sobota, 30 stycznia 2016

Dziewiętnaście

    Nie wiem, ile chodziłam po Holmes Chapel bez celu. Wiedziałam, że dziś do domu nie wrócę, bo to tylko przysporzyło by mi, dużą ilość przykrych słów ze strony matki. Eh, dopiero teraz wyszło, jaka ona naprawdę jest... Odkąd pamiętam, była dla mnie wzorem, chciałam być choć trochę, taka jak ona, ale gdy tylko zaczęło się to wszystko z Harry' m, wyszedł z niej diabeł. Pokazała swoją prawdziwą twarz. Zawiodłam się na niej.
    Rozejrzałam się po okolicy, w jakiej się znalazłam i tak oto doszłam do wniosku, że stoję centralnie w bramie osoby, która spowodowała to dzikie zamieszanie w moim życiu. Westchnęłam, widząc palące się światło w jednym z jego pokoi. Postanowiłam iść do miejscowego hotelu, znajdującego się kilkanaście metrów stąd. Było późno, a ja nie chciałam zawracać głowy Natt. Z kieszeni wygrzebałam wszystkie pieniądze, jakie się w niej znajdowały i po przeliczeniu ich, ruszyłam do swojego nowego celu. Na jedną noc wystarczy.
    Nie uszłam jednak za daleko, bo zbyt zajęta swoimi rozmyślaniami, nie słyszałam za sobą kroków. Ten ktoś szarpnął mnie za łokieć, powodując, że zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę.
- Co tu znowu robisz o tej porze? - Nogi się pode mną ugięły, słysząc tą stanowczą chrypę.
- Nie wiem, dlaczego tutaj jestem - odpowiadam zgodnie z prawdą, unikając jego wzroku. Nadal trzyma mój łokieć w swojej silnej dłoni.
- Skoro już jesteś, to może wejdziesz? - zapytał.
    Nie patrzyłam na niego, tylko w jego bluzę z jakimś napisem, w tej ciemności dla mnie niezidentyfikowanym. Chciałam wyszarpnąć rękaw z jego uchwytu, ale tylko bardziej go zacieśnił.
- Chyba nie myślisz, że po tym wszystkim, od tak wejdę sobie do twojego domu na herbatkę - powiedziałam cicho, nie chcąc wszczynać nie potrzebnej nikomu awantury.
- Anabell... Ja wiem o tym, ale spróbuj uwierzyć mi, że już nie tknę cię w ten sposób. - Jego słowa były szczere, przynajmniej ja je tak odebrałam, ale strach jest silniejszy.
- Harry, proszę...
- To ja cię proszę, Anabell. Tylko jeden raz. - Jego lewą dłoń wskazywała na chodnik prowadzący do jego posiadłości.
- Dobrze. - Zgodziłam się tylko dlatego, że było mi zimno i byłam głodna. Ale też po części, chciałam sprawdzić, czy rzeczywiście zrobi tak, jak obiecuje. Nadzieja matką głupich, jak to mówią.
    Idąc powoli za nim, patrzyłam pod nogi. Nie odzywaliśmy się do siebie przez ten krótki odcinek drogi, co było mi bardzo na rękę. Nie ufam mu nawet w dziesięciu procentach. Otworzył frontowe drzwi, wpuścił do środka i pomógł zdjąć kurtkę, jakbym sama nie mogła tego zrobić.
- Czego się napijesz? Zmarzłaś - stwierdził i od razu skierował się do kuchni i zaraz słyszałam, jak nastawia wodę na gaz. Stałam chwilę w korytarzu, zanim zdecydowałam się pójść tam, gdzie on. Usiadłam na jednym z trzech stołków barowych przy wyspie i czekałam spięta na jego poczynania, obserwując go. Z szafki wyciągnął dwa białe kubki z jakimiś zielonymi wzorkami i odwrócił się w moją stronę, pytając:
- Czego się napijesz?
- Kawy - odparłam, kiwając głową, by potwierdzić moje preferencje. Nie pijam kawy nałogowo, ale by się uspokoić. To dziwne, ale ona idealnie się do tego nadaje. - Dwie łyżeczki.
- Jeśli chcesz się położyć, to możesz wziąć ten sam pokój co... Ostatnio. - Przełknął głośno ślinę.
- Em... Okej.
    Zegar na fioletowej ścianie kuchni, po mojej lewej stronie, wskazywał godzinę drugą w nocy, gdy zdecydowałam iść spać. Harry siedział przy mnie do końca, zagadując czasem, ale tylko zdawkowo odpowiadałam. W pewnym momencie chciałam wyjść z tego domu, wspomnienia zaczęły mnie nawiedzać, jak w jakimś horrorze. Umyłam po sobie naczynie i schowałam na jego miejsce. Weszłam po schodach na górę, dzięki świetle z lamp znalazłam wspomniany przez bruneta pokój. Po otworzeniu drzwi weszłam do środka, zapalając światło. Nic się w nim nie zmieniło, wszystko było tak, jak zostawiałam. Od razu weszłam do łazienki, pragnąc ciepłego prysznica. W koszulce Harry' ego wiszącej na grzejniku weszłam pod uprzednio rozłożoną kołdrę i po jakimś czasie udało mi się zasnąć.

czwartek, 28 stycznia 2016

Osiemnaście

     Gdy tylko jego usta dotknęły moje, przestałam walczyć. Podświadomie chciałam, żeby mnie pocałował i zrobił to, jakby miał wgląd do mojej podświadomości. Oddawałam każdy pocałunek. Gdy w końcu odsunęłam się od niego, widziałam na jego twarzy szeroki uśmiech i ogniki w oczach.
- Wiedziałem, że mi się nie oprzesz. Jutro czekaj o tej samej porze - polecił, gdy wysiadłam z jego auta.
- Jasne - mruknęłam cicho, gdy odjechał i skierowałam się do frontowych drzwi.
- Jakim prawem on odwozi cię do domu?!
    Zaskoczenie, jakie widniało na mojej twarzy w tym momencie jest nie do opisania. Nie zdążyłam dosięgnąć klamki, a przede mną wyrosła moja mama z wściekłością na twarzy.
- Mama? - zapytałam zdziwiona.
- Nie widać? Wróciliśmy z ojcem do domu. Pytam się jeszcze raz: Co ten gwałciciel robił pod moim domem?
    Nie odpowiedziałam, tylko weszłam do domu, wymijając matkę i podchodząc do stojącego kilka metrów od niej, taty.
- Cześć tatku. - Przytuliłam się do niego.
- Witaj córeczko.
- No słucham? - Mama nadal upomina się o wyjaśnienie.
- A więc co chcesz usłyszeć? - zdjęłam kurtkę i czapkę, wieszając ubranie na wieszak i chowając do szafy stojącej w rogu korytarza.
- On cię tak bardzo skrzywdził, a ty mu się dajesz do domu odwozić? Gdzie ty masz rozum dziecko?!
- Ty się nie martw o mój rozum. A to, kto mnie po pracy odwozi, to tylko moja sprawa!
- Tak?! Nie będę tolerowała takiego zachowania. Masz przestać się z nim spotykać, inaczej nie masz co tutaj robić! - usłyszałam takie słowa od mojej matki. Owszem, była suką. Owszem, była zimną i wredną suką, ale nigdy nie sądziłam, że powie coś takiego.
- Elizabeth, co ty... - Tata chciał się wtrącić, ale oczywiście ona zabroniła mu ruchem ręki.
- Wybieraj smarkulo. - Jej przerażający wzrok przeszywał mnie na wskroś.
- A więc mamy jasność. Żegnam. - Chwyciłam jak najszybciej kurtkę z szafy i resztę ubioru, jaka w była w rękawie i po prostu wyszłam z domu. Słyszałam, jak tata woła za mną, ale nawet się nie odwróciłam.


****
Hej
Nie bójcie się komentowcać!
Nie zjem was.
Lubię czytać wasz wrażenia po rozdziale...

środa, 27 stycznia 2016

Siedemnaście

    Czym prędzej wstałam od stolika, by jak najszybciej wyjść z tej przeklętej kawiarni. Niech mi nawet o tym nie przypomina. Chcę zapomnieć, a on ciągle tylko o tym!
- Przepraszam - usłyszałam jego głos, a potem jego duża ciepła ręka objęła mój nadgarstek. Szybko wyrwałam go z jego uścisku, nie pozwalając na dłuższy dotyk.
- Puść.
- Powiedziałem prawdę. Jesteś moja.
- Nie jestem niczyją własnością. A już na pewno nie twoją.
- Jesteś. Udowodnię ci to - warknął, a ja czym prędzej wyszłam z kawiarni, zostawiając go za sobą.
    To śmieszne, ale zdążyłam przejść pięćset metrów, gdy nagle ktoś wciągnął mnie do samochodu. Na moim brzuchu czyjeś duże ręce. Krzyknęłam i zaczęłam się szarpać, ale ręce ponownie mnie unieruchomiły.
- Cicho - usłyszałam szept przy uchu. Przeraziłam się dwa razy mocniej, gdy dotarło do mnie, że to głos Styles` a. - Nie będziesz krzyczeć? - zapytał, gdy zmęczona przestałam się szarpać z jego umięśnionym ciałem. Pokiwałam głową, a on odsunął dłoń z moich warg. Odsunęłam się szybko od niego w drugi kąt auta i skuliłam.
- Wypuść mnie - szepnęłam cicho, zaciskając oczy.
- Anabell, powiedziałem...
- Proszę Harry, błagam. - W tym momencie byłam na skraju płaczu. Jeszcze jedno moje słowo i zacznę ryczeć.Usłyszałam tylko jak wzdycha ciężko.
- Dobrze. Tylko dlatego, że idziesz jutro do pracy. Będę po ciebie jutro za piętnaście ósma - odetchnęłam na pierwszą część zdania. Po co? Po co będzie jechał? Ja nie chcę.
- Ale ja zawsze...
- Nie. Powiedziałem coś.
    Nic już nie powiedziałam. Siedziałam na swoim miejscu, czekając, aż pozwoli mi wysiąść. Nie chcę już z nim przebywać, ani oddychać tym samym powietrzem. Nareszcie samochód się zatrzymał, a ja szybko z niego na wysiadłam i nie czekając na nic, uciekłam jak najdalej od niego. Jak tylko szybko mogłam, otworzyłam drzwi do domu i zatrzasnęłam je za sobą, zamykając na klucz. Odetchnęłam głęboko. Spojrzałam przez wizjer, czy nie ma go. Gdy nie widziałam nikogo podejrzanego, w spokoju zajęłam płaszcz i poszłam do kuchni.


- On nie da mi spokoju! - powiedziałam do Nathalie. Dziewczyna tylko westchnęła na moje słowa i dalej wypakowywała towar z jednego wielkiego pudła, podając mi jego zawartość raz po raz. - No powiedz coś!
- Co mam powiedzieć? Nie wiem co. Nie jestem na twoim miejscu.
- Dzięki. Twoje wsparcie utrzymuje mnie przy życiu - parsknęłam.
- Staram się.
- Ile jeszcze do końca zmiany? - zmieniłam temat.
- Pół godziny - odpowiedziała, składając jedno z pudełek. Zmęczona wyszłam z budynku pracy. Weszłam na chodnik, mając zamiar iść nim do domu, kiedy drogę zajechał mi czarny SUV. Westchnęłam mocno zirytowana, wiedząc kto jest kierowcą.
- Już myślałem, że mi uciekłaś - jego głęboki głos przeszedł przede mnie.
- Zrobiłabym to, gdybym tylko mogła - odpowiedziałam chamsko, mając nadzieję, że tak po prostu sobie pojedzie i da mi żyć w spokoju.
- Oj, co taka zła?
- Czego chcesz?! - krzyknęłam i ruszyłam przed siebie, nie chcąc go już dłużej słuchać.
- Zaczekaj - podniósł głos, a ja w momencie się zatrzymałam.
    Tak, boję się go.
    Usłyszałam, jak podjeżdża autem i zatrzymuje się ponownie obok mnie.
- Wsiadaj.
- Pójdę sama.
- Powiedziałem, wsiadaj.
   Jego głos mówił, że cierpliwość mu się kończy. Nie chcąc się narazić, lub cokolwiek, po prostu wsiadłam.
- I to mi się podoba.
- Mnie nie.
-Oj, to zacznij, bo będę tak częściej.
- Nie mam takiego zamiaru - zaśmiał się tylko i przyspieszył na jezdni.
- Trudno.
    Zatrzymał się po kilku minutach przed moim domem. Gdy tylko chciałam wysiąść, jego ręka chwyciła mój nadgarstek i przyciągnął do siebie tak, że wylądowałam praktycznie na jego torsie. Chciałam się wyszarpnąć, ale trzymał zbyt mocno.
- Puść.
- Nie, najpierw cię pocałuję.
- Puść mnie - poprosiłam, gdy przysunął swoją twarz bliżej mnie.
- Nie - czułam jego oddech na swoich wargach.
- Proszę - ostatnia samogłoska została zniekształcona, gdy przyparł swoje ciepłe wargi do moich.

Szesnaście


- Dlaczego zeznałaś, że nic ci nie zrobiłem? Dlaczego kłamałaś?
    Jego wzrok przeszywał mnie na wskroś, wręcz jakby chciał zobaczyć moją duszę.
- Ja...
- Anabell, odpowiedz - wyglądał, jakby był zły. Ale dlaczego? Przecież zeznałam na jego korzyść. Powiedziałam, że wszystko zmyśliłam, by odegrać się na nim za to, że rzekomo mnie zdradził z moją przyjaciółką... A badanie lekarskie zostało podrobione. O dziwo, uwierzyli.
- Wejdź - poprosiłam, a on wykonał moją prośbę, wchodząc do domu, nie zdejmując kurtki.
- Czekam, aż mi to wyjaśnisz - założył ręce na piersi i wpatrywał się, czekając, aż powiem coś.
- Zrobiłam tak, by uspokoić sumienie - westchnęłam, by choć trochę udać wiarygodną.
- Sumienie? Proszę cię - parsknął, kiwając przecząco głową, nie dowierzając w to, co mówię.
- Wypuścili cię. Jesteś wolny, powinieneś się cieszyć...
- Chcę wiedzieć dlaczego, powiedz mi prawdę, bo jakoś spokój twojego sumienia mnie nie przekonuje - warknął tylko.
    Opuściłam głowę w dół, patrząc na swoje niebieskie kapcie w motyw króliczka, wydawały się ciekawe w tym momencie.
- To prawda, a teraz wyjdź, jestem zajęta.
    Podeszłam do drzwi, chwytając za klamkę. Otworzyłam szeroko drzwi, dając do zrozumienia, że ma w tej chwili mnie opuścić.
- Nie odpuszczę - powiedział przez zęby i wyszedł, wyszarpując drzwi z moich rąk i trzaskając głośno nimi, aż zatrzęsła się futryna.Westchnęłam ciężko, opierając się o drewnianą powłokę. Nie sądziłam, że to spotkanie tak przebiegnie. W takim kierunku. Myślałam, że ucieszy się, że wyszedł z więzienia. Ale nie żałuję, że zrobiłam tak, a nie inaczej. Zależy mi na tym idiocie w jakiś sposób. Być może mam jakieś uczucie względem jego osoby. Oh, to wszystko jest tak bardzo pokręcone! Sama nie wiem, co myśleć! Chcę mu powiedzieć, że nie jest mi obojętny, że zrobiłam to dla niego, że chcę by był przy mnie... Ale boję się, że pozwoli sobie na za dużo i znowu stracę do niego zaufanie, którego nie odbudował...
Za szybko ufam ludziom... Liczyłam, że przez jakiś czas nie pokaże mi się na oczy, dając czas na uspokojenie. Ale nie. Przyszedł dwie godziny po rozprawie. Łzy pojawiły się w moich oczach, ale udało mi się nie wypuścić ich na policzki. Zostały na swoim miejscu.

Nie będę już słaba. Nie chcę już przez niego płakać.


****


  Spotkajmy się.

    Takiej treści dostałam sms od Harry' ego, dwa dni później, po tym incydencie. Nie odpisałam, nie zadzwoniłam. Jakbym nie widziała tej treści. Nie chciałam go widzieć, ani słyszeć. Mam go dość. Byłam zbyt zajęta czytaniem książki, gdy zadzwonił mój telefon. Nie patrząc, kto próbuje się do mnie dzwonić, odbieram.
- Halo?
- Czemu nie odpisałaś? - usłyszałam jego znajomą chrypkę.
- Daj mi spokój Harry. Nie chcę cię znać - westchnęłam i odłożyłam książkę na stolik, stający obok łóżka.
- Nawet nie waż się rozłączać! - usłyszałam jego donośny głos po drugiej stronie i normalnie wmurowało mnie w łóżko. Przestraszył mnie. - Po prostu się spotkajmy - powiedział spokojnym tonem, bez krzty zdenerwowania.
- Nie chcę.
- Nie obchodzi mnie to. Będę czekał na ciebie jutro o szóstej, w kawiarni na rogu ulicy Miltone.
    Rozłączył się, nie czekając aż się zgodzę. Po prostu się rozłączył. Rzuciłam zła telefonem o łóżko i schowałam twarz w dłoni. On naprawdę nie da mi spokoju.

***

    Następnego dnia, pięć minut przed szóstą, wyszłam z domu, zamykając go uprzednio na klucz i chowając do kieszonki spodni, idąc na spotkanie z Harrym. W ogóle nie miałam na to ochoty, ani również na to, by na niego patrzeć, choć gdzieś głęboko w sobie cieszyłam się z tego. Ale to jeszcze nie jest tak silne, bym naprawdę to poczuła. Weszłam do kawiarni i zdjęłam płaszcz. Przewiesiłam go w pół na przedramieniu i zaczęłam wzrokiem szukać długich włosów loczka. W końcu je znalazłam. Siedział plecami do mnie przy stoliku w rogu sali. Nie mogłam pomylić jego wyrzeźbionych mięśni poruszającym się za każdym jego ruchem. Podeszłam powoli do niego. Odchrząknęłam i podeszłam do stolika, siadając bez słowa. Jego wzrok utkwił na mojej twarzy.
- Czego jeszcze chcesz? - zapytałam w końcu, gdy przez dłuższy czas nic nie mówił, tylko patrzył na mnie. - Zniszczyłeś mnie. Mało ci jeszcze?!
- Nie chciałem tego - powiedział cicho, nadal na mnie patrząc.
- Myśli trzeźwego słowami pijanego. W tym przypadku czynami, Harry.
- Nie zapominaj, że nadal należysz do mnie.


*****
 znowu krótki, chcecie jeszcze jeden dziś?

wtorek, 26 stycznia 2016

Piętnaście

- Jesteś gotowa? - Nathalie zapytała kolejny raz, gdy stałyśmy przed budynkiem sądu.
- Tak - mróz co chwila omiatał moje policzki chłodem, przez co były zaróżowione.
- Dobra, skończę palić i idziemy - powiedziała dziewczyna, zaciągając się. Po chwili wyrzuciła peta w śnieg i stwierdziła, że idziemy, ciągnąc mnie za dłoń. - Okej, chodźmy.
    Weszłyśmy przez duże drewniane i ciężkie drzwi do środka. Korytarz, w którym się znalazłyśmy był szeroki i utrzymany w jasnych kolorach. Okna były duże i dawały dużo światła, czym czyniły ten budynek bardziej miłym.
- Która to sala? - zapytała, odpinając guziki od płaszcza.
- Siedem - odpowiedziałam, zdejmując kurtkę.
- To musi gdzieś być na tym korytarzu... Przepraszam! - Nat zwróciła uwagę jednego mężczyzny może rok czy dwa starszego od nas.
- Tak? - był wysoki i przystojny. - W czym mogę pomóc?
- Szukamy sali numer siedem - uśmiechnęła się do niego, odrzucając do tyłu włosy.
- Muszą panie iść prosto do końca korytarza. Sala rozpraw będzie po prawej stronie. Ostatnie drzwi - wytłumaczył, uśmiechając się do niej szeroko.
- Dziękujemy - dziewczyna chwyciła mnie za rękę i nachalnie pociągnęła w tamtą stronę korytarza. - Ale ciacho!
- Idź, zagadaj - popchnęłam ją, w stronę z której przyszłyśmy.
- Ale...
- Czas ci szybciej zleci, jak będziesz na mnie czekać. No idź!
    Uśmiechnięta poszła do niego. Zobaczyłam, jak podchodzi nieśmiało i zagaduje go. Chłopak zaskoczony odpowiada i kiwa głową na znak zgody, a potem oboje wychodzą z sądu. Nathalie macha mi jeszcze ręką, zanim drzwi się za nią zamknęły.
Westchnęłam i usiadłam na wolnej ławce pod salą, w której zaraz będę przesłuchiwana. Nie zmieniłam swojej decyzji. Mam szczęście, że rodziców znowu nie ma w kraju. Tym razem wrócą za trzy tygodnie. I bardzo dobrze.
- Anabell Roses proszona na salę - usłyszałam głos kobiety w głośniku.
    Podniosłam się z ławki i podeszłam do drzwi, które po chwili się otworzyły. Przeszłam przez nie, docierając do barierki. Rozejrzałam się po sali. Prokurator siedział na swoim miejscu po lewej stronie. Po prawej natomiast był obrońca Harry' ego, jak i on sam. Gdy wyszłam w końcu z sali po wydaniu wyroku, czułam, jak wielki głaz spadł mi z serca. Naprawdę. W lepszym humorze wróciłam do domu. Cieszyłam się, że postąpiłam tak, a nie inaczej.
    Nie wspomniałam, ale dostałam zatrudnienie na początku grudnia tam, gdzie pracuje Nathalie. Obie przyjmujemy towar i roznosimy produkty tam, gdzie mają swoje miejsce. Praca na dwie zmiany, pół etatu, trzy dni wolnego. Lepiej być nie mogło.
    W domu zrobiłam sobie zwykłe kanapki, do tego gorąca herbata na rozgrzanie. Rozsiadłam się z całym ekwipunkiem przed telewizorem i obejrzałam jakiś serial, nie przywiązując do niego jakiejś zbytniej uwagi. Karmiłam się tym, co aktorzy mówili. Sięgnęłam za telefon, gdy wydał dźwięki przychodzącego połączenia.
Odebrałam, przesuwając palcem po zielonej słuchawce.
- Tak? - nawet nie spojrzałam na to, kto dzwoni.
- No i jak? Powiedziałaś wszystko? - po drugiej stronie usłyszałam przejęty głos Natty.
- Tak - upiłam łyk napoju.
- A jak tam twój pan prawnik?
- Wiesz, siedzi przy stoliku i czeka na mnie. Uciekłam do łazienki, żeby do ciebie zadzwonić. - Zachichotała nerwowo. Jestem pewna, że obgryza w tej chwili paznokcie. To jej taki głupi nawyk. Zawsze, gdy jest zestresowana, czy coś, zaraz słychać ten charakterystyczny dźwięk. Denerwuje mnie to czasem, ale staram się go olewać.
- Jest tak bardzo nudny, że aż mu uciekasz? - rozbawiła mnie.
- Nie... Jest boski.
- Więc idź do niego!
- Tak? Może przyjechać do ciebie?
- Nie! Baw się dobrze - zaśmiałam się i rozłączyłam połączenie.Odłożyłam urządzenie na stolik przede mną i chwyciłam za talerz z kanapkami. Wzięłam jedną. Gdy miałam ugryźć kawałek, usłyszałam dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam, ale poszłam otworzyć.
- Co... Co ty tu robisz? - zapytałam cicho, nie chcąc na niego spojrzeć.

Chcecie jeszcze jeden?

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Czternaście

    Rozpłakałam się, jak głupia kolejny raz siedząc w swoim pokoju w rogu łóżka.Natty tuliła mnie do siebie cały czas od wyjścia z tego ponurego miejsca. Rodziców na szczęście nie ma w domu. Mogę rozpaczać do woli.
- Ana, uspokój się, bo się jeszcze rozchorujesz - wmawiała mi cały czas.
    Nie mogłam. Teraz widok gwałtu zastąpił mi widok strasznie smutnych oczu Harry' ego. Za nic nie mogłam wyrzucić go z głowy. Chciałam go jakoś pocieszyć, by znowu być pewna, że w jego oczach będą te szalone iskierki. Nie wiedziałam jak. Nie wiem, dlaczego go pocałowałam. Może dlatego, że brakowało mi jego? Gadam jak idiotka, ale nic na to nie poradzę.
- Boże Natty, ja go... Chyba coś do niego czuję - powiedziałam żałośnie, zdając sobie z tego sprawę i znowu rycząc. Jeszcze bardziej głośniej i mocniej.
- Jesteś tego pewna? - zapytała mnie cicho.
- Tak - przytaknęłam, kiwając głową na znak, zgody. Czułam coś do tego faceta. Może nie przebywałam z nim długo i nie poznałam dokładnie, ale ciągnęło do niego jeszcze bardziej po tym widzeniu. Chciałam go poznać.
- No to wpadłaś kochana, jak śliwka w kompot - uznała dziewczyna, gładząc mnie po głowie.
    Jakiś czas późnej udało mi się uspokoić. Dziewczyny od kilkunastu minut nie było, gdyż miała popołudniową zmianę, a ja siedziałam na krześle przed oknem i wpatrywałam się w widok za nim.
- Anabell, obiad przyniosłem dla ciebie - do mojego pokoju wszedł tata.
    Po pomieszczeniu rozszedł się zapach pieczonego kurczaka i ziemniaków, na co mój żołądek ścisnął się nie przyjemnie z głodu. Nie jadłam nic od kilku godzin i dopiero teraz to so mnie dotarło. Tato postawił talerz pełen jedzenia obok mnie na stoliku, układając obok sztućce.
- Tato, co byś powiedział, gdybym się zakochała? - zadałam cicho pytanie.
- To wspaniale! - przyciągnął do mnie drugie krzesełko i usiadł, patrząc wyczekująco, bym powiedziała więcej. - Co to za chłopak? Znamy go?
- Tak... - powiedziałam niepewnie. - Ale...
- Tak? O co chodzi?
- Chyba nie spodoba ci się to, gdy powiem ci, kim on jest.
- To Harry? - bardziej stwierdził niż zapytał, ale uznałam to za pytanie.
- Tak - schowałam twarz w dłoniach, starając się uspokoić.
- Spokojnie - objął mnie ostrożnie, przytulając do swojej klatki piersiowej. Westchnęłam cicho, wtulając w niego. - Czujesz coś do niego?
- Tak. Nie wiem, co to do końca jest, ale chciałabym, by był tu przy mnie. Nie wiem, może tylko się łudzę, że on też coś może... Czuć, ale tak jest ze mną. Wiesz, on poprosił mnie o spotkanie. Napisał list... Byłam u niego dziś rano.
- Jak to byłaś? Gdyby matka się dowiedziała...
- Nie mów jej, proszę - spojrzałam na niego błagalnie. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Nie martw się, nie powiem jej. Nie jestem taki. Ale nic ci nie zrobił, ani nie namawiał, żebyś wycofała zawiadomienie? - zadał kolejne pytania, jedno po drugim.
- Nie. Chciał mnie tylko zobaczyć.
   Pominęłam fakt z pocałunkiem, to za dużo, by o tym wiedział. Niech wie na razie tyle.
- To całe szczęście córeczko.
- Wiesz, że sprawa w sądzie jest szesnastego stycznia?
- Tak, niedawno przyszedł list od prokuratora - przyznał tata. Chciał dodać coś jeszcze, ale powiedział tylko: - No dobrze. Zjedz obiad, bo zaraz wystygnie. I przynieś talerz do kuchni. Musisz się ruszyć z tego pokoju w końcu.
- Dobrze.
    Po moim zapewnieniu wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Nie chciałam popadać w jeszcze gorsze gówno, niż jestem w tej chwili, więc zjadłam obiad.
 
    Obudziłam się w nocy. Byłam wyspana, choć po spojrzeniu na zegarek stwierdziłam, że spałam zaledwie dwie godziny. Oparłam się o ścianę i okryłam kołdrą bardziej, zapalając małą pomarańczową lampkę, stojącą na szafce obok łóżka.
Rozprawa nieubłaganie się zbliżała, dziś jest już piąty styczeń. Boję się jej, bo postawiłam zrobić coś, czego wiem, że nie będę nigdy żałować.
Dziwne, prawda?

Trzynaście

- Boję się - powiedziałam cicho.
    Byliśmy prawie u celu. Od zobaczenia Harry' ego dzieliła mnie jedynie szara, obskurna ściana, z której schodził tynk, a za którą aktualnie stałam.
- Nie masz czego. My tu wszyscy jesteśmy dla ciebie, żeby ci pomóc. - Natty trzymała mnie za rękę, dodając tym otuchy.
- Dobrze, możemy zacząć - powiedziałam, gdy wzięłam głęboki wdech i zajęłam miejsce na przeciw, gdzie za chwilę miał pojawić się Harry, za kratami.
    Usłyszałam kroki kilka metrów przed sobą i już po chwili przede mną stał Harry Styles, a po jego obu bokach dwóch rosłych ochroniarzy.
- Jednak przyszłaś - usłyszałam jego zachrypnięty głos po tak długim okresie czasu.
    Przyznam szczerze, tęskniłam by go usłyszeć. Odważyłam się w końcu na niego spojrzeć. Obie dłonie miał skute kajdankami i trzymał je mocno ściśnięte na prętach, które ograniczają mu wolność. Jego włosy były o wiele dłuższe i jeszcze bardziej poskręcane, opadając swobodnie po bokach twarzy. Widziałam delikatny zarost na jego policzkach. Wpatrywał się we mnie, jakby miał mnie zaraz stracić i chce się nacieszyć ostatnimi chwilami.
- Tak - powiedziałam cicho.
- Możecie załatwić nas na chwilę samych? - zapytał ochroniarzy po swojej stronie, patrząc na jednego. - Nic jej nie zrobię.
- Panienko? - usłyszałam pytanie skierowane do mnie.
    To jeden z policjantów, który nas tu przeprowadził. Kiwnęłam prawie niewidocznie głową na znak, że może iść.
- Dobrze. Będziemy przy wejściu.
   Zobaczyłam, jak ci dwaj od Harry' ego odchodzą, a i moi sojusznicy odeszli. Byliśmy całkiem sami.
- Anabell... Podejdź proszę - usłyszałam jego cichy głos, gdy to mówił. Spełniam jego prośbę i podchodzę kilka kroków bliżej niego. Dzieli nas może ze dwadzieścia centymetrów i kraty.
- Dziękuję - powiedział, a ja odważyłam się w końcu pierwszy raz spojrzeć mu w oczy. Pierwsze co, to nie zobaczyłam w nich tego błysku, który tylko on miał. Były smutno zielone. Po prostu.
- Harry...
- Mogę dotknąć twojego policzka? - zapytał, patrząc cały czas w moje oczy. - Proszę. Tylko tyle Anabell.
    Słysząc swoje imię wydobywające się z jego warg, poczułam, jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Znowu mnie omamia, ale do cholery, chciałam tego. Pozwoliłam mu. Poczułam jego delikatną skórę dłoni na moim policzku, całkiem zapominając o złych przeżyciach z nim związanych. Przymknęłam oczy.
- Przepraszam Ana. Przepraszam - powiedział cicho, głaszcząc delikatnie skórę. Wiedziałam, że nadal patrzy na mnie. Poczułam drugą dłoń na policzku i to, jak przybliża moją twarz do swojej. Czułam jego nos przy moim.
- Harry...
    Szybko i całkiem nie wiedząc co robię, złączyłam jego usta ze swoimi. Potrzebowałam tego, teraz to wiem. Oddawał całusy z żarliwością równą mojej. Nie chciałam kończyć, ale skończyło się powietrze.
- Kocham cię Anabell. Przepraszam... Ja... Gdybym tylko mógł, pokazałbym ci, jak cholernie mi na tobie zależy - powiedział, szybko szepcząc każde słowo.
- Wiem...
- Koniec widzenia! - usłyszeliśmy głos jednego z ochroniarzy Harry' ego. Obaj zaraz pojawili się przy nim i odsunęli go od krat.
- Harry! - wyciągnęłam rękę w jego stronę rozpaczliwie, ale on po chwili zniknął, krzycząc:
- Kocham cię całym sobą, Anabell!

Dwanaście


Kochana Anabell,

Wiem, że nie chcesz tego czytać, ale i też wiem, że to zrobisz. 
Wiem, że nie chcesz mnie znać. Uwierz mi, ja siebie też. 
Nie chcę ci się tłumaczyć, że zrobiłem to przez alkohol, czy dlatego, że byłaś wtedy tak bardzo seksowna. Nie wiem, czy w tym momencie nie brzmię, jak jakiś chory psychicznie...
Nie. 
Nie będę tego robił, bo czuję, że nadal jest to w tobie.
Gdy spotkałem się we więzieniu z twoją przyjaciółką i gdy opowiedziała mi, jak wygląda twoje życie teraz, chciałem popełnić samobójstwo. Tak, dobrze przeczytałaś. Chciałem skończyć ze sobą i nie zrobić już nikomu już żadnej krzywdy.
Nie miej dla mnie współczucia, bo ja dla siebie go nie mam. 
Nigdy na trzeźwo nie wyrządziłbym ci tak okrutnej krzywdy. 
Nigdy. 
Z wielką przyjemnością zabrałbym cały ból od ciebie, gdyby to było możliwe. 

Liczę na to, że w tej chwili czytasz to i zastanawiasz się do czego zmierzam.
Wybacz, że się bezsensownie rozpisałem, ale od czegoś musiałem zacząć.
Chciałbym cię... 
Chciałbym prosić cię o spotkanie. 
Jedno jedyne.
Wiem, że możesz na nie nie przyjść, ale chciałbym cię zobaczyć. 
Chociaż przez kraty z daleka. 
Zobaczyć twoją twarz, oczy, usta, policzki...

Wyznaczyli mi termin rozprawy na szesnastego stycznia. 
Jeśli... 
Jeśli jednak chciałabyś przyjść, Roberto, mój prawnik ustalił termin na siedemnastego listopada.

Kocham cię, na zawsze twój, 

Harry


    Kawałek kartki zdążył zmięknąć od moich łez. Zaczęłam ryczeć, gdy napisał kochana Anabell, a potem to ledwo widziałam resztę słów, ale jakoś udało mi się i skończyłam. Leżałam, zwinięta w łóżku, cały czas zalewając się łzami i gryząc ze sobą. Moja jedna połowa chce iść do niego nawet w tej chwili, a druga mówi, że będzie tylko gorzej, gdy go zobaczę. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer do Natty. Ona na pewno podsunie mi jakąś myśl. Nie ważne, czy dobrą, czy złą.
- Tak? - Odebrała po dwóch sygnałach.
- Co ja mam zrobić? - zapytałam zapłakana, gdy tylko odebrała. Przetarłam oczy chusteczką.
- Z czym? Czemu płaczesz?
- Przeczytałam. On chce się ze mną spotkać. Żebym przyszła do więzienia - powiedziałam, krztusząc się łzami. To było dla mnie za dużo.
- Oh... - Usłyszałam tylko od niej.
- Natty, co ty byś zrobiła?
- Ja... Anabell, dobrze wiesz, co ja bym zrobiła. Ale tu chodzi o ciebie i o niego. To, co ty czujesz.
- Powiedział, że mnie kocha - wydukałam.
- Zaraz u ciebie będę - powiedziała stanowczo, rozłączając się.


~~~


- Ja bym poszła, ale to ty musisz tego na pewno chcieć - powiedziała mi, gdy przeczytała list.
    Odłożyła go na stolik i usiadła wygodniej na kanapie. Westchnęłam na jej słowa. Tak właśnie myślałam.
- Ja chcę, ale jednocześnie nie chcę. Wiem, że przez to, będzie tylko gorzej.
- Zawsze możesz zrezygnować. On nie musi nawet wiedzieć, że przeszłaś za mury - powiedziała cicho Natt. To dało mi nadzieję.
- Dobra. Spróbuję.



***
może kolejny pojawi się wieczorem

Jedenaście

    Siedziałam kilka godzin u Natty, popijając gorącą herbatę. Dziewczyna obejmuje mnie ramionami, głaszcząc po głowie i plecach, ale to nie przynosi zamierzonego skutku, jakim zapewne było pocieszenie mnie. Gdy w drzwiach wybuchnęłam płaczem, zabrała mnie do siebie i kazała wszystko opowiedzieć. Zrobiłam tak, a ona wpatrywała się we mnie zdziwiona i zszokowana, nie wiedząc, co powiedzieć na te wszystkie fakty. No cóż, takie rzeczy, to tylko mnie mogą się przytrafić.
- Powinnaś zadzwonić do swoich rodziców - oznajmiła w końcu to, czego się bałam. Będę musiała im powiedzieć wszystko. - I iść na policję.
- Nie. Nie pójdę tam. Wystarczy, że będę musiała wyspowiadać się matce.
- Musisz. To nie może ujść mu od tak, Anabell.
- Ale ja nie chcę tego od nowa opowiadać... - wyszeptałam, nadal wtulona w jej ramiona. - To było okropne...
- Ja wiem skarbie. Wiem. Ale musisz.
    Zostawiła mnie potem samą, a ja skorzystałam z okazji i wybrałam numer do taty. Tak. Zdecydowanie wolę teraz z nim porozmawiać niż z matką, ona zaraz by krzyczała i wygrażałaby się, nic więcej.
- Halo? - Usłyszałam jego zmęczony głos po drugiej stronie i wiedziałam, że nie spał od kilkunastu godzin.
- Tato? - ostatnimi siłami powstrzymywałam się od tego, by się nie rozpłakać.
- Bella, dziecko moje. Wszystko w porządku z tobą? Nic ci nie zrobił?
- Nie... Możesz po mnie przyjechać do Natty? - zapytałam, siląc się o spokojny głos.
- Do Natty? Jasne, będę za kilka minut.
- I nie mów proszę mamie.
- Okej - rozłączył się.
    Zaczęłam płakać i kolejne litry łez opuściły moje oczy. Zdecydowanie to z tatą miałam lepszy kontakt, jakikolwiek by on nie był. Zeszłam na dół, niosąc ze sobą pusty kubek po herbacie. Włożyłam go do zmywarki i usiadłam obok dziewczyny na krześle przy stole, w kuchni.
- Tata zaraz tu będzie.
    Dwa dni później byłam w domu, w swoim pokoju. Gdy wtedy tata przyjechał po mnie, nie wytrzymałam i powiedziałam mu o krzywdzie. Był przerażony moimi słowami i obiecał, że spotka Harry'ego zasłużona kara. Miałam to szczerze gdzieś. Oparta o fotel, przyglądałam się widokom przez okno. Nagle ojciec przychamował i skręcił w jakąś ulicę. Spojrzałam w przednią szybę i zobaczyłam wielki budynek z napisem policja.
- Tato, co my tu robimy? - spytałam go wtedy.
- Musimy to zgłosić. Możesz pójść sama, jeśli byłoby ci przez to lepiej, ale naprawdę musisz. Nie mówiłem nic matce, zrobiła by przez to tylko niepotrzebne zamieszanie.
- Dobrze. Ale... Ale wolałabym sama - powiedziałam, nawet na niego nie patrząc.
- No to leć.

    Zgłosiłam. Następnego dnia do domu przyszła policja, oświadczając, że Harry jest w więzieniu i będzie miał sprawę w sądzie za kilka miesięcy. Ani mnie to nie ucieszyło, ani nie przygnębiło. Ot, wiadomość.
Intrygowało mnie to, dlaczego dał się im złapać. Idąc na posterunek, wiedziałam wręcz, że Harry'ego nie będzie już w Holmes Chapel. Ba, nie będzie go w kraju. Myślałam, że ucieknie. Ale nie. I to mnie nurtowało, lecz nie miałam kogo zapytać. Nie chciałam z nikim rozmawiać, wydawało mi się to zbyteczne.

Miesiąc później

    Była akurat środa. Przyszła do mnie Natty, dotrzymać trochę towarzystwa, zanim pójdzie do pracy. Ja trochę się otrząsnęłam po tym wszystkim. Tylko trochę. Nadal jest uraz, strach i wewnętrzny ból. Szukam też jakiegoś zatrudnienia, ale oczywiście nic dla mnie nie ma. Bez prawa jazdy nie masz na nic szans.
- Hej, co tak siedzisz, jak zombiak jakiś? - poczułam, jak dziewczyna potrząsa moim ramieniem i wypowiada te słowa.
- Myślałam... Nad pracą - odpowiedziałam.
- Przecież powiedziałam ci, że mogę załatwić ci rozmowę z szefową w mnie!
- Myślałam, że masz szefa...
- Miałam, ale przenieśli mnie na inny wydział i słyszałam, że szukają kogoś - oznajmiła z uśmiechem.
- No w sumie mogłabym przyjść - powiedziałam z lekkim wahaniem.
- No! Będziemy sobie obie pracować na magazynie! - przytuliła mnie mocno, na co uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jeszcze tam nie byłam...
- I co z tego. Ja pogadam i od razu cię przyjmie.
- Dobra.
- Wiesz, jest jedna sprawa - zaczęła mówić poważnym tonem, po kilku minutach oglądania serialu w tv.
- Jaka sprawa? - spojrzałam na nią przelotnie.
- No bo... - mówiąc to sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej małą białą kopertę, wręczając mi ją. - To od Harry'ego.
- Nie chcę - oddałam jej szybko tą rzecz. Chcąc nie chcąc to wszystko znowu pojawiło się w mojej głowie.
- On... Prosił mnie, bym ci to dała. Poprosił mnie o spotkanie przez swojego prawnika...
- Natty, nie chcę tego słuchać...
- Nie, musisz mnie wysłuchać. Obiecałam mu, że dam ci to - ponownie koperta wylądowała na moich kolanach. Gdy nic nie powiedziałam, dziewczyna kontynuowała.
- Kazał powiedzieć, że wszystko napisał w liście. Wie, że nigdy mu nie wybaczysz i nie ma nic na swoje usprawiedliwienie, ale chce, byś zaznajomiła się z tym co napisał.
- Natty, to za szybko - czułam, jak łzy zbierają się pod moimi zamkniętymi oczami.
- Wiem. Nie każę ci go teraz zaraz czytać. Zrób to, gdy będziesz gotowa.
    Pokiwałam tylko głową. Dziewczyna nagle zerwała się z kanapy, wołając:
- Cholera! Zaraz się spóźnię do roboty! Pa kochana, zajrzę jeszcze w tym tygodniu! - cmoknęła mnie w policzek i szybko wyszła z domu.

niedziela, 24 stycznia 2016

Dziesięć

    Zgwałcił mnie. Harry mnie zgwałcił. Jestem w tej pieprzonej piwnicy jakiś czas, naga, przywiązana nadgarstkami do tych łańcuchów. Pamiętam wszystko, każdy jego dotyk, uderzenie i jęki, podczas gdy on dochodził, a ja umierałam z bólu. Mój pierwszy raz. Miałam nadzieję, że facet, z którym pójdę do łóżka będzie trzeźwy i nie będzie za bardzo bolało. Jak bardzo się myliłam... Otumaniona leżę na zimnej podłodze i modlę się, żeby on nigdy tu nie przyszedł. Żeby pozwolił mi umrzeć, bo nie chcę już żyć. Zjebał mi życie. Po co w ogóle się w nim pojawiał?! Nie chciałam go. Po co przyszedł do tego pieprzonego parku...
Gdybym nie napisała wtedy do niego nic by nie miało miejsca. Nie zrobiłby tego. Jesteś taka głupia Anabell.
    Nagle usłyszałam jakiś szmer w górze. Trzaski drzwi i głos Harry'ego nawołujący mnie. Przeszedł mnie dreszcz na wspomnienie jego imienia w mojej głowie. Położyłam głowę na ramieniu, była taka ciężka i tak bardzo bolała. Nawet nie wiem, jak po tym wszystkim wyglądam. Wiem, że gdy uderzył mnie w twarz, rozwalił przez to wargę i poleciała krew. To nie był jedyny raz, gdy mnie uderzył tej nocy. Czuję pieczenie na biodrach. Wiem, że będą ślady jego dłoni. Bardzo mocno mnie trzymał. Walczyłam do końca, a to przyniosło rany. W ogóle krew była wszędzie. Cały czas mam zamknięte oczy, choć mam w głowie to, co zrobił jeszcze kilka godzin temu.
    Jego kroki i nawoływania się nasiliły i wiem, że zaraz tu wejdzie. Nie. Nie chcę, żeby tu był. Znowu to zrobi. Skrzywdzi mnie. Klamka się poruszyła. Drzwi były zamknięte na klucz, ale otworzył je. Minęła chwila, zanim wszedł do środka. Nic nie mówił, a i ja nie poruszyłam się ani o centymetr. Czuję strach i łzy, które zaraz po tych słowach wylały się na moje policzki.
- Anabell? - jego głos był bliżej niż wcześniej.
    Przestraszyłam się i gwałtownie drgnęłam, otwierając oczy i patrząc dookoła, tylko nie na niego. Nic nie mówiłam. Głowa wróciła na poprzednie miejsce, a on się znowu odezwał:
- Ana... Co ja wczoraj zrobiłem? - jego głos wydawał się taki przejęty. Oh, nie pamiętasz? Szkoda. - Anabell? - Gdy dotknął moich włosów, coś we mnie pękło i krzyknęłam:
- Nie dotykaj mnie ty skurwysynie! Zastaw mnie tu w spokoju! Wolę umrzeć niż patrzeć na ciebie! - patrzył na mnie przerażony wybuchem.
    Nie dociera do niego to, że mnie zgwałcił? A może jest taki głupi i tego nie widzi?!
- Anabell, co ja ci zrobiłem? - zapytał cicho znowu. - Odpowiedz - przycisnął, gdy nic nie mówiłam. Był tak kurewsko pijany, że nic nie pamiętał.
- Wy... Wykorzystałeś mnie...
    Nic nie powiedział. Siedział metr ode mnie. Nie patrzyłam  już na niego. Po jakimś czasie podniósł się i wyszedł. I dobrze. Niech nie wraca. Ale wrócił. Niósł ze sobą duży brązowy koc. Nie dotykając mojej skóry, okrył mnie nim i uwolnił nadgarstki spod łańcucha. Wziął mnie potem na ręce w stylu panny młodej i wyniósł z tego pomieszczenia. Przy każdym jego kroku ból rozchodził się po całym ciele. W końcu dotarł do pokoju, zaniósł do łazienki i wsadził do wanny. Chciał zdjąć koc, ale nie pozwoliłam mu na to, mocno trzymając materiał. Harry westchnął, ale nie chciał mi go już odebrać.
- Wyjdź - powiedziałam beznamiętnie, patrząc tępo w ścianę przed sobą.
    Zrobił tak po dłuższej chwili wpatrywania się we mnie. Koc wyrzuciłam na podłogę po jego wyjściu i puściłam wodę z kranu. Umyłam się mechanicznie patrząc przed siebie i wyszłam z wanny. Nie spojrzałam w lustro. Wytarłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Założyłam bieliznę, na to jakieś spodnie i bluzkę, nie bardzo patrzyłam, co zakładam. Znalazłam telefon i włożyłam go do kieszeni spodni.
     Zeszłam powoli na dół. Zobaczyłam go, siedzącego tyłem do mnie na kanapie. Głowę miał schowaną w dłoniach. Założyłam buty i płaszcz, po czym bez słowa wyszłam z domu.
Łzy wypłynęły, a ja usłyszałam jeszcze, jak wybiega przed swój dom, ale nie dogania mnie. Po kilkunastu minutach, może po godzinie, dotarłam pod jednorodzinny dom mojej przyjaciółki. Przycisnęłam dzwonek, mając nadzieję, że to właśnie ona mi otworzy.
- Ana, co ci się stało?! - głos dziewczyny doszedł do mnie. Spojrzałam na nią i rzuciłam w jej ramiona, mocno płacząc.
- To wszystko przez niego...


********
Kolejny dziś, tak na zapas, bo w tygodniu może nic się nie pojawi, ale czuwajcie;)

Dziewięć

    Godzinę później faktycznie zostaję zapoznana z jego kumplami. Louis, Liam, Harry i Niall - każdy z nich jest inny, choć jedno ich na pewno łączy. Tatuaże. Cała czwórka ma ich pełno na ciele, znaczy w miejscach, które mają odkryte. Są całkiem okej i podobają mi się.
Harry w tak krótkim czasie zdążył wypić kilka kieliszków wódki. Ja na szczęście wypiłam dwa, więc wiem co się wokół mnie dzieje. On nie za bardzo.
- Chodź, zatańczymy kochanie - wyciągnął mnie na parkiet i zaczął obracać.
    Nie wiem, czemu pozwalam mówić mu do siebie " kochanie ", " kotku ", " skarbie ". Chciałbym znać odpowiedź, ale niestety nie znam. Harry odwrócił mnie plecami do siebie i przycisnął do swojego ciała, poruszając rękoma moim ciałem w rytm muzyki. Znaczy ja ocierałam się tyłkiem o niego dzięki jego ruchom.
- Niegrzeczna jesteś - wychrypiał mi do ucha.
    Nie lubię, gdy facet tak do mnie mówi, bo kojarzy mi się to tylko z dziwkami. Przerwałam ten namiętny taniec i zeszłam z parkietu do naszego stolika. Harry dotarł tam zaraz po mnie, kołysząc się w rytm muzyki.
- Czemu mi uciekłaś? - usiadł i wziął mnie na swoje kolana i zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi.
- Nie mam już ochoty tańczyć - odsunęłam jego twarz od mojego ciała i sięgnęłam po sok. Upiłam trochę i odstawiłam szklankę  z powrotem.
- Wracamy? - słyszałam kolejne pytanie.
- Tak - odpowiedziałam szczęśliwa, że zapytał o to.
- Wypijemy jeszcze po jednym - do stolika dosiadł się Niall z butelką wódki. Okej...
- Dobra, ale tylko jeden. Moje kochanie ma już dość na dziś - powiedział Harry, stawiając kieliszek ja środku stolika, by blondas o nim nie zapomniał.
    Na ' trzy ' wszyscy wychylili swoje kieliszki, a ja od razu wstałam i skierowałam się do wyjścia z tego klubu. W trakcie jazdy do domu, bałam się czy aby dojadę do niego w jednym kawałku, mimo zapewnień pijanego Harry' ego, że nic nam się nie stanie. Ale i to nam się udało i po pół godzinie chłopak zatrzymał się przed jego domem. Było już grubo po pierwszej w nocy, a ja byłam już wykończona. W korytarzu zdjęłam z siebie płaszcz i poszłam na górę do pokoju, nie czekając na Harry' ego.Ten po kilku minutach znalazł się w sypialni zamykając za sobą drzwi. Siedziałam na brzegu łóżka, odpinając zapięcie szpilek. Gdy tylko znalazły się one obok łóżka, Harry kopnął je gdzieś i pochylił się nade mną.
- Co ty robisz? - zapytałam w końcu. Chciałam iść spać.
- Wyglądasz dziś tak kurewsko kusząco w tej kiecce - w tym samym momencie popchnął mnie do tyłu
tak, że wylądowałam plecami na łóżku.
    Chłopak wspiął się na łóżko, tym samym siadając na moich biodrach. Zaczął całować moją szczękę, policzki. Gdy dotarł do ust oddawałam każdy pocałunek chcąc więcej. Prawą ręką ściągnął ramiączko z ramienia, całując zaraz to miejsce. Zjechał ustami na dekolt, a ja dalej nie przerwałam, trwając w uniesieniu. Lewa dłoń dotarła do mojego uda i sunęła w górę do majtek. Obrysował palcami materiał, aż w końcu one znalazły się wewnątrz. Zaczął pieścić palcem wrażliwe miejsce, a ja zaczęłam cicho jęczeć i szybciej oddychać. Gdy w końcu dotarło do mnie, że na tym się nie skończy, zaczęłam go z siebie spychać. Nie dało to większych rezultatów, więc powiedziałam:
- Harry przestań.
    Mruknął coś tylko i przeniósł obie dłonie na moje plecy, by odsunąć suwak sukienki.
- Harry, ja nie chcę - powiedziałam znowu, podnosząc się.
    Chłopak opadł na materac, a ja miałam chwilę czasu by wyjść. Niestety nie udało mi się to, ponieważ zatrzasnął drzwi, zanim zrobiłam krok. Szybko odwrócił mnie w swoją stronę i mocno przyparł do drewnianej powłoki.
- Nie obchodzi mnie, co ty chcesz. Jesteś moja, masz robić co ja chcę - warknął mi w twarz, poczułam woń alkoholu wydostającą się z jego ust. Ponownie całował usta, dekolt i prawie zerwał sukienkę. Odepchnęłam go jak tylko mocno mogłam i szybko wybiegłam z pokoju. Zbiegłam ze schodów, ale dogonił mnie na ostatnim schodku.
- Gdzie się wybierasz? Nie pozwoliłem ci nigdzie iść - jego ręce obłapiały moje ciało.
    Wiedziałam, że nie ucieknę. Nie dam rady, bo on i tak mnie znajdzie. Ale nie mogę dać mu się przelecieć.
Zaczęłam się szarpać, ale on co chwila dostawał mnie w swoje ręce,  z każdym momentem czułam się, jak ptaszek w otwartej klatce, do której dostęp ma kot. Nie mam szans.
- Harry przestań - powiedziałam prawie płacząc, gdy zerwał ze mnie ubranie.
    Nagle rozległ się dźwięk jego telefonu i zatrzymał się. Zostawił mnie i poszedł odebrać. Postanowiłam schować się jakoś przed nim. Wyciągnęłam klucz z najbliższych drzwi i weszłam do pomieszczenia, jakie znajdowało się za nimi. Pech chciał, że to była piwnica, ale zakluczyłam zamek i odetchnęłam powoli, próbując się uspokoić. Będę musiała z nim jutro porozmawiać. Nie mam zamiaru przechodzić czegoś takiego ponownie. I powiem mu, że wracam do domu. Może mi zabronić i tak wyjdę.
    Nagle słyszałam przekręcanie zamka w drzwiach za moimi plecami. Odsunęłam się od nich. Drzwi otworzyły się z hukiem, obijając się o ścianę. Przede mną stał wkurwiony Harry.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci tak po prostu się schować. Mam klucze zapasowe do każdych drzwi w tym domu, kotku - podszedł do mnie szybko, uprzednio zatrzaskując drzwi, a ja jeszcze chciałam mu się wywinąć, uciec jakoś. Na marne.
Złapał mnie mocno za włosy i rzucił o ścianę. Zabolało, gdy odbiłam się od twardej powierzchni. Podszedł do mnie skulonej na podłodze i powiedział:
- Teraz się zabawimy.




*******
Nie bijcie!!

czwartek, 21 stycznia 2016

Osiem


    Mimo tego, co się jeszcze przed chwilą wydarzyło, nadal nie opuszcza mnie widok wnętrza piwnicy. Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek mnie ono opuści... W szafie w pokoju, w którym się obudziłam, znalazłam trochę za duże dresy i zdecydowanie za dużą na mnie szarą, męską koszulkę. Weszłam z tym do łazienki i odłożyłam rzeczy na małą białą półkę stojącą obok pralki.
    Przede mną stał duży prysznic ze wszystkimi wygodami i obszerna, kwadratowa wanna. Zdecydowałam się na prysznic. Zdjęłam ubrania, w których byłam i weszłam do kabiny. Rozpuściłam włosy i odkręciłam kurek z ciepłą wodą, która zaraz polała się na moje ciało. Spojrzałam na półkę, na której znajdowały się żele do ciała. Oprócz męskich, co mnie bardzo zdziwiło, zobaczyłam trzy rodzaje damskich o zapachu pomarańczy, bzu i waniliowym. Harry wszystko zaplanował. Ucieszona z tego co widzę, jednak zdecydowałam się na męski. Czemu? Mam do nich słabość. Lepiej pachną, tak samo, jak męskie perfumy. Są takie wyraziste i po prostu lepsze.
    Gdy już doprowadziłam się do porządku, wyszłam z kabiny, zakrywając swoje ciało pod dużym czarnym ręcznikiem. W półce obok pralki znalazłam suszarkę, więc użyłam jej do wysuszenia moich długich włosów. Rozczesałam je grzebieniem należącym do Harry'ego i gdy miałam zdejmować z ciebie ręcznik, by założyć znalezione ubranie, do łazienki, bez pukania wszedł Harry.
- O, już się przede mną rozbierasz? Pomóc ci? - parzył lubieżnie na moje nogi i dekolt w miejscu, gdzie nie sięgnął ręcznik.
- Nie. Chcesz coś, bo chciałam się przebrać - nie patrzyłam na niego, tylko gdzieś w dół.
- Chciałem zobaczyć cię nagą, ale wszedłem za wcześnie. No nic, masz tu bieliznę.
- Ekhem, dzięki, a teraz wyjdź - powiedziałam, czując na policzkach ostre pieczenie.
- Chyba polubię zawstydzanie cię - rzekł jeszcze, po czym wyszedł w końcu z pomieszczenia.
    Odetchnęłam i spojrzałam na to, co przyniósł. Był to czerwony komplet koronowej bielizny.
No tak, mogłam się tego spodziewać!
Nie miałam wyjścia, założyłam ją na siebie, o dziwo pasowała idealnie.
Kompletnie ubrana, wyszłam z zaparowanego pomieszczenia i zeszłam na dół, Harry siedział przy stole w kuchni i palił elektrycznego papierosa.
- Nie wiedziałam, że palisz - zaczęłam rozmowę, siadając naprzeciw niego.
Spojrzał na mnie i wypuścił w moim kierunku obłok dymu, który nie śmierdział jak zawsze, a pachniał wanilią.
- Generalnie to nic o mnie nie wiesz. Tyle, ile wiesz, wystarczy ci.
    Gdy już miałam coś odpowiedzieć, usłyszałam dzwonek mojego telefonu, wydobywający się z salonu. Wstałam i miałam iść po niego, ale Harry zatrzymał mnie, łapiąc z nadgarstek.
- Nie odbieraj, tylko go tu przynieś - polecił. Zrobiłam, jak powiedział, patrząc na ekran cały czas dzwoniącego urządzenia. Dzwoniła mama. Gdy położyłam go na stole, Harry zaraz go chwycił i odebrał.
O cholera.
- Halo? Tak, to ja. Wiesz, jeszcze żyje, ale nie wiem, jak długo... Jest strasznie wkurwiająca. Nawet nie da się przelecieć - patrzyłam na niego przerażona, jak kłamie mojej matce.
    Przecież ona zrobi teraz wszystko, żeby mnie znaleźć i zabić Harry' ego z zimną krwią. Nie widzę jej, ale wiem, że teraz gotuje się ze złości.
- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy głupia babo! Chcę Anabell i nie powstrzymasz mnie - jego śmiech przywrócił mnie do świadomości. Spojrzałam na niego i powiedziałam zła:
- Jak mogłeś jej tak nakłamać?
- Normalnie. Niech wie, że ze mną się nie zadziera.
- Boże, ona teraz zrobi wszystko, żeby tylko mnie znaleźć. A jak to zrobi, znajdzie i ciebie. Jestem pewna, że będzie chciała cię zabić za to.
- Oh, wcale jej się nie boję - wstał i podszedł do mnie. - Jestem z rodu Styles' ów i nikt mi nie podskoczy.
    Chwycił mnie za dłonie i pociągnął bym wstała. Tak też zrobiłam. Przyciągnął mnie do siebie i powiedział:
- Pachniesz mną. Podoba mi się. Chyba będę musiał wyrzucić te kolorowe...
- Nie, zostaw je.
- Dobra, niech będzie. Mam propozycję.
- Jaką?
- Pojedziemy na zakupy.
- Na zakupy? Po co?
- Chciałbym, żebyś kupiła sobie jakąś sukienkę, czy coś. Zabieram cię dziś do klubu i... Nie przyjmuję odmowy - dodał, gdy zobaczył, że chcę coś powiedzieć. - No i jakieś ciuchy, bo nic tu nie masz.
- Jak długo tu będę? - zapytałam niepewnie, choć i tak powie coś co mi nie specjalnie się spodoba.
- Bardzo długo. Czekam w samochodzie - odpowiedział i puścił mnie, wychodząc z kuchni.
    Nie jestem pewna, czy ta odpowiedź mnie ucieszyła... Po trzech godzinach wróciliśmy do domu. Harry ciągle pytał, kiedy koniec i w końcu wróciliśmy. Kupiłam sobie zieloną sukienkę na ramiączkach do połowy ud z dość głębokim dekoltem, co przypadło Harry'emu do gustu, bo truł mi o nią głowę z pół godziny. Kilka koszulek, spodni, koszul, jakieś trampki też wpadły mi w oko. Brunet uparł się, że on wybierze mi bieliznę, więc tylko kiwnęłam głową na tak. Nawet nie patrzyłam co kupił, bo i tak byłam pewna, że to koronka, albo inne gówno, przez które będzie miał te swoje fantazje.
- Zadowolona z tego, co masz w tych torbach? - zapytał, rzucając się na łóżko i zakładając ręce ze głowę.
- Zależy z czego - odpowiedziałam, wypakowując wszystko z papierowych toreb.
- To ci się nie podoba? Albo to? - chwycił oczywiście nic innego, jak czarny i czerwony komplet bielizny.
- Może być.
- Załóż ten dziś pod tą kieckę - rzucił mi w dłonie czarnym kompletem. Westchnęłam zirytowana.
- Nie chce mi się tam iść - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Głowa mnie boli.
- Trudno. Pójdziemy, przedstawię ci moich kumpli, będą tam.
- Harry...
- Tak skarbie, będziesz dziś jęczeć to imię w tym łóżku - powiedział, przygryzając dolną wargę.
- Boże, jesteś niemożliwy!
- Wiem. Bądź gotowa za pół godziny.
    Z tymi słowami wyszedł z pokoju i zostawił mnie samą. Wszystkie ubrania poukładałam w szafie i półkach. Odświeżyłam się trochę w łazience. Dobrze, że kupiłam sobie korektor i te wszystkie pierdoły do makijażu, to wyglądam lepiej, niż kilka minut temu. Włosy uczesałam, założyłam sukienkę na wybraną przez Harry' ego bieliznę i wyszłam z łazienki. Założyłam stojące obok łóżka szpilki i byłam gotowa.
- Nareszcie - powiedział, gdy zobaczył mnie, schodzącą ze schodów. - Punktualna to ty nie jesteś - dodał i przyciągnął mnie do siebie.
- Wiem.
- Ale wyglądasz za to ślicznie i pociągająco - powiedział mi do ucha.
- Możemy już iść?
- Wow, pół godziny temu nie chciałaś iść, a teraz chcesz? - zapytał rozbawiony, pomagając założyć mi płaszcz.
- Kobieta zmienną jest - powiedziałam tylko i poczekałam, aż on założy swój czarny płaszcz.
- No to chodźmy.



Kolejny! Jak wrażenie? Nie wiem, czy opublikować kolejny, bo to będzie bardzo... Smutny rozdział...

niedziela, 17 stycznia 2016

Siedem

    Zanim zdążyłam zareagować, chwycił mnie w talii i przełożył szybko przez prawe ramię. Szedł przez chwilę w nieznanym mi kierunku, bo miałam zamknięte oczy. Po prostu nie chciałam patrzeć. Nagle się zatrzymał, ale nadal trzymał mnie w pasie, bym nie spadła. Usłyszałam tylko otwieranie drzwi i zaraz zostałam wniesiona do jakiegoś pomieszczenia. Puścił mnie, a ja upadłam na drewnianą podłogę. Jęknęłam, czując ból w plecach po uderzeniu. Zaraz po tym chłopak wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Jak usłyszałam, na klucz. Zerwałam się szybko i zaczęłam walić w drewnianą powłokę, wykrzykując przy tym:
- Otwieraj te drzwi! Co ty odpierdalasz, Harry?!
- Jak to co, skarbie. Zamknąłem cię w piwnicy. Możesz się tam zadomowić, bo nie wiem, kiedy opuścisz co urocze miejsce - stałam oparta o drzwi i słuchałam, jak odchodzi.
    Świetnie. Zostawił mnie tu. Idiota! Było ciemno, więc po omacku znalazłam włącznik światła i po chwili w pomieszczeniu rozbłysło światło i mogłam zobaczyć, co tu jest. Po mojej lewej stronie zaraz obok wisiało kilka wąskich półek. Na których stały różne puszki, pudełka, ale nie widziałam ich zawartości, gdyż były fabrycznie zamknięte. Na ścianie przede mną wisiała nieskończona ilość sznurów i grubych łańcuchów. To mnie przeraziło. Zaczęłam szybciej oddychać ze strachu i pocić się, zdając sobie sprawę, co mam przed oczami. Poczułam, jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa i osuwam się w dół po ścianie i opieram o nią. Musiałam się uspokoić. On ma tu salę tortur! A... A co jeśli, on będzie chciał mnie na tym wszystkim przetestować? Boże, o czym ty myślisz? Nie zrobiłby tego. Prawda?
    Przez następny czas nie zmieniłam miejsca, w którym siedziałam, ani razu. Bałam się. Strach mnie ani na moment nie opuszczał. Nigdy nie należałam do tych strachliwych cnotek, ale to mnie naprawdę przerażało. Zdecydowanie, za dużo naczytałam się tych historyjek kryminalnych...
- Anabell? - jak tylko usłyszałam jego głos po drugiej stronie drzwi, lekko drgnęłam, a potem odsunęłam się od nich jak najdalej. Po chwili drzwi się otworzyły, a światło z lamp zasłoniła mi jego duża postać. Nie patrzyłam na niego. Twarz schowałam w dłoniach i czekałam, co będzie dalej.
- Co... Co teraz ze mną zrobisz? - udało mi się wydukać.
- Powieszę cię na tych łańcuchach nago do sufitu i zleję biczem, a potem ostro przelecę - skuliłam się w sobie jeszcze bardziej na te słowa, ale nie miałam zamiaru uciekać, skoro Harry i tak mnie złapie.
    Jego głos był tak bardzo przekonywujący, że chciało mi się ryczeć z mojej okropnej sytuacji.
Nagle zaczął się śmiać tak głośno, że spojrzałam na niego najpierw przez szpary między palcami, ale odsunęłam je od siebie i patrzyłam na niego niepewnie.
- Co... Co... Co cię tak śmieszy?
- Ty. Naprawdę myślałaś, że byłbym w stanie to zrobić? - zapytał, gdy się uspokoił i parzył na mnie przenikliwie, szukając odpowiedzi.
- Tak - szepnęłam cicho, zamykając oczy.
    Nagle poczułam, jak przygarnia mnie do siebie i mocno obejmuje, całując w czubek głowy.
- Jak mogłaś tak pomyśleć? Nawet o tym nie pomyślałem. Chciałem ci tylko pokazać, jak byś skończyła, gdyby dowiedział się o tym wszystkim mój ojciec...
- Ale on nie żyje! Mówisz, że nie jesteś taki, jak on, ale pokazujesz mi to okrucieństwo. Skąd mam wiedzieć, że nigdy tego nie zrobisz?! - wyrwałam się mu i wstałam, lekko się pochylając. - Nie zachowuj się, jak pieprzony psychopata!
- Przepraszam! Chodźmy stąd - chwycił mnie za dłoń i szybko wyprowadził i tego miejsca. Nigdy nie chcę tam wrócić. Weszliśmy do salonu, posadził mnie na jednej z kanap. Związał moje włosy gumką, którą miałam na nadgarstku i otarł mokre policzki.
- Przepraszam jeszcze raz. Już nigdy tego nie zrobię - obiecał. Nie wiedziałam, czy mu wierzyć. Wciąż w głowie mam myśl, że jednak tak zrobi.
- Nie ucieknę, przysięgam - westchnęłam, patrząc na swoje paznokcie. Naprawdę, nie zamierzam się już z nim szarpać.
- Dobrze, wierzę ci. Możesz iść do pokoju skarbie - powiedział i przyciągnął mnie do siebie.
    Nasze usta dzieliło kilka centymetrów, które za chwilę nie istniały, bo jego usta napierały na moje, delikatnie je pieszcząc. Tym razem oddawałam pocałunki, pragnąc, by nie przestawał.


******
Biedna Anabell. Niedługo pogubi się w swoich uczuciach,a to nie wszystko, co czeka ją i Harry` ego, no i nas!
Może chcecie jeszcze jeden dziś????

sobota, 16 stycznia 2016

Sześć

    Napierw doszedł do mnie ból głowy. Taki pulsujący, jakby zaraz miał mi czaszkę rozerwać. Gdy już jako tako przyzwyczaiłam się do mojego okropnego, jak na ten moment stanu, postanowiłam otworzyć oczy. Zobaczyłam, że znowu jestem w tym pokoju. Znowu jestem u Harry'ego! Jak ja się tu znalazłam, skoro wczoraj ktoś... Porwał mnie? Zeskoczyłam z łóżka i chwyciwszy za klamkę, wyszłam przez drzwi, zbiegając po schodach do kuchni, gdzie miałam nadzieję spotkać chłopaka.
- Harry? - zapytałam. I faktycznie, stał przy kuchence i coś mieszał w patelni.
- O Anabell. Wyspałaś się skarbie?
- Co ja tu robię? - zapytałam, gdy chłopak zwrócił na mnie swoją uwagę i kierował się w moją stronę.
- Aktualnie przebywasz - odpowiedział spokojnie, stając kilka centymetrów ode mnie.
- Powinnam być w domu - wyminęłam go, ale złapał mnie za rękaw bluzy i szarpnął do siebie tak, że odbiłam się od jego torsu.
- Ale nie jesteś. I nie będziesz.
- Co ty znowu odpieprzasz? Rodzice będą się martwić.
- No i? Właśnie o to mi chodzi.
- Co? - zatrzymałam się.
- Tak.
- Co ty gadasz? - wyszarpnęłam rękaw w jego uścisku i stanęłam przed nim. - To ty mnie wczoraj otumaniłeś tym gównem? - powiedziałam w niedowierzaniu. - To ma być twój genialny plan zemsty?! Do reszty cię pojebało?!
- Grzeczniej skarbie - warknął do mojego ucha, a mnie obleciał strach. - Mówiłem, że masz nie przeklinać.
- O... Oni i tak mnie znajdą i... I matka cię zabije za to...
- Nie Anabell. Oni nic mi nie zrobią. Ba, nawet nas nie znajdą - nadal mówił do mojego ucha, a przez jego oddech na mojej skórze, drżałam. - Nie wiedzą, gdzie mieszkam i zapewniam cię, to nie ulegnie zmianie.
- Ale...
- Nic już nie mów i nie waż się wychodzić z domu, bo będę musiał zamknąć cię w piwnicy, jak prawdziwą porwaną.
    Wedle jego słów, po chwili siedziałam już przy stole i patrzyłam, jak brunet nakłada mi na talerz trochę jajecznicy.
- Smacznego.
    Nie byłam głodna, ale żeby nie narobić sobie problemów, zjadłam to co było na talerzu i schowałam brudne naczynie do zmywarki. Stanęłam przodem do pleców loczka i westchnęłam, a potem zapytałam:
- I co teraz?
- Co masz na myśli? - odwrócił się w moją stronę i wpatrywał się intensywnie w moją twarz.
- No jak to co? Podobno jestem porwana!
- A czy jesteś tak traktowana?
Zatkał mnie tym pytaniem.
- Nie rozumiem twojej logiki. Co ma dać ci ta zemsta?
- Nie pozwolę, by ktoś spiskował za moimi plecami - stał od stołu i postawił talerz na blacie, niedaleko od miejsca, gdzie stałam.
- Moi rodzice nie spiskowali!
- Powiedziałaś, że nie pozwolą mi się z tobą spotykać, a to jest jednoznaczne z tym.
- No nie powinieneś się dziwić. Jesteś kim jesteś, więc... - nie skończyłam, bo chłopak mocno złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie, a po chwili brutalnie pocałował, mocno wpijając się w moje wargi.
    Chciałam się wyrwać, ale mocno trzymał, więc stałam, jak słup soli. Nie miałam ochoty na pocałunek w tamtym momencie. Po chwili zrozumiał, że nie mam zamiaru oddać pocałunku, więc odsunął się. Oddychał szybko, a ja skorzystałam z okazji i odeszłam od niego kawałek, stając w korytarzu.
- Wracam do domu.
- Nawet nie próbuj - powiedział spokojnie, a ja chciałam wykorzystać sytuację i nałożyłam szybko buty na nogi i chwyciłam za klamkę, otwierając drzwi. Nie zdążyłam przekroczyć progu, a ramiona chłopaka owinęły się wokół mojej talii i pociągnęły mnie do tyłu. - Powiedziałem coś. Chyba zacznę traktować cię, jak mojego więźnia.


****
Obiecany kolejny rozdział!
i jak?

czwartek, 14 stycznia 2016

Pięć

   Harry nie odzywał się do mnie, ani nie przychodził. Było mi trochę smutno z tego powodu, ale nie chciałam mu się narzucać czy coś.
- Anabell! - usłyszałam z dołu głos matki. Co ona tu robi? Mieli przecież wrócić jutro!
- Mama? - zdziwiona, zeszłam na dół.
- Cześć córciu - tata od razu mnie przytulił. Jakby odetchnął, gdy mnie zobaczył.
- Cześć tato... - powiedziałam niepewnie. - Co wy tu robicie? - zapytałam, odsuwając się od niego.
- Wróciliśmy wcześniej, to źle? No, zaraz zabiorę się za obiad - zaczęła wyjmować garnki i jakieś składniki.
- Mamo, ty nigdy nie robiłaś obiadu. Co się stało? - to było serio dziwne... Chyba pójdę po telefon, by uwiecznić gotującą rodzicielkę.
- Poprawka Anabell, ty tego nigdy nie widziałaś - posłała mi uśmiech.
- Bella, idź już do siebie, musimy się rozpakować - poprosił ojciec, a ja tylko kiwnęłam głową. Jak tylko wyszłam z kuchni, stanęłam za ścianą przy schodach, by móc coś podsłuchać.
- Co ty odpierdalasz! Obiad? Przecież ty nawet wodę umiesz przypalić - warknął ojciec, a ja niekontrolowanie się uśmiechnęłam do siebie.
- Musiałam jak jakoś omamić, żeby nie zadawała ciężkich pytań. Boże, dobrze, że ten morderca nic jej nie zrobił... - usłyszałam, jak któreś z nich siada na krześle.
    Oh, czyli wrócili tylko dlatego, że ktoś im powiedział, że widział mnie z Harrym? Niech kurwa zdycha w katuszach.
- Dobrze wiesz, że młody Styles prędzej czy później i tak się o nią upomni - powiedział tata.
- Nie. Nie odbierze mi jej. Nie pozwolę mu! - krzyknęła, że aż sama się przestraszyłam.
- Jak ją przekabaci na swoją stronę, sama do niego pójdzie. Nie zatrzymasz jej. Jest już pełnoletnia.
- Nic mnie to nie obchodzi. Oni nie będą mieli ze sobą nic do czynienia! - kolejny raz krzyknęła. Nie chciałam już tego słuchać i po prostu poszłam szybko do siebie.

Ja: Harry, moi rodzice wrócili.

Harry: I co w związku z tym, kochanie?

Ja: Podsłuchałam, że nie pozwolą na żaden kontakt z tobą.

Harry: Nie martw się kochanie. Nie pozwolę na to.

Harry: Skąd oni w ogóle wiedzą, że się spotkaliśmy?

Harry: Powiedziałaś im?!

Ja: Nie! Ktoś musiał mnie widzieć z tobą, kto ich zna.

Harry: Wierzę ci kochanie. Pamiętaj, ja jestem Harry Styles. Mnie się nie robi w huja.

Harry: Jeszcze mnie zapamiętają.

Ja: Co ty chcesz zrobić?!

Ja: To moi rodzice, Harry!

    I na tym nasza korespondencja sms się skończyła. Nie odpisywał na moje kolejne wiadomości, w których prosiłam, żeby mi cokolwiek wyjaśnił.

''''''' Trzy dni później '''''''

- Będę za godzinę! - krzyknęłam i założyłam swoje czarne koturny i chwyciłam za klamkę.
- Gdzie idziesz?
- Do Natty. Mówiłam ci, że chłopak ją rzucił i chciała, żebym ją pocieszyła.
- Wieczorem? - spojrzała na mnie tak, jakbym postradała zmysły.
- Tato!
- Co się...? - pojawił się w korytarzu z gazetą w dłoni.
- Chcę iść do Natty, a mama nie chce mnie wypuścić.
-Elizabeth, odpuść.
- Ale...
- Ona na nią czeka, nie wiesz, jak to jest ze złamanym sercem? - tata był po mojej stronie, co niezmiernie mnie cieszyło. Jest kochany.
- Ale...
- Sam po nią potem pojadę, może być?
- Tak.
- Pa!
    Wyszłam zadowolona z domu. Z Natty jest naprawdę źle. Ledwo się z nią dogadałam. Była z tym całym Marco rok, a on od tak poszedł bzykać inną. Biedna dziewczyna. Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię i przykłada wilgotny wacik do nosa. Straciłam władzę w nogach.



***
Dziś krótki, ale za to kolejny będzie na 100% w sobotę. Kto ciekwy dalszych losów Anabell i Hzzy???

wtorek, 12 stycznia 2016

Cztery

- Oczywiście.
- No więc, ja wtedy miałem ze trzy lata. Mój ojciec prowadził wtedy poważną firmę.
- No i co ja mam z tym wspólnego? - spytałam sceptycznie.
- To, że twoi rodzice w niej pracowali.
- Co to była za firma?
- Generalnie dla wszystkich wokół była to firma marketingowa i tak każdy miał mówić, ale ojciec po prostu robił przekręty.
- I co dalej? Nadal nie wiem, co ja mam z tym wspólnego?
- Eh... Możemy pójść gdzieś, gdzie będę mógł ci wszystko na spokojnie wyjaśnić? - westchnął i rozejrzał się po parku.
- Dobrze, chodźmy do mnie - powiedziałam niepewna tego, czy dobrze robię, prowadząc go do swojego domu.
- Więc słucham - powiedziałam, gdy już siedzieliśmy w mojej kuchni z kubkiem herbaty.
- Twoi rodzice mieli wykonać zadanie. Podobno było ono niebezpieczne dla twojej mamy, ponieważ była w tym czasie w ciąży z tobą. Dlatego też oboje odmówili wykonania zadania. Zgodzili się na wszystko, żeby tylko nie robić tego. Mój ojciec to perfidnie wykorzystał. Nie chciał pieniędzy, czy tam innego gówna. Chciał umowy.
- Jakiej? - To wszystko co mówił było dziwne, ale mogło być prawdziwe.
- Chodziło o nas.
- Czyli?
- Zawarł z nimi umowę, w której ty po ukończeniu osiemnastu lat, należysz do mnie. Cóż, zgodzili się, ale na szczęście dla ciebie, mój ojciec miał ciężki wypadek dwa lata temu i zmarł, przez co nie doszło do tego wszystkiego, co sobie zaplanował.
- Przy... Przykro mi. Powiedz, co planował - poprosiłam. Chciałam wiedzieć wszystko.
- Jeśli dobrowolnie byś za mnie nie wyszła, miałem cię do tego zmusić. Twoi rodzice nie mieliby wtedy nic do gadania. Zmusiliby cię do niego, musiałabyś za mnie wyjść.
- O Boże - zakryłam dłonią usta, nie wierząc, w to co mówi.
- Tsa.
- Ale... Skoro tak, czemu tego nie zrobiłeś?
- Po pierwsze, nie zmuszam nikogo do niczego. Nie jestem moim ojcem. Po drugie... - zatrzymał się i spojrzał na mnie badawczo. - Jesteś taka... Zadziorna, ale delikatna i krucha. Jeśli kiedykolwiek coś ci zrobię, jestem bez serca.
- Ale... Ja już naprawdę nic nie rozumiem...
- Odkąd zmarł ojciec, nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Wtedy nasunęłaś się ty. Zacząłem się zastanawiać, jakby to było, gdybyśmy się poznali, gdyby coś między nami zaiskrzyło. Ale ty nawet nie wiedziałaś, że istnieję - jego wzrok padł na jakieś drzewo za oknem.
- W... Wiedziałam o tobie tylko tyle, że jak zainteresujesz się jakąś dziewczyną, ta potem ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Po prostu... Boję się ciebie.
- Nigdy nie porwałem, ani nie zabiłem żadnej dziewczyny, Anabell, kto ci nagadał takich bzdur? - zapytał zły.
- Mama.
- Tak myślałem.
- Oni naprawdę są w tej Szwecji?
- Tak - odpowiedział. - Nigdy nie planowałem w jakiś sposób cię zdobyć... Ale ta twoja niewinność i uroda... Ciągnie mnie do ciebie, jak cholera.
- Ja... - zamyśliłam się na moment. - Namieszałeś mi tym wszystkim w głowie Harry...
- Ja mam czas. Przemyśl to sobie, nie będę naciskał.
- Uhm.
- Czy... Czy mogę odprowadzić cię do domu? - zapytał niepewnie po chwili ciszy.
- Jasne. - Idziemy jakiś czas w ciszy.
- Harry, mogę o coś zapytać? - Spojrzałam na niego z niepewną miną.
- O co tylko chcesz.
- No więc... Masz znajomych?
- Mam kilku kumpli. Chcą cię poznać - zaśmiał się, a ja się przeraziłam.
    Szczerze, nie sądziłam, że ktoś z nim... I jeszcze chcą mnie poznać... Nie, ja nie chcę.
- Nie martw się, nie są gorsi ode mnie.
- Nie jesteś... - zaczęłam, ale szybko mi przerwał, zapewne wiedząc, co chcę powiedzieć.
- Nie znasz mnie Anabell. - Dotarliśmy do domu i zatrzymaliśmy się przed bramą.
- No to... Cześć - powiedziałam i chciałam odejść, gdy mnie zatrzymał. - Tak?
- Twoi rodzice... Nie mów im, że o mnie wiesz, okej?
- Dobrze. Mogę zapytać, czemu ci na tym zależy?
- Po prostu na początku, po śmierci ojca, chciałem cię poznać, no wiesz, tak normalnie. Poszedłem do twojego domu, a gdy twoja mama dowiedziała się, czego chcę, myślałem, że weźmie pistolet i mnie zabije.
- Oh, rozumiem - byłam lekko zażenowana zachowaniem moich rodziców, a w szczególności mamy.
- Hej, uśmiechnij się. Twój uśmiech jest śliczny - powiedział to i sam uśmiechnął się do mnie. Zrobiłam, jak prosił. - No widzisz? Od razu lepiej.
Mój uśmiech od razu zrobił się szerszy.
- Ślicznie wyglądasz, uśmiechając się - dotknął palcem mojego policzka. Przeszedł mnie dreszcz, na skutek niespodziewanego dotyku. - Taka niewinna...
- P... Peszysz mnie.
- Ale jeśli to ma sprawić, że się uśmiechniesz, to będę tak musiał robić, skarbie.
- Harry... Ja już pójdę do domu... Na razie - powiedziałam i chciałam go wyminąć, ale nie pozwolił mi na to.
    Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Nie tak, jak wtedy w jego domu, tylko bardziej delikatniej, jakby bał się, że ucieknę. Przez moment miałam taką ochotę. Nie zapominajmy, że nadal się go boję. Gdzieś głęboko w sobie.
- Ja... Już... Muszę... Iść... - próbowałam cokolwiek powiedzieć przez usta uwięzione tuż przy jego.
- Uhm... - mruknął tylko, a nawet objął bardziej ramieniem.
- Harry, proszę, przestań - poprosiłam ostrzej, zaczynało mnie niepokoić jego zachowanie, wręcz natarczywość w tym momencie. Na szczęście, odsunął się ode mnie, po tej prośbie.
- Okej. Jakby co, masz mój numer w swoich kontaktach - usłyszałam, gdy zdołałam odejść kawałek za bramą.
- D... Dobrze - powiedziałam tylko cicho, choć jestem pewna, że i tak usłyszał.
    Nie wiem, czy chciałam mieć jego numer telefonu. Chociaż, kiedyś może się przydać... Dzisiejsze informacje, które dostarczył mi chłopak, całkiem zamieszały w mojej głowie. Nie wiem, co dalej. Jak by w ogóle wyglądała rozmowa z nimi na ten temat, bo na pewno tak tego nie zostawię.
Przecież niedługo wrócą. Jak spojrzę im w twarz? To oni powinni zadawać sobie to pytanie. Jak oni mogli mi przez tyle lat normalnie patrzeć w oczy...


********
I jest kolejny.
Jak oceniacie zachowanie Hazzy? Powiem wam, że będzie jeszcze gorąco, a to dopiero początek!

piątek, 8 stycznia 2016

Trzy

    Czy ja się właśnie przesłyszałam? Czy on chce, żebym go pokochała? Nie wyspał się, czy naćpał za dużo?
- Że, co proszę? - wstałam z jego kolan, mimo, że nadal trzyma mnie za obie dłonie.
- Czy to trudne dla ciebie?
    Nie no. Ja chyba jeszcze śpię! Anabell, wstajemy!
- Trudne? Pokochać ciebie? Człowieku, ty idź się leczyć, bo jesteś jakiś chory, rozumiesz?! - wyrwałam się mu. On natomiast podszedł do mnie blisko, szybko podnosząc się z krzesła.
- Nie podnoś na mnie głosu, w moim domu! - krzyknął mi w twarz, będąc kilka centymetrów od niej. Poczułam ścianę na plecach.
    W tym samym momencie uderzył mocno w ścianę pięścią kilka centymetrów od mojej twarzy. Był zły, bardzo zły.
- Dobrze, w takim razie wyjdę, bo i tak zamierzałam to zrobić.
    Jakimś cudem trafiłam na korytarz i po szybkim złapaniu w dłonie butów, szarpnęłam za klamkę i tak znalazłam się przed jego domem.
- Gdzie ty się wybierasz?! - wrzasnął i złapał mocno za mój łokieć.
- Do domu, a i dzięki za uratowanie życia - wyszarpnęłam się z uchwytu i ruszyłam do domu.
    O dziwo, nie szedł za mną, ale i tak przyspieszyłam, by być jak najszybciej w miejscu, w którym mogę czuć się bardziej bezpieczna. Nigdy, przenigdy nie pozwolę, by jakikolwiek facet, krzyczał na mnie i to z byle powodu.
I tego się trzymam.
    Po kilkunastu minutach dotarłam do domu. Jakimś cudem klucze były pod wycieraczką i po chwili jestem w środku.

--- Kilka minut później ---

    Do ciepłej wody dodałam trochę olejku waniliowego i po zdjęciu ubrań zanurzyłam swoje ciało w wodzie.
Zamknęłam oczy i zaczęłam analizować moją rozmowę z Harrym.
Ja mam go pokochać?
Jego?
Jest w ogóle jakiś na to sposób?
Czemu ja w się nad tym zastanawiam?
    Typ spod ciemnej gwiazdy, to nie do końca mój ideał, ale... Czy nie o kimś takim właśnie marzyłam?
Nie.

--- Następnego dnia, po południu ---

   Po śniadaniu poszłam się przejść, taki spacer. Niedziela - lubię je. Są takie słoneczne i beztroskie, nie tak, jak inne dni tygodnia.
Weszłam do parku usiadłam na pierwszej spotkanej ławce. Siedząc tak, nie mogę przestać myśeć o wczoraj. To po prostu niemożliwe. Ile bym razy nie uciekała myślami w całkiem inne rejony, to i tak umysł skieruje mnie na Harry'ego i to całe gówno.
    Siedzę tak sobie jakiś czas i podziwiam widoki, gdy ktoś niespodziewanie dotyka dłonią moje ramię. Odwracam się i widzę Harry'ego.
Serio?
- Co ty tu robisz? - zapytałam pierwsza.
-Jak to co? Spaceruję - wzruszył ramionami. Miał na sobie czarne spodnie i rozpiętą na dwa guziki białą koszulę w czarne pionowe pasy.
- Spacerujesz? - uhm, bo uwierzę.
- Tak.
- Chyba raczej za mną chodzisz, nie?
- Tak, chodzę za tobą - przytaknął, czego się nie spodziewałam.
- Dobrze wiedzieć - burknęłam tylko i spojrzałam w inną stronę.
- Przepraszam - usłyszałam od niego, po chwili milczenia.
- Za co mnie przepraszasz? - zapytałam i spojrzałam na niego zdziwiona.
- Za to, że na ciebie nakrzyczałem i sprawiłem ból. - Nie wierzę w to, co mówi. Jestem w ukrytej kamerze?
- Ja mam w to uwierzyć?
- Tak.
- Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?
- Ja chyba nie chcę cię stracić. Dużo dla mnie znaczysz.
- Ale... - już chciałam rzucić jakąś ciętą ripostą do niego, ale mi przerwał.
- Wiem, że nie jestem twoim ideałem, ale pozwól mi chociaż spróbować.
- Skąd wiesz, jaki jest mój ideał?
- Nie ciągnie cię do niegrzecznych chłopców. To widzać - parsknął.
- Skąd tyle o mnie wiesz?
- Byłem przy tobie, kiedy o tym nie wiedziałaś.
Westchnęłam.
- I nadal będę.
-  Nie rozumiem - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Chyba powinnaś coś wiedzieć.
- Co takiego?
- Twoi rodzice...
- Co z nimi?! Coś się im się stało? - przerażona, podniosłam się z ławki.
- Nie. Usiądź - złapał mnie delikatnie za dłonie i pociągnął w dół, na drewnianą ławkę.
- Więc co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana, ale zdecydowanie spokojniejsza.
- Twoi rodzice... Oni cię sprzedali - powiedział to w takim stylu, jakby w ogóle nie chciał mi tego mówić.
-Że co?! Jaja se robisz?! - zerwałam się na równe nogi, tym samym wyrywając swoje dłonie z jego uścisku. - Powiedz, że jest tu jakaś pieprzona kamera!
- Nie przeklinaj.
- Jak to sprzedali? - zachwiałam się lekko, przez co chłopak od razu zerwał się i podtrzymał mnie, bym się nie przewróciła.
- Dobili targu.
- A może powiesz mi dokładniej, a nie pół słówkami, jak idiota, co?!
- Dobra dobra. Uspokój się już - usiadłam i spojrzałam na niego wyczekująco, aż w końcu zacznie mówić cokolwiek.
- No czekam Harry. Powiedz mi z kim, za co, po co i czemu.
- Więc... Z moim ojcem, za nie subordynację wobec niego - powiedział na jednym wydechu.
- Nie rozumiem. Jaśniej proszę - warknęłam zła, choć jego słowa lekko mnie przerażały.
- Na pewno chcesz wiedzieć wszystko dokładnie?

wtorek, 5 stycznia 2016

Dwa

    Jakiś czas później obudziłam się w nieznanym mi pokoju. Szybko zerwałam się z łóżka i rozejrzałam po pomieszczeniu. Cały pokój był utrzymany w kolorze niebieskim, a meble w czarnym. Na krześle, po drugiej stronie łóżka, pół siedzi, pół leży chłopak. Ma kilkudniowy delikatny, ledwo widoczny zarost, ciemne długie do ramion włosy, które przy końcach kręciły się lekko. Ma na sobie czarne spodnie i szarą koszulkę z krótkimi rękawami. To on. To Harry. Chłopak jakby czuł, że się mu przyglądam i otworzył oczy.
- Dzień dobry kochanie - powiedział uśmiechnięty z delikatną chrypką, która wywołała u mnie dreszcze, ale nie wiem, czy strachu, czy podniecenia.
- Cz... Cześć? - powiedziałam niepewnie.
- Boisz się? - zapytał i podszedł blisko mnie.
Tak, boję się.
    Harry Styles, który ma na koncie kilkanaście romansów, kilka zabójstw, a nawet gwałtów, stoi właśnie przede mną i pyta mnie, czy się go boję... Musiałabym nie wiedzieć, kim jest.
- Ja?
- Tak, ty.
- Nie - skłamałam, ale nie chcę, żeby brał mnie za cnotkę. Przybliżył się do mnie tak blisko, że czułam ciepło bijące z jego ciała.
- Na pewno? - zapytał znowu, z wrednym uśmieszkiem.
- Na pewno - potwierdziłam i cofnęłam się, ale zaraz po tym poczułam jego ciało na swoim i ścianę na plecach. Świetnie.
- No i gdzie teraz uciekniesz? - znowu ten uśmiech.
    Patrząc mu przez chwilę w oczy, myślałam o planie ucieczki. On, jakby czytając mi w myślach, po obu stronach mojej głowy umieścił swoje długie ręce. Nie miałam, jak uciec. Westchnęłam.
- Odsuń się - poprosiłam cicho.
- A jakieś podziękowanie za uratowanie ślicznego tyłeczka?
- Co? Ale...
- Pocałuj mnie - powiedział.
- Ale...
- Pocałuj - zażądał.
    Jak tylko zbliżyłam się do jego twarzy, na dosłownie centymetr, on od razu wpił się z zachłannością w moje usta i przytrzymał za ramiona tak, bym nie mogła uciec. Mocno do siebie przycisnął i wdarł się językiem do wnętrza moich ust. Nie wiem, czemu nie zareagowałam inaczej, ale oddawałam każdy pocałunek. Całowaliśmy się długo i namiętnie. Czułam wzrastającą temperaturę w pokoju. Nagle się ode mnie odrywa i patrzy pożądliwie.
- Nawet nie wiesz, jaką mam na ciebie teraz ochotę Ana - powiedział, ciężko oddychając.
- Nawet nie próbuj, bo pójdę na policję - zagroziłam. On tylko zaśmiał się ponuro.
- Nic z tego kotku. Nigdzie nie pójdziesz.
- Ja mam dom, rodziców... - zaczęłam wyliczać, mając nadzieję na cień szansy.
- Na pewno nie domyślą się, że nie ma cię w domu.
- Sk... Skąd wiesz? - zapytałam przerażona, otwierając szeroko oczy.
- Oboje są w Szwecji, przecież wiesz.
- Ale...
- Skąd wiem? Powiedzieli mi.
- Chcę wrócić do domu. Wypuść mnie, a nie pójdę na policję.
- Grozisz mi?
- Nie, ostrzegam.
    W tym momencie mocno złapał mnie za ramiona, pociągnął w stronę łóżka i rzucił moim drobnym ciałem na nie, a sam zawisł nade mną, obie ręce kładąc tak na moje, że je trzymał.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, co mogę ci zrobić, jak nie będziesz posłuszna - wyszeptał mi do ucha, po czym cmoknął miejsce nad nim. Leżę pod nim sparaliżowana i słucham co mówi. Jego wzrok pociemniał. - Jesteś głodna?
- T... Tak - powiedziałam, zamykając oczy.
- To chodź ze mną do kuchni.
    Podniósł się ze mnie i podszedł do drzwi, otwierając je. Niepewnie zrobiłam to samo i poszłam za nim. Pokonałam schody ciągle będąc za nim. Szłam ze spuszczoną głową.
- Co chcesz zjeść? - zapytał normalnym głosem, poprawiając swoje włosy, które opadły mu na twarz.
- Nie... Nie wiem. Cokolwiek - powiedziałam tylko po to, by nie oberwać, czy coś.
- Smacznego kochanie - postawił przede mną płatki śniadaniowe z mlekiem. Sam też miał to samo.
- Smacznego.
    Który to już raz z kolei, mówi do mnie ' kochanie'? Trzeci? Zjadając płatki, myślę. Harry nie jest osobą... Rodzice opowiadali mi, że to rasowy przestępca, choć nie udowodniono mu tego. Ma dwadzieścia trzy lata i miano podrywacza i porywacza, gwałciciela i zabójcy, dokładnie w tej kolejności.
    Po skończonym śniadaniu w krępującej ciszy, umyłam miseczki, w których jedliśmy. Tak, jego też umyłam. Wołałam nie ryzykować.
- Chodź do mnie - powiedział i przyciągnął mnie do siebie tak, że znalazłam się na jego kolanach.
- Harry?
- Tak?
- Mogę wrócić do domu? - to pytanie nie jest odpowiedznie, zważywszy, że jest nabuzowany.
- Dlaczego ode mnie uciekasz? - zapytał ponuro.
- Nie znam cię, nie wiem jakie masz zamiary co do mojej osoby.
- Pokochaj mnie.


******
I jak???
Tak strasznie ciekawi mnie wasza opinia na temat tego bloga!!!
Ps. nie wiem, kiedy kolejny;)

niedziela, 3 stycznia 2016

Jeden


    Wstałam rano koło ósmej trzydzieści, co u mnie jest zadziwiające przy sobocie. Ogarnęłam się i po godzinie zeszłam na śniadanie przygotowane przez mamę. No wiem, że mam to dziewiętnaście lat, ale czuję się w swoim życiu jak dziecko. Jak zagubione dziecko. Wchodząc do kuchni, od progu na stole zobaczyłam karteczkę zamiast śniadania, a na niej, napisane pismem mamy było:

" Kochana córeczko!

Razem z ojcem pojechaliśmy nad ranem, na bardzo ważną konferencję do Szwajcarii. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć ci, kiedy wrócimy, ale na pewno nie będzie nas tydzień. 

W szafce na przeprawy masz dwieście funtów, mam nadzieję, że wystarczy. Nie rób imprez i dbaj o siebie. Dzwoń zawsze, gdyby coś się działo. 

Trzymaj się ciepło, 

Mama i tata "

    Ugh... Zawsze ich praca jest ważniejsza ode mnie. Tak jest odkąd pamiętam. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej składniki na najzwyklejsze kanapki, które po kilku minutach zjadam ze smakiem, siedząc na blacie kuchennym. Zastanawiam się nad wczorajszym wieczorem. Co to w ogóle było?! Żałuję, że nie widziałam jego twarzy. Choć na imię Harry przychodzi mi do głowy tylko jedno imię, to mało prawdopodobne, żeby to był on.
    Po zjedzeniu podwieczorku, poszłam do Natty. To u niej spędzam wszystkie te dni, w których nie ma rodziców w domu. Czyli trzysta dni w roku. Ona jest dla mnie jak siostra.
- Cześć kochana - powiedziała, jak tylko zobaczyła mnie w progach swego domu.
- Cześć.
- Wchodź, wchodź. - Weszłam do środka, jak powiedziała. Zdjęłam buty i kurtkę. Weszłyśmy do jej pokoju i od razu zaczęła:
- No więc słucham. Przez telefon nie brzmiałaś za wesoło, więc do towarzystwa nie przyszłaś.
- Wczoraj, jak wracałam od ciebie... - zaczęłam.
- No?
- Spotkałam jakiegoś młodego chłopaka, a raczej to on spotkał mnie. Powiedział, że to niebezpiecznie chodzić samej po nocy, po czym zrobił mi malinkę i oświadczył, że jestem jego - powiedziałam na jednym wydechu.
- O rany...
- No właśnie. I co ja mam teraz zrobić? Nie uśmiecha mi się być czyjąś własnością!
- Może czekaj na jego kolejny krok.
- A jak mnie porwie, zgwałci i zabije?
- Nie sądzę. Powiedział, że jesteś jego.
- No właśnie! To jakiś psychol! Nie wiadomo, co takiemu chodzi po głowie.

    Pogadałam z nią jeszcze jakiś czas, gdy jej zegar pokazywał godzinę dziesiątą trzydzieści w nocy.
- No nic, będę się zbierała... Dzięki za wszystko - powiedziałam i wstałam od stołu w kuchni, bo przeniosłyśmy się z jej pokoju, by coś zjeść. Dziewczyna nie chciała mnie wypuścić ze względu na porę, ale przekonałam ją.
- Poradzisz z nim sobie. Jak z każdym - powiedziała i cmoknęła mnie w policzek na pożegnanie. Wyszłam w ciemną noc.
    Nie sądzę, że sobie z nim poradzę. To całkiem inny typ faceta. Zapewne on dominuje. Po jakimś czasie spaceru do domu usłyszałam ciche kroki. No nie, znowu on?
Teraz kroki słychać coraz bliżej i wiem, że to nie Harry. Były całkiem inne. Ciężkie.
- Kochanie, nie pędź tak, zabawimy się - usłyszałam za sobą męski, gruby głos i poczułam dotyk na ramieniu. Raptownie się zatrzymałam.
- Zostaw mnie.
- Oj daj spokój. Przecież wiem, że tego chcesz - obrócił mnie w swoją stronę i zaczął jeździć dłonią po mojej talii.
- Przestań! - Próbuję jakoś mu się wyszarpnąć, ale przyparł mnie swoim wielkim cielskiem do jakiegoś muru.
- No dalej, nie szarp się - zaczął całować mnie po szyi swoimi oślizgłymi wargami, a ja ze wstrętem odwróciłam głowę w bok, nadal się z nim szarpiąc. Rozerwał, niczym dzikus moją kurtkę i podarł niebieską koszulkę, którą miałam jeszcze chwilę temu na sobie.
- Przestań - poprosiłam cicho, bo wiem, że jestem już przegrana. On zaraz mnie zgwałci i zostawi tu, w tych krzakach.
Boże, jeśli mnie słyszysz, pomóż mi! - krzyknęłam w duchu, spoglądając w gwiaździste niebo załzawionymi oczami.
Mój gwałciciel zerwał ze mnie spodnie, więc stałam przed nim w samej bieliźnie.
Boże, błagam...
    Jakiś czas potem, chwilę czy minutę, poczułam, jak jego palący dotyk na moim ciele ustępuje, a ja upadam na zimną ziemię. Patrzę przed siebie dzięki słabemu światłu lampy i zauważam dość postawnego chłopaka, pochylającego się nad facetem, który jeszcze przed chwilą prawie by mnie zgwałcił.
    Widzę, jak jego prawa pięść kilka razy ląduje na twarzy mojego oprawcy, rzuca mocno na beton i jeszcze kilka razy bije. Jestem w tak ciężkim szoku, że nawet nie myślę o tym, by zabrać swoje rzeczy i uciec. Siedzę na ziemi i cicho popłakuję, żeby nie usłyszał mnie żaden z nich.
Po jakimś czasie, czuję nad sobą czyjąś obecność i słyszę:
- Anabell?
- Harry? To ty? - zapytałam cicho, obejmując swoje nagie kolana ramionami.
- Dlaczego znowu wracasz po nocy? - zignorował moje pytanie, a sam zapytał o coś innego.
To na pewno Harry.
- Wracałam od kole... Koleżanki - odpowiedziałam przestraszona ostrym tonem jego głosu. A jeśli on też chce coś mi zrobić?
- Chodź - wyciągnął do mnie rękę, ale ja tylko bardziej się od niego odsunęłam. - No chodź, nic ci nie zrobię.
    Nadal nic. Zdenerwował się i zaczął przeklinać, ale bierze mnie w swoje ramiona i niesie w nieznanym kierunku. Nie mam siły uciekać.
- Gd... Gdzie idziemy? - zapytałam, bojąc się odpowiedzi.
- Do mojego samochodu. A potem do mojego domu - odpowiedział spokojnie.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Od teraz mieszkasz ze mną - powiedział lekko rozdrażnionym głosem.
    Wsadził mnie na tylne siedzenia auta i okrył swoją kurtką. Ostatecznie nie zrobiłam nic by mu się sprzeciwić. Skuliłam się w rogu auta i cicho płakałam, tak by nie usłyszał mnie poprzez dźwięki muzyki lecącej z radia.


Boję się. 

sobota, 2 stycznia 2016

Prolog

    Mam na imię Anabell, mam dziewiętnaście lat i od urodzenia mieszkam z rodzicami w Holmes Chapel. Jestem niską, szczupłą brunetką o ślicznych zielonych oczach. Tak na dobrą sprawę tylko one mi się w sobie podobają.
    Wracam właśnie od przyjaciółki Natty. W uszach dźwięczy jakaś piosenka, której tytułu teraz nie pamiętam. I mimo, że głośność ustawiona jest na najwyższy poziom, mam głupie wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, a w najgorszym przypadku, idzie za mną. Zebrałam się w sobie i odwróciłam, ale niczego i nikogo nie zobaczyłam. Nic dziwnego, jest wieczór, godzina ósma i ciemno jak w grobie. I nadal to uczucie, że nie jestem sama na ulicy.
    Nagle poczułam czyjąś dużą dłoń na lewym ramieniu. Krzyknęłam i wyrwałam się z pod jej uścisku.
- Co do cholery! - wyrwałam słuchawki z uszu. W tym samym momncie ktoś zatkał mi usta dłonią tak, że wydałam tylko coś na kształt jęku.
- Niebezpiecznie chodzić o tak późnej porze po ulicy. I to w dodatku pociemku. Może coś ci się stać. Jakaś krzywda, kochanie - usłyszałam głos zdecydowanie należący do jakiegoś młodego chłopaka. Z dwojga złego lepiej on, niż jakiś obleśny staruch z bandziochem jak beczka...
- Wracam do domu - odpowiedziałam, gdy zdjął dłoń z moich ust.
- Widzę, ale po nocy? Sama, bez opieki?
- Jestem dorosła...
- Ale jesteś kobietą kochanie. Bardzo piękną.
- Nie mów do mnie kochanie...
- Nie podnoś na mnie głosu - szepnął prosto do mojego ucha.
-Kim ty w ogóle jesteś?!
   Poczułam jego miękkie, ciepłe usta na mojej szyi po prawej stronie, trochę niżej pod uchem. Po chwili zrobił mi malinkę.
- Jestem Harry, a ty jesteś moja Anabell.


-----------
No to witam was w prologu Sprzedanej! Mam szczerą nadzieję, że ten blog przypadnie wam do gustu, jak na wattpadzie:)
Nie obiecuję, że rozdziały będą regularnie, ale postaram się dodawać dwa razy w tygodniu, z racji krótkich części.
Jakiekolwiek pytania, kieruję was do zakładki " Pytania", będą też bohaterowie, i linki.