wtorek, 26 kwietnia 2016

Trzydzieści osiem

   Zapadła między nami cisza. Nawet nie wiem, jak ją nazwać. Nie była ani zła, ani dobra. W końcu postanowiłam się odezwać, bo miałam jej po prostu dość, trwała już za długo.
- Masz rację, odmówiłabym ci. Ba, wyśmiałabym cię. Nie wiem, jak po tym wszystkim, mogłeś pomyśleć, że się zgodzę!
    Wstałam z kanapy, podchodząc do okna. Nie wyjrzałam przez nie, tylko odwróciłam się, by widzieć Harry' ego. Moje wypowiedziane słowa, to oczywiście blef, ale chciałam dać mu nauczkę za to, że miał mnie głęboko w dupie przez ostatnie godziny. Spojrzałam na bruneta, miał spuszczoną głowę i przymknięte oczy, co mnie lekko zdziwiło. Myślałam, że wybuchnie, zacznie krzyczeć, a nawet, że będzie zdolny ponownie mnie uderzyć. Nie powiem, przez moment przeszła mi taka myśl przez głowę, by pokazać mu w ten sposób, że nie panuje nad swoimi emocjami, ale szybciej zniknęła, niż się pojawiła.
- Przepraszam.
    On również wstał, ale wyszedł z salonu. Ruszyłam za nim. Szedł do swojego gabinetu, do którego moja osoba wstępu nie miała, ale on nawet nie przejął się teraz zamknięciem drzwi. Widocznie musiały bardzo zaboleć go moje słowa, przez co zrobiło mi się smutno i byłam zła na siebie, ale wiedziałam, że zaraz wszystko odkręcę. Zawsze mi się to udawało, z resztą.
- Harry, zaczekaj.
    Chwyciłam go za ramię, zanim zdążył dotrzeć do swojego biurka i fotela, zagnieżdżając się w nim na resztę wieczoru. Kurczę, nawet nie zauważyłam, że już się ściemniło!
- Tak? - zapytał i spojrzał na mnie bez wyrazu.
- To ja przepraszam... Nie powinnam cały czas tego wypominać... - Spuściłam wzrok zawstydzona i zła na siebie samą.
    Nie powinnam mu o tym ciągle i ciągle przypominać. To tak, jakbym go torturowała psychicznie samymi słowami, a przecież tego nie chciałam.
- Nie... Masz całkowite prawo. Ja cię skrzywdziłem, zrobiłem to w najgorszy możliwy sposób. Nie dziwię się, że reagujesz w ten sposób - westchnął cicho.
- Spróbuj jeszcze raz - poprosiłam cicho. Spojrzał na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi. - No wyduś to pytanie z siebie! - powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Naprawdę?
    Jego oczka rozbłysły, co niezmiernie mnie ucieszyło. Kiwnęłam potakująco. Podszedł do mnie bliżej o krok, przyciągając mnie do swojego ciała najbardziej, jak to możliwe. Jego usta znalazły się przy moim prawym uchu i usłyszałam:
- A więc, czy wyjdziesz za mnie i przyjmiesz moje nazwisko? - zapytał szeptem, sprawiając, że dreszcze przeszły wzdłuż moich pleców, patrząc na mnie z niepewnością.
- Tak - odpowiedziałam równie cicho.
    Uśmiechnął się szeroko, wyciągając przed siebie prawą rękę, od razu ją otwierając. Zobaczyłam w niej małe, charakterystyczne czerwone pudełeczko, a w nim piękny, srebrny pierścionek z diamencikiem po środku. Zaparło mi dech na moment, gdy go zobaczyłam, ale w porę się opamiętałam, by nie wyjść na żądną błyskotek dziewczynę. Był on prostu piękny.
- Harry... Nie...
- Cii... Nic nie mów. To nic. Ważniejsze są słowa i czyny, niż marna błyskotka. - Wyjął pierścionek z pudełeczka od razu nakładając go na mój palec. Pasował idealnie.
- Śliczny - szepnęłam tylko, nadal się w niego wpatrując.
- Wiedziałem, że będzie odpowiedni.
    Uśmiechnął się nieznacznie, obserwując moją reakcję. Po chwili podniósł mój podbródek do góry, tym samym zmuszając mnie do spojrzenia w jego oczy. Nic nie powiedział, ale po chwili wpatrywania się w moje oczy, przybliżył swoją twarz do mojej i złączył nasze usta razem, muskając moje co chwilę delikatnie swoimi. Robił to tak zmysłowo i spokojnie, że ugięły się pode mną nogi. Harry wykorzystał to i podniósł mnie, jak pannę młodą. Nasze spojrzenia się spotkały, gdy przełożyłam ręce przez jego szyję. Nic nie powiedział, od razu udał się na górę, do naszego pokoju. Otworzył drzwi ręką, a zamknął je mocnym kopniakiem, przez co zatrzasnęły się z głośnym stukotem. Przeszedł odcinek do naszego łóżka i położył mnie na nim, zajmując zaraz miejsce obok mnie. Przekręciłam się na lewy bok, by móc lepiej widzieć bruneta. Uśmiechnął się do mnie szeroko i powiedział:
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że się zgodziłaś - odpowiedział.
- Moja odpowiedź nie mogłaby być inna Harry.
    Przysunęłam się bliżej do niego, przytulając się do jego ciepłego ciała. On od razu objął mnie w talii, nie pozwalając się odsunąć. Nawet nie chciałam. Mogłabym cały czas spędzić w jego ramionach.
- Ale jednak uważałem inaczej - ciągnął dalej temat. - Nie zdziwiłbym się, gdybyś powiedziała nie.
- Hazz, daj już spokój... To nie ma sensu. Chcę już o tym zapomnieć.
- Dobrze, przepraszam - szepnął i cmoknął mnie we włosy.
    Okręcił się tak, że mógł spokojnie wpatrywać się w moją twarz. Skanował ją kilka chwil, by zaraz po tym, niespodziewanie przycisnąć swoje wargi do moich, delikatnie na nie napierając. Oddałam pocałunek, rozchylając od razu usta i tym samym dając mu dostęp. Nie musiał prosić. Poczułam jego dłoń, która powoli przemieszczała się wzdłuż mojego boku, tworząc przez to delikatne dreszcze na całym ciele. Jego palce wślizgnęły się pod moją koszulkę, gładząc niespiesznie skórę na plecach. Mój oddech nieznacznie przyspieszył. Poczułam, jak podnosi się z łóżka i zajmuje miejsce nade mną, przenosząc obie dłonie z mojego ciała na poduszki, co poczułam poprzez nacisk na wspomnianą rzecz. Oczy miałam zamknięte od momentu pocałunku i nie chciałam ich zbyt wcześnie otwierać. Wolałam skupić się na jego dotyku.
- Spójrz na mnie Anabell - poprosił cicho.
     Jego głos był lekko zachrypnięty i drżący, przez co poczułam przebiegające po moich plecach ciarki. Przyznam, że były one całkiem miłe i lubiłam je czuć, gdy ich powodem był Harry. Wykonałam jego prośbę chwilę potem. Patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami na mnie, będąc całkowicie skupionym na swoich myślach.
- O czym myślisz? - Odważyłam się zapytać.
- O tym, jak bardzo cię kocham. O tym, jak bardzo spieprzyłem na starcie. Boję się teraz wykonać jakikolwiek krok dalej, z myślą, że zaraz mi uciekniesz... Powinienem być stanowczy, powinienem w tej chwili pokazywać ci, jak bardzo mi na tobie zależy, jak bardzo cię kocham... Ale nie mogę.
    Zakończył swój wywód wstając ze mnie i siadając na krańcu łóżka. Jego dłonie powędrowały w jego włosy, szarpiąc za nie mocniej z chwili na chwilę. Westchnęłam i uczyniłam to samo, siadając obok niego.
- Harry... Ja jestem gotowa - odpowiedziałam. Byłam pewna swoich słów i byłam gotowa na to, co miałoby nadejść.
- Nie! Sama w to nie wierzysz! Mówisz tak, żeby mnie uspokoić, ale prawda jest taka, że zanim zdjąłbym Ci koszulę, uciekłabyś.
- Harry... - Dotknęłam jego ramienia, przysuwając się bliżej. - Staram się tego nie rozpamiętywać, bo to nie ma sensu - trzeba iść do przodu.
- A jeśli cię skrzywdzę? Pomyślałaś o tym? Co, jeśli będę cię pieprzył, jak wtedy? Bez żadnych uczuć?
- Harry, jeśli myślisz, że czymś takim mnie przekonasz, to przykro mi bardzo, ale coś ci nie wyszło - stwierdziłam pewnie.
    Wstałam z miękkiego łóżka i poszłam od razu do łazienki. Mniejsza z tym, że nie wzięłam piżamy, czy bielizny na zmianę, najwyżej wyjdę w ręczniku, żadna nowość. Zamknęłam za sobą drzwi, zapalając uprzednio światło w łazience. Stanęłam przed lustrem i przypatrzyłam się sobie. Włosy związane w kitkę, lekko potargane, twarz zmęczona, policzki zaróżowione. Nic nowego. To zaczyna być rutyna. Jutro dzień wolny, więc wyjdę może na jakieś zakupy, może do fryzjera... No i odwiedzę Natty, bo ostatnio rozmawiałyśmy tylko kilka razy przez telefon. Ma się już całkiem dobrze, ale zwolnienie ma do końca następnego tygodnia, dobrze jej. Nie chcąc spędzić tutaj całej nocy, postanowiłam od razu przejść do rzeczy i znaleźć się szybko pod kołderką.
    Po kilku minutowym prysznicu, wyszłam z kabiny i wytarłam swoje ciało ręcznikiem i owinęłam się nim. Zajęłam się włosami, dokładnie je susząc i wiążąc w niskiego koka. Po kolejnych kilku minutach gotowa wyszłam z toalety. W pokoju zastałam Harry' ego, siedzącego w tej samej pozycji, w jakiej o zostawiłam. Gdy tylko usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, od razu jego wzrok padł na mnie. Podniósł się i podszedł bliżej mojej osoby.
- Przepraszam. - Usłyszałam. Nic nie odpowiedziałam. - Bella, powiedz coś.
    Bella, pierwszy raz słyszę to zdrobnienie z jego ust. Nadal nic ni mówiąc, obrałam kolejny kierunek, jakim była szafa. Wyciągnęłam z niej szarą, do połowy ud piżamę z jakim motywem i bieliznę, która akurat wpadła mi w ręce - dziś padło na czarną koronkę, no cóż.
- Dobrze, że chociaż powiedziałeś przepraszam - powiedziałam coś w końcu, jak chciał.
    Przepraszam... Tak naprawdę to było za mało. Chciałam wiedzieć, dlaczego nie chce tego zrobić. Czemu nagle odeszła mu ochota na seks. Nie wiem, może to ja coś źle zrobiłam, powiedziałam... Gdy ja jestem gotowa, chcę tego, jestem pewna, on mi wyjeżdża z tekstem, że mnie skrzywdzi... Nie rozumiem czasem tego człowieka i wydaje mi się, że nigdy tak do końca go nie zrozumiem. Westchnęłam ponownie, stając na środku pokoju z ubraniami w ręku, nie wiedząc, czy coś dodać, czy zniknąć w łazience i się przebrać.
-Anabell, zaczekaj. - Chwycił mnie za rękę, zatrzymując, jak przechodziłam obok niego, kierując się do łazienki w celu przebrania.
- Harry, nie rozumiem cię. Na co dzień, co pięć minut rzucasz podtekstami i tak dalej, ale gdy przychodzi co do czego i ja w końcu przemogłam się i wyraziłam zgodę, ty mi tak po prostu mówisz, że możesz mnie skrzywdzić i nie wiadomo co jeszcze? Co jest z tobą nie tak, Harry?
    Wyszarpnęłam rękę z jego uchwytu i pomaszerowałam do łazienki, zakluczając się od razu. Usiadłam na zamkniętej klapie od klozetu i odetchnęłam powoli. Naprawdę nic nie rozumiem. Może on ma kogoś na boku? Czekał na mnie tyle czasu, aż w końcu miał dość...
- Anabell, porozmawiajmy - usłyszałam jego głos po drugiej stronie drzwi.
    Mogę się założyć, ze w tej chwili jego głowa i dłonie oparte są o drewnianej powłoce, co kilka chwil zaciskając się w pięści.
- Poczekaj chwilę - powiedziałam głośniej, wstając z mojego tymczasowego siedzenia.
    Szybko zdjęłam ręcznik i nałożyłam ubranie. Przejrzałam się jeszcze w lustrze, powiesiłam ręcznik na grzejniku i wyszłam z pomieszczenia. Harry czekał na mnie, stojąc centralnie przed drzwiami.
- Słucham więc. - Założyłam ręce na piersi i czekałam, aż zacznie.
- Usiądź. - Chwycił mnie za łokieć i poprowadził do łóżka. Usiałam według jego polecenia i popatrzyłam na niego wyczekująco, gdy i on zajął miejsce obok mnie, łącząc nasze dłonie razem. - No?
- Poczekajmy z tym, co? Nie chcę, żebyś podejmowała decyzję wbrew sobie, czy tylko dlatego, że ci się oświadczyłem...
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło, wiesz? Czuję w sobie, że to odpowiedni czas, że się uda, a ty wszystko komplikujesz - powiedziałam, poprawiając się, poprzez oparcie się o poduszkę, tym samym, wyjmując dłoń z jego ręki.
- Nie wiem, co powiedzieć.
- Dobrze, skoro tak bardzo chcesz, to możemy to odłożyć, tylko następnym razem zabierz się do roboty, a nie marudź - powiedziałam szybko, chowając twarz w dłonie, po moich słowach.
- Oczywiście, nic nam nie przeszkodzi - stwierdził i pociągnął mnie na siebie, kładąc się na łóżku.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Trzydzieści siedem

Ten rozdział dedykuję każdemu z was!
    Obudziłam się z uczuciem bólu brzucha. Nic, co jadłam wczoraj mi nie zaszkodziło by najmniej, więc zostaje jedna opcja, którą potwierdziłam chwilę potem w łazience.
- Hej kocie - usłyszałam chrypkę Harry' ego przy swoim uchu, gdy jak co dzień witał mnie rano w kuchni.
- Hej - odpowiedziałam cicho, wydostając się z jego ramion i sięgając po chleb kupiony wczoraj.
    Położyłam na stolę chleb i dużą patelnię z jajecznicą z kabanosami, którą lubi Harry, po czym sama usiadłam przy stole nakładając sobie trochę na mały talerzyk.
- Ciche dni czy okres? - zapytał, robiąc to samo po chwili. Spojrzałam na niego spod rzęs, nie odpowiadając od razu.
- Jedno i drugie.
- Kurwa, czyli muszę się szybko ulotnić - parsknął śmiechem.
- Zabawne.
- Kotku, no nie złość się.
    Wstał i podszedł do mnie, obejmując moją szyję. Westchnęłam tylko, ale wtuliłam się w jego ręce. Lubię w nim to, że jest spokojny i nie próbuje mnie pocieszać bezsensownie.
- Przepraszam.
- Nie masz za co, rozumiem.
    Cmoknął mnie jeszcze przelotnie w usta i wrócił na swoje miejsce na przeciw mnie. Zabrał swój talerzyk i nałożył na niego trochę ciepłej jajecznicy, stawiając go zaraz przed sobą.
- Dziękuję.
    W podziękowaniu uśmiechnęłam się do niego słabo, co oddał dwa razy mocniej. Faceci mają dobrze - nie muszą znosić tego bólu i nie przejmują się zbytnio światem dookoła, jeśli zajmują się czymś innym.
- Wiesz, miałem plany na dzisiejszy dzień, ale jeśli czujesz się tak bardzo rozbita, to może jednak odłożę to na inny dzień - mruknął pod nosem, ledwo go zrozumiałam, dlatego zapytałam, chcąc wiedzieć, o co chodzi.
- Jakie plany?
- A takie tam. Nie ważne. - Wstał i zaniósł brudny talerzyk do zmywarki.
- Harry, powiedz mi - poprosiłam, patrząc na niego błagalnie, jak tylko ponownie zajął miejsce przede mną.
- Eh, chciałem zabrać cię wieczorem na koncert, a wcześniej, do mamy na obiad - powiedział w końcu.
- Na koncert? Czyj? - Ożywiłam się.
- Nie powiem ci, ale wcześniej zabrałbym cię do mamy.
- No to jedziemy! Chętnie znów zobaczę twoją mamę.
- Ale... Przed chwilą jeszcze źle się czułaś... - zaczął zdezorientowany.
- Ale to nie zmienia faktu, że chcę jechać do twojej mamy - odpowiedziałam stanowczo. Sama wstałam i z pustym brudnym naczyniem udałam się do zmywarki, w której znalazł się i mój kubek po herbacie.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to muszę zadzwonić do mamy i powiedzieć, że jednak przyjedziemy.
    Wychodząc z kuchni, przelotnie jeszcze cmoknął mnie w policzek, przez co znalazłam się na wyższym poziomie dobrego samopoczucia. Nie wiem, jak on to robi, ale byle gestem sprawia, że z każdym jego dotykiem czuję się lepiej.

     Jakiś czas potem jechaliśmy do mamy Harry' ego. Nagle przypomniało mi się coś, na co nie dostałam odpowiedzi kiedyś.
- Hazz, mogę o coś zapytać? - Spojrzałam na niego. Skupiony patrzył na drogę.
- Jasne. - Spojrzał na mnie przelotnie i wrócił do kontrolowania jazdy.
- Bo... Nurtuje mnie jedna rzecz...
- Jaka kochanie?
- Od kiedy wiesz, że nie jesteś synem Annie? - wydusiłam, bojąc się jego reakcji. No bo nie wiedziałam, czy zareaguje krzykiem, czy czymkolwiek innym.
- Sam nie wiem. Raz siedzieliśmy w kuchni, rozmawiając o czymś i to tak nagle na mnie spadło. Po prostu. Połączyłem pewne fakty i dotarło do mnie to, co ukrywała przede mną tyle lat. Wiem może z rok albo półtora. - Wzruszył ramionami.
- Czemu więc jej tego nie powiedziałeś? Czemu nie przyznałeś się, że wiesz?
- Nie chcę robić jej przykrości. Od razu pewnie dociekałbym, kim jest moja biologiczna matka, tym samym raniąc Annie. Nie chcę tego. Uważam Annie za moją matkę i tak ma zostać, chyba, że sama będzie chciała mi o tym powiedzieć.
- Myślę, że to dobre rozwiązanie. - Przytaknęłam.
- Najlepsze kocie. - Jego dłoń znalazła się na moim udzie, lekko go pocierając. - Zaraz będziemy na miejscu.
    Przytaknęłam i oparłam głowę o wezgłówek fotela, zamykając oczy. Nie wiem kiedy zasnęłam.
- Anabell, pobudka.
    Skądś dochodził do mnie głos Harry' ego. Otworzyłam powoli oczy i mój wzrok zatrzymał się na twarzy bruneta, który wpatrywał się we mnie ze skupieniem. Jak tylko zobaczył, że się obudziłam, uśmiechnął się szeroko. Podniosłam się do siadu, gdyż fotel, na którym wcześniej siedziałam, w tej chwili tył maksymalnie opuszczony do tyłu, przez co mogłam spokojnie się zdrzemnąć.
- Dzięki - powiedziałam.
    Od razu wysiadłam z auta, ponieważ zobaczyłam za plecami Harry' ego mały skromny domek jednorodzinny. Czyli to tutaj wychowywał się Hazz. Chłopak od razu chwycił moją dłoń w swoją i powolnymi krokami udaliśmy się do drzwi frontowych domu. Brunet użył dzwonka, który wydał charakterystyczne powiadomieni i pozostało nam czekać.
- Dzieci! - Doszedł do mnie uradowany głos Annie, zaraz po otworzeniu nam drzwi.
- Cześć mamo. - Harry przywitał się z kobietą, gdy ta przyciągnęła go do siebie w uścisku.
- No witaj syneczku - powiedziała, odsuwając się od niego na kilka centymetrów, by zaraz, bez żadnego ostrzeżenia, zrobić to samo ze mną. - Cześć Anabell. Wchodźcie, wchodźcie.
    Znaleźliśmy się w wąskim, ale ładnie urządzonym korytarzu. Ściany miały kolor beżowy, na jednej z nich, po mojej prawej stronie zauważyłam jedno wiszące zdjęcie, ale nie przyjrzałam się mu, gdyż Harry odebrał ode mnie płaszcz i poprowadził do innego pomieszczenia, jakim okazała się kuchnia. Była dosyć duża i przestrzenna. Przy oknie stał prostokątny brązowy stół, okryty białym bieżnikiem. Harry pociągnął mnie do niego, odsuwając jedno z trzech brązowych krzesełek.
- Napijecie się może herbaty?Harry, ty chcesz kawę? - Mama mężczyzny od razu zadała pytanie, nastawiając wodę w czajniku.
- Ja poproszę herbatę - odpowiedziałam.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie na moje słowa i wyciągnęła puszkę z różnymi napisami, w tym coffee, tea, wyjmując z niej jedną saszetkę.
- Tak mamuś, poproszę kawusię. - Hazz wyszczerzył się do kobiety, na co zareagowała głośnym śmiechem i pokiwaniem głową z politowaniem.
- Oczywiście.
     Kilka minut potem usiadła z nami przy stole, podając obiad i pytając od razu o wszystko jak leci.
- Tak mamo, rozglądam się za pracą, przecież wiesz - westchnął chłopak, gdy usłyszał to samo pytanie trzeci raz.
- Harry, dziecko, ty mi to mówisz kolejny raz przy naszym kolejnym spotkaniu.
    Jego mama również westchnęła. Jeżeli oni zaraz się nie pokłócą, to będzie cud. Ja siedzę i spokojnie się im przysłuchuję, powoli popijając herbatkę po pysznym obiedzie.
- Anabell, powiedz mi, Harry już ci się oświadczył? - To pytanie skierowała do mnie. Zakrztusiłam się napojem, który właśnie miałam
przełknąć.
- C... Co?
- No tak. Myślałam, że w końcu się zdecydował. Nadszedł w końcu na to czas. Ile będziesz jeszcze czekał Harry?
    Ponownie jej wzrok utkwił w brunecie, który nie wiedział, gdzie spojrzeć. Współczułam mu, być pod odstrzałem matki... W ogóle, on miał mi się oświadczyć?! Czemu ja o niczym nie wiem? Czemu ja nic nie wiem?
- Daj spokój mamo... To miała być tajemnica. - Pokręcił tylko głową i wstał. - Może będzie lepiej, jak już wrócimy do domu. Anabell, chodź.
Wstałam za nim i skierowaliśmy się w stronę korytarza. Usłyszałam, jak kobieta ruszyła za nami.
- Harry, no nie gniewaj się. Nie wiedziałam z resztą, że ma nie wiedzieć - wytłumaczyła się, patrząc, jak się ubieramy.
- Dobrze, niech ci będzie, ale i tak musimy wracać...
- Harry, zostańcie jeszcze - poprosiła, ale chłopak tylko podszedł do niej, złożył na jej czole całusa i wyszedł z domu bez słowa. Ja tylko przytuliłam ją na pożegnanie i powiedziałam tylko:
- On już nie jest na ciebie zły.
    Harry całą drogę nie odezwał się do mnie nawet słowem, co tylko mnie zdołowało, ale wiem, że on w ten sposób próbował się uspokoić i zebrać myśli. Sama byłam zdziwiona tym, co usłyszałam, ale postanowiłam nie dociekać, no chociaż do momentu, kiedy on sam nie będzie chciał mi cokolwiek powiedzieć. Samochód zatrzymał się dopiero pod naszym domem. Wysiadł i otworzył mi drzwi. Po dostaniu się do domu, Harry zdjął kurtkę, zrzucił buty i poszedł od razu do salonu. Po zrobieniu tego samego, poszłam za nim, chcąc dowiedzieć się, czemu mnie olewa. Już mniejsza o to, że miał mnie zabrać na ten koncert...
- Harry, co się stało?
- Nic. - Usiadłam obok niego, przypatrując się jego osobie uważnie.
- Jak to nic, skoro nie odzywasz się od dwóch godzin!
- To nie tak...
- Więc jak?
- Po prostu... Boję się, że jeśli poproszę cię o rękę, ty mi najzwyczajniej w świecie odmówisz.



wtorek, 5 kwietnia 2016

Trzydzieści sześć


    Minął tydzień od tamtych wydarzeń. Jestem już całkowicie zdrowa, nic mi nie dokucza, ani nie boli, więc nie mam na co narzekać. Harry przez te kilka dni stał się dla mnie tak bardzo opiekuńczy, że to aż na dłuższą metę uciążliwe... Ale i tak to w nim uwielbiam. Potrafi wstać wcześnie rano, iść do sklepu po pieczywo, zrobić pyszne śniadanie i jeszcze przynieść mi je do łóżka. Tak jest od dnia, w którym wróciłam do domu. Kazał mi wtedy iść do naszego pokoju i się położyć, a on miał się wszystkim zająć. Zaczynam się powoli do tego przyzwyczajać, a to nie dobrze, bo zrobię się leniwa.
- Harry, daj spokój, nie idź nigdzie, poleż ze mną. - Postanowiłam go dziś zatrzymać przy sobie. Znowu chciał iść zrobić śniadanie, a ja już nie chciałam, by mnie zostawiał samą kolejny ranek.
- Anabell, kochanie, chcę iść zrobić dla ciebie śniadanie - wymruczał, przytulony do mojego brzucha.
- Nie chcę w takim razie tego śniadania. Potem zejdziemy na dół i razem je przygotujemy, a teraz pośpij trochę. - Powiedziałam, głaszcząc jego bujną czuprynę, którą ostatnio skrócił niewiele. Nadal wyglądał w niej zabójczo przystojnie.
- No dobrze, niech ci będzie.  
    Przekręciłam się, chcąc położyć się na boku i tym samym zwalić z siebie głowę Harry' ego, ale on to wykorzystał i pociągnął mnie na siebie  tak, że leżałam na jego brzuchu. Uśmiechnęłam się tylko, cicho wzdychając. Położyłam głowę na jego klace piersiowej, obejmując go w pasie, wsłuchując się w rytmiczne bicie jego serca.
- Bije tylko dla ciebie - usłyszałam zaraz, gdy tylko to zrobiłam.
- A moje dla ciebie.
- Te słowa dużo dla mnie znaczą, wiesz? Bardzo dużo - szepnął, całując mnie we włosy.


- Pójdziesz dziś ze mną na imprezę do Louisa? - zapytał mnie przy konsumowaniu śniadania Harry. W łóżku spędziliśmy jeszcze jakieś pół godziny, a potem poszliśmy zrobić śniadanie. Po tym pytaniu spojrzałam na niego dłużej przez chwilę, analizując jego słowa.
- Impreza?
- Tak. Można powiedzieć, że jego pierwszy wieczór kawalerski - parsknął śmiechem, tym samym wgryzając się w kolejną kanapkę z serem i szynką.
- Jak to wieczór kawalerski? Louis się żeni? - zapytałam zdziwiona tymi słowami.
- Nie tak do końca. Pamiętasz, jak mówiłem ci o tej Danielle?
    Faktycznie, przypomniał mi się dzień, w którym Harry opowiedział mi o Louisie. Jakoś zeszło na jego temat, gdyż chłopak często wymigiwał się od spotkania z resztą kumpli. Harry, jak to Harry powęszył trochę i dowiedział się, ze chłopak ma dziewczynę i bardzo dobrze to przed wszystkimi ukrywał. Zaprosił go potem siłą do nas do domu i wyciągnął od niego potwierdzenie. Chłopak wytłumaczył się, że chciał kiedyś ją nam przedstawić, ale czekał na odpowiedni moment. Nie widziałam wybranki bruneta jeszcze, ale mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi.
- Pamiętam, co z nią?
- No właśnie Louis dla niej robi tą imprezę, przy okazji ją poznasz - wytłumaczył, wstając od stołu i zabierając z niego nasze puste kubki po herbacie i talerzyk po kanapkach.
- Skoro tak, to mogę się zgodzić. O ile ponownie się nie upijesz, jak ostatnio - odpowiedziałam. Wiem, że nie powinnam tego mówić, ale nie mogłam nadal wymazać tego z głowy. I długo mi się to jeszcze nie uda.
- Nie. Nie musisz się martwić. Nie będę pić, bo musimy jeszcze wrócić potem do domu - odpowiedział i włączył zmywarkę, by wykonała swoją pracę.
- Okej.
    Przypomniało mi się o praniu, jak tylko spojrzałam na uruchamiające się urządzenie, które powinnam zrobić już wczoraj, ale Harry wyciągnął mnie na spacer i całkiem o nim zapomniałam, a dochodzi już południe. No i zrobię jakiś szybki obiadek.
- Co zjadłbyś na obiad, Harry? - zapytałam, wstając od stołu i podchodząc do jeden z szafek.
- Ciebie -odpowiedział, tym samym podchodząc do mnie i obejmując mnie w talii od tyłu.
- Harry, pytam serio - westchnęłam i odwróciłam się do niego przodem, by spojrzeć na jego twarz.
- A ja serio odpowiadam promyczku. - Otarł czubkiem swojego nosa o mój, co spotkało się z moim cichym chichotem.
- Harry, no - jęknęłam, przekładając ręce na jego kark i patrzą w oczy.
- Skoro tak chętnie jęczysz mi w kuchni, to może pojęczysz w sypialni?
- Boże, idźże stąd zboczeńcu! - odepchnęłam go żartobliwie od siebie, na co on tylko się zaśmiał głośno.
- Nie pójdę. - Ponownie się do mnie przykleił, całując w policzek. - A zjem spaghetti, tylko wiesz to, które robisz takie pyszne.
    Poruszył jeszcze znacząco brwiami i wyszedł z kuchni. Westchnęłam z uśmiechem i sięgnęłam do szafki, wyjmując z niej opakowanie makaronu, a z drugiej garnek na wodę.

    Do naszego wyjścia było jeszcze pół godziny. Ja byłam gotowa, czekałam tylko na Harry' ego, który stał nad łóżkiem i zastanawiał się, którą z trzech koszul rozłożonych na nim, założyć.
- Załóż tą białą w czarne pasy. - Wskazałam na koszulę z lewego brzegu.
- Tak właśnie myślałem, dziękuję promyczku.
     Mężczyzna zdjął koszulkę od dresu i nałożył wspomnianą koszulę. Podszedł do lustra wbudowanego w drzwi szafy i przeczesał ruchem ręki swoje włosy, które zaraz idealnie się ułożyły.
- Gotowa? - Spojrzał na mnie z góry na dół.
- Tak, czekam tylko na ciebie.
    Wyszliśmy z pokoju, pogasiliśmy światła w całym domu i zamknęliśmy go od zewnątrz, po czym wsiedliśmy do samochodu loczka. Dziesięć minut potem Harry zatrzymał się na posesji Louisa. Przed jego domem stało już kilka aut i słychać było muzykę wydobywającą się z wewnątrz. Weszliśmy do środka przez otwarte drzwi, rozglądając się za gospodarzem tego wydarzenia.
- Hazz, Anabell, świetnie was widzieć.
    Brunet sam nas znalazł, bo pojawił się chwilę potem przed nami, przy boku prowadząc niższą o pół głowy brunetkę. Była ubrana w czarną, błyszczącą sukienkę na ramiączkach i czarne wysokie szpilki. Louis miał na sobie czarne spodnie i białą koszulkę, a na niej czarną, dobrze skrojoną marynarkę. Pasowali do siebie, widać, że łączy ich jakieś uczucie.
- Danielle, poznaj Harry' ego  i Anabell - Louis zapoznał nas ze sobą, by zaraz dodać: - Dobrze, poradzicie sobie jakoś dziewczynki? Zabieram na moment Hazzę.  
- Długo się znacie z Louisem?

    Chłopcy zniknęli dobre pół godziny temu, a ja zdążyłam trochę poznać wybrankę Louisa. Dowiedziałam się, że poznali się dwa lata temu na jakiejś dyskotece, a chodzą ze sobą pół roku. Mimo jej wyniosłego tonu byłą całkiem miła. Tłumaczyłam to sobie tak, że ona już tak ma.
- Tęskniłaś za mną mój promyczku? - usłyszałam nagle za sobą głos Harry' ego, a na talii i poczułam jego ręce.
- Bardzo.
- Jesteście cholernie uroczy! - usłyszeliśmy głos Dan, na co uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Proszę wszystkich o uwagę! - Usłyszeliśmy głos Louisa. Muzyka ucichła. Stał on na jednym ze stołów zapełnionych jedzeniem. Danielle podeszła bliżej niego, stając metr od blatu. - Danielle, to przede wszystkim dla ciebie. - Spojrzał na nią, by potem zeskoczyć ze stołu i podejść do niej bliżej, a potem klęknąć na prawe kolano. - Zamierzałem wygłosić długa przemowę, ale i tak jej nie spamiętałem... Danielle, wyjdziesz za mnie?
   Chłopak wyciągnął z kieszeni małe, czerwone pudełeczko i otworzył je. Był tam pierścionek zaręczynowy! Dziewczyna przyłożyła dłoń do ust i nic nie powiedziała. Nie spodziewała się tego.
- Danielle?
 -Tak idioto!
    Gdy chłopak wstał, od razu rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła. Wszyscy zgromadzeni zaczęli bić brawo gwizdać i krzyczeć, żeby się pocałowali.
- Szkoda, że nie powiedział formułki. Była świetna - usłyszałam Harry' ego za sobą. Spojrzałam na niego kątem oka, czekając, aż coś doda. - No co, pomagałem mu!
- Okej, przecież nic nie mówię.
    Posiedzieliśmy jeszcze potem kilka godzin z narzeczonymi i kumplami Harry' ego i koło pierwszej w nocy wróciliśmy do domu. Padnięci poszliśmy spać.