do jej auta.
- Natty, czemu tak się uparłaś? Jestem zmęczona, nie mam ochoty. Odwieziesz mnie do domu?
- Którego? - Podchwyciła, uśmiechając się zwycięsko.
    Siedziałyśmy w jej samochodzie, a ona właśnie odpalała maszynę, przekręcając kluczyk w stacyjce. Westchnęłam, bo wiem, że muszę jej wskazać drogę do domu Harry' ego i przy okazji opowiedzieć wszystko.
- Do domu Harry' ego.
- A więc jednak. Twoja mama miała rację.
- Z czym? - Zdziwiłam się.
- Z tym, że mieszkasz u niego. Jak w ogóle do tego doszło? - Wzruszyła ramionami, wjeżdżając na drogę główną. Na szczęście nie zaczyna od wyrzucenia mi mojego wyboru...
-Ja...
- No? - Ponagliła mnie.
- Dobra. Skręć teraz w prawo. Pamiętasz tego chłopaka, który powiedział mi, że jestem jego, wtedy wieczorem? - Przeniosłam na nią swój wzrok, mnąc w palcach materiał torebki.
- No pamiętam, i co?
-To był Harry. Wtedy, gdy przybiegłam do ciebie z płaczem... Ja mieszkałam u niego kilka dni. Wiesz co dalej było.... No i gdy go wypuścili po rozprawie, przyszedł do mnie. Chciał wiedzieć, dlaczego zeznałam na jego korzyść, a nie powiedziałam prawdy. Nie odpowiedziałam mu i kazałam wyjść.
- I co dalej?
- No i potem spotkaliśmy się w kawiarni, następnego dnia był po mnie w pracy, kolejnego do niej zawiózł...
- I?
- No i wtedy wrócili rodzice. Matka się ze mną pokłóciła, zwyzywała i wyrzuciła z domu. Ot, cała historia -wzruszyłam ramionami.
- No tak, ale nie powiedziałaś mi, jak to się stało. Że mieszkasz z nim, u niego.
- Skręć w lewo i jego dom jest trzeci po prawo. Tak się stało, że gdy chodziłam tak po miasteczku, zatrzymałam się całkiem przypadkiem przed jego domem. On musiał zauważyć mnie z okna i przyszedł do mnie, gdy odeszłam kawałek. Zaproponował, żebym weszła do niego. Zgodziłam się, przenocowałam. A gdy chciałam rano wyjść, zatrzymał mnie, wyznał, że kocha i poprosił bym mu dała szansę. No i dostał ją - Skończyłam opowiadać. Ta historia zajęła nam całą drogę, bo po chwili Natt zatrzymała się przed właściwym miejscem. Zagwizdała, widząc przez przednią szybę, jak bogaty jest dom chłopaka.
- No no. Rozboje przynoszą efekty.
- Nat, nie znasz go... On nie kradnie, ani...
- No to skąd ma tyle hajsu, żeby mieć taką willę?
- No...
- Wiem, że nie wiesz. Nawet się nie łódź, że ci powie.
- Wolę żyć w nieświadomości.
- Jak chcesz. Podjechać jutro po ciebie? - zapytała, a ja otworzyłam drzwi pasażera i wysiadłam z wozu.
- Nie. Jutro mam wolne. Do poniedziałku.
- No pa.
    Po zatrzaśnięciu drzwi, dziewczyna odjechała, a ja powoli dotarłam do drzwi frontowych, omal się nie przewracając. Jestem naprawdę wykończona. Otworzyłam je, nie siląc się, by zadzwonić dzwonkiem i powiadomić lokowatego o moim powrocie.
- Jestem - odezwałam się, stawiając torebkę na komodzie.
    W korytarzu panował półmrok, a na podłodze zobaczyłam ścieżkę z róż.  Uśmiechnęłam się delikatnie do siebie, zabierając ze sobą torbę. Ruszyłam ścieżką, która doprowadziła mnie do naszej sypialni. To znaczy tego pokoju, w którym zawsze się budziłam. Uchyliłam je, wchodząc do środka. Zobaczyłam Harry' ego, który siedział na jednym z foteli przy stoliku, na którym stało czerwone wino w butelce i dwa kieliszki, oraz sałatka i jeszcze jakieś danie.
- Cześć - szepnęłam cicho. To naprawdę cudne, co zrobił, ale ja chcę iść szybko spać. Chłopak podszedł do mnie i objął w talii. Miał na sobie białą koszulę w czarne grochy i czarne spodnie. Złożył całusa na czole i zapytał:
- Jak się czujesz?
- Padam. Chcę spać.
- Dasz radę coś zjeść?
    Szczerze, to nawet nie byłam głodna, ale widząc, jak się postarał, pokiwałam głową na tak i pozwoliłam się doprowadzić do drugiego fotela. Usiedliśmy, Harry polał wino i wznieśliśmy toast.
- Za nas. Żeby nic nam nie przeszkodziło - powiedział i stuknął szkłem trzymanym w dłoni o moje. Upiłam większy łyk, a potem kolejny, gdy nakładał na nasze talerze jedzenie.

- To co, teraz masaż? - zapytał, gdy byliśmy już po kolacji. Siedziałam na łóżku, między jego nogami, oparta o jego tors.
- Poproszę. - Czułam, że w połowie jego pracy zasnę, ale mniejsza. Zdjął mój szary sweterek, który miałam na sobie. Pod nim miałam żółtą sukienkę na ramiączka, z czarnym paskiem w talii, na suwak.
- Nie - zaprzeczyłam, gdy chciał osunąć w dół materiał na ramionach. To za dużo.
- Dobrze, przepraszam.
    Zgodził się i złożył jednego całusa na lewym barku i drugiego na prawym. Przeszły mnie przyjemne ciarki na ten gest. Chłopak zaczął swoje zadanie, a ja powoli odpływałam, z racji tego, jak dobrze się czułam. Jego dłonie pokazały mi dziś, że potrafią też sprawiać przyjemność, a nie tylko ból.
- Kocham cię, Harry.

******
Przepraszam, że tak długo nic nie było, ale sama nie wiedziałam, jak żyję, ale jest okej!
Jak rozdziały???

Dwadzieścia dwa

    Od kilku dni Anabell nie odbiera moich telefonów. Nie wiem, co myśleć. Stwierdziłam, że pójdę do jej rodziców, z tego co wiem, powinni być już w domu. Mam nadzieję, że oni coś mi powiedzą.
- Natty? Co ty tutaj robisz? - Po uchyleniu drzwi, przede mną wyłoniła się mama Anabell.
- Jest może Anabell? - zapytałam, choć prawdopodobnie dziewczyny nie ma w domu.
- Wejdź. - Byłam zdziwiona, lecz skorzystałam z zaproszenia i po chwili zdejmowałam kurtkę i po przewieszeniu jej przez rękę, przeszłam za kobietą do salonu.
- O, dzień dobry Natty - usłyszałam głos taty mojej przyjaciółki. Siedział na białej, skórzanej kanapie i patrzył tępo w ekran plazmowego telewizora.
- Dzień dobry.
- Anabell nie ma. Wyszła z domu trzy dni temu i już nie wróciła.
- Co? Ale jak to?
    Moje zdziwienie nie byłoby może aż tak wielkie, gdyby nie myśl o chłopaku, którego spotkała kiedyś w nocy Bella.
- Normalnie. Trochę się pokłóciliśmy i wybiegła z do...
- Trochę pokłóciliśmy? Elizabeth, nie mydl dziecku oczu. Kazałaś się jej wynosić z domu. No to się wyniosła. - Do rozmowy wtrącił się tata Anabell. Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział. Wiedziałam, że Ana nie ma dobrego kontaktu ze swoją matką, ale nie sądziłam, że mogło do tego dojść.
- Nie wiem, gdzie może być.
    Rozłożyłam bezradnie ręce. Myśl, że moja przyjaciółka leży gdzieś zgwałcona lub martwa, przesłoniła mi myślenie.
- Ależ ja wiem, gdzie ona jest.
   Popatrzyłam zdziwiona na kobietę siedzącą przede mną sztywno, jak struna, patrząc przed siebie.
- Gdzie?
- U tego Styles` a. Poleciała do niego pewnie od razu. Mała dziwka. Pewnie puszcza się z nim. Zaraz z brzuchem wróci!
    Zabrakło mi powietrza po usłyszeniu tych słów. Co innego słyszeć ich od jakiegoś rówieśnika, czy nieznajomego. Ale usłyszeć coś takiego od matki... Nie wiem, jak ona by się poczuła, ale ja w tym momencie czuję się naprawdę źle. Jak ta kobieta mogła coś takiego powiedzieć o własnej córce?!
- Jak pani może tak mówić o własnej córce... - zaczęłam.
- Mogę, bo to właśnie moja córka.
- Wiecie, gdzie on mieszka? Chciałabym się z nią zobaczyć. - Posłałam błagające spojrzenie tacie An. On tylko zaprzeczył ruchem głowy.
- Niestety, nie wiem, gdzie mogą się znajdować.
- D... Dobrze, ja już pójdę. Dowodzenia.
    Szybko wyszłam z tego domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Założyłam kurtkę i ruszyłam spacerem do domu. Wchodziłam już na ganek swojej posesji, kiedy usłyszałam dzwonek informujący o nowym połączeniu. Odebrałam szybko, nie patrząc na ekran.
- Halo?
- Cześć Nat. - Klucze wypadły mi z rąk, słysząc po drugiej stronie głos Anabell.
- Boże, Anabell. Ty żyjesz!
- A czemu miałabym nie żyć? Jestem cała i zdrowa - odparła.
- Możemy się spotkać? Nie wiem, co powiedzieć szefowej.
- Jutro będę w pracy. Pogadamy, jak się zobaczymy. Muszę kończyć.
- Ale gdzie...
- Do jutra kochana. - Usłyszałam tylko, jak kończy rozmowę.

wtorek, 2 lutego 2016

Dwadzieścia jeden

    Stałam w tej samej pozycji jakiś moment, zapatrzona w jego zielone tęczówki. Nie wiem, jak długo, ale zaczął boleć mnie kark od patrzenia w górę na niego, więc postanowiłam się odsunąć trochę. Gdy zrobiłam  jeden krok do tyłu, usłyszałam, jak wzdycha, lecz nie wykonał żadnego gestu w moim kierunku. Czekał na mój ruch.
- Co... Co mam odpowiedzieć? - Wyszeptałam cicho, wpatrując się w surowo czarne panele w korytarzu z rękami złożonymi na plecach.
- Że się zgadzasz - powiedział, jak coś oczywistego.
- Na co? Na to, że jak nie dam ci się dotknąć, to zamkniesz mnie w piwnicy, a potem zgwałcisz? I co jeszcze? Sprzedasz na pierwszym lepszym targu?
    Czułam, jak łzy wypływają niekontrolowanie z moich oczu. Nie chciałam znowu przez niego płakać... Ale to chyba niemożliwe. Poczułam, jak jego palce dotykają moich policzków i ścierają szybko łzy. Uniósł moją twarz i spojrzał głęboko w moje oczy. Był skupiony i opanowany. Nic nie mogłam wyczytać z jego twarzy.
- Nie Anabell. To się już nigdy nie powtórzy. Mogę przysiąc na wszystko, że nigdy więcej nie skrzywdzę cię. Jesteś dla mnie bardzo ważna, będę ci to przypominał za każdym razem.
- Harry...
    Chciałam zdjąć jego dłonie, ale nie pozwolił mi, łącząc nasze usta razem. Moje dłonie zostały na jego. Jęknęłam cicho zdziwiona, ale nie odsunęłam się. Prawda była taka, że podświadomie żądałam jego ust na swoich. Delikatnie masował swoimi ustami moje, raz po raz wkradając się językiem wewnątrz i walcząc z moim o dominację.
- Daj mi tą ostatnią szansę Anabell - wychrypiał moje imię, znowu łącząc nasz wzrok razem. Stałam przed nim, nie wiedząc co odpowiedzieć. Zapewne inna na moim miejscu wskoczyłaby mu do łóżka... Ale ja nigdy.
- Boję się Harry. Boję się zgodzić - wyznałam rozpaczliwie, nie ruszając się o milimetr.
- Zaryzykuj.
- Dobrze, zgadzam się. Ale mam warunek.
- Jaki?
    Jakby po moich słowach, jego oczy nabrały całkiem nowego, bardziej zielonego koloru. Cudny widok. Udało mi się zdjąć jego ręce z moich polików.
- Nie chcę, żebyś dotykał mnie w ten sposób. To...
- Dobrze. Dla ciebie wszystko - obiecał, ucałowując każdy mój palec z osobna i obarczając mnie swoim szerokim uśmiechem. - Oddaj kurtkę - polecił, a ja z lekkim, niedostrzegalnym wahaniem, zdjęłam odzież i podałam mu ją. - Zacznijmy wszystko od początku. Harry jestem. - Wyciągnął w moją stronę swoją prawą dłoń. Uścisnęłam ją i odpowiedziałam:
- Anabell.

Dwadzieścia

    Rano obudziłam się dość wcześnie. Nie chciałam wstawać, ale poczułam, że nie jestem sama w tym przeklętym pokoju. Otworzyłam oczy i powiodłam wzrokiem po całym pomieszczeniu.Nie pomyliłam się.
    Siedział na fotelu stojącym na drugim końcu pokoju i wpatrywał się we mnie. Nie czekając ani chwili dłużej, wstałam z łóżka, odrzucając na bok kołdrę i skierowałam się do łazienki, nie spoglądając nawet w jego kierunku. Nie chcę patrzeć.
    Po orzeźwiającym prysznicu zeszłam na dół. Na sobie miałam pomarańczowe jeansy i biały sweterek, które znalazłam w szafie z mojego ostatniego pobytu tutaj. Harry siedział przy stole i palił papierosa. Podchodząc bliżej, zauważyłam szklankę herbaty i kilka kanapek.
- Masz to wszystko zjeść. - Jak na zawołanie jedzenie urosło mi w oczach i nagle było go za dużo na talerzu.
- Dziękuję, ale... Ja... Pójdę już... - Chciałam się wycofać.
- Nie. Zostaniesz tu i zjesz to. - Nie podniósł głosu, ale jego ton był poważny i bałam się cokolwiek dodać. Musiał to zauważyć, bo jego wzrok złagodniał lekko powiedział:
- Po prostu nie chcę, żebyś była głodna.
    Kiwnęłam tylko niepewnie głową i usiadłam na miejscu, na którym było śniadanie. Jadłam powoli, chyba z godzinę. Harry nie zmienił pozycji przez ten czas. Co jakiś czas popalał fajkę i przyglądał mi się, wypuszczając dym niedaleko mnie. Nie czułam się z tym dobrze, ale bałam się odezwać.
- Dziękuję za to... I naprawdę już pójdę - powiedziałam cicho, chowając wszystko do zmywarki i kierując się szybko na korytarz. Lokowaty zmierzał za mną nic nie mówiąc. Dotknęłam klamki, naciskając ją, ale w tym samym czasie poczułam szarpnięcie do tyłu za ramię i odbiłam się o tors Harry' ego. Wzięłam szybko oddech, zamykając oczy. Strach zawładnął moim kruchym ciałem. Zaczęłam się lekko trząść.
     Czułam, jak obraca mnie w swoją stronę, a potem nagle całuje tak delikatnie, że miękną mi nogi i prawie upadam z wrażenia. Podtrzymuje mnie, przez co, czuję, jak uśmiecha się w moje wargi, dumny z tego, że tak na mnie działa. Poruszył ustami chcąc bym i ja zrobiła to samo. Oddałam pocałunek. Mało tego, przełożyłam ręce na jego szyję i dając dostęp jego języka do moich ust.
    Jesteś taka głupia Anabell.
    Odsunął się ode mnie po chwili. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego szeroki uśmiech, który wywołał wewnątrz mnie ciepło. Poczułam jego duże ręce w talii i momentalnie się spięłam. On od razu przemieścił dłonie na moje nadgarstki. Po czym zdesperowany, wypowiedział słowa, jakich się od niego nie spodziewałam:
- Kocham cię Anabell. Tak cholernie mocno cię kocham. Chciałabym, żebyś była moja. Chciałbym pokazać ci lepszego mnie. Chciałabym żebyś mnie poznała. Błagam, zostań tu ze mną i pozwól mi odbudować zaufanie do mnie.