Zapadła między nami
cisza. Nawet nie wiem, jak ją nazwać. Nie była ani zła, ani dobra. W
końcu postanowiłam się odezwać, bo miałam jej po prostu dość, trwała już
za długo.
- Masz rację, odmówiłabym ci. Ba, wyśmiałabym cię. Nie wiem, jak po tym wszystkim, mogłeś pomyśleć, że się zgodzę!
Wstałam z kanapy,
podchodząc do okna. Nie wyjrzałam przez nie, tylko odwróciłam się, by
widzieć Harry' ego. Moje wypowiedziane słowa, to oczywiście blef, ale
chciałam dać mu nauczkę za to, że miał mnie głęboko w dupie przez
ostatnie godziny. Spojrzałam na bruneta, miał spuszczoną głowę i
przymknięte oczy, co mnie lekko zdziwiło. Myślałam, że wybuchnie,
zacznie krzyczeć, a nawet, że będzie zdolny ponownie mnie uderzyć. Nie
powiem, przez moment przeszła mi taka myśl przez głowę, by pokazać mu w
ten sposób, że nie panuje nad swoimi emocjami, ale szybciej zniknęła,
niż się pojawiła.
- Przepraszam.
On również wstał,
ale wyszedł z salonu. Ruszyłam za nim. Szedł do swojego gabinetu, do
którego moja osoba wstępu nie miała, ale on nawet nie przejął się teraz
zamknięciem drzwi. Widocznie musiały bardzo zaboleć go moje słowa, przez
co zrobiło mi się smutno i byłam zła na siebie, ale wiedziałam, że
zaraz wszystko odkręcę. Zawsze mi się to udawało, z resztą.
- Harry, zaczekaj.
Chwyciłam go za
ramię, zanim zdążył dotrzeć do swojego biurka i fotela, zagnieżdżając
się w nim na resztę wieczoru. Kurczę, nawet nie zauważyłam, że już się
ściemniło!
- Tak? - zapytał i spojrzał na mnie bez wyrazu.
- To ja przepraszam... Nie powinnam cały czas tego wypominać... - Spuściłam wzrok zawstydzona i zła na siebie samą.
Nie powinnam mu o
tym ciągle i ciągle przypominać. To tak, jakbym go torturowała
psychicznie samymi słowami, a przecież tego nie chciałam.
- Nie... Masz całkowite
prawo. Ja cię skrzywdziłem, zrobiłem to w najgorszy możliwy sposób. Nie
dziwię się, że reagujesz w ten sposób - westchnął cicho.
- Spróbuj jeszcze raz -
poprosiłam cicho. Spojrzał na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi. - No
wyduś to pytanie z siebie! - powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Naprawdę?
Jego oczka
rozbłysły, co niezmiernie mnie ucieszyło. Kiwnęłam potakująco. Podszedł
do mnie bliżej o krok, przyciągając mnie do swojego ciała najbardziej,
jak to możliwe. Jego usta znalazły się przy moim prawym uchu i
usłyszałam:
- A więc, czy wyjdziesz
za mnie i przyjmiesz moje nazwisko? - zapytał szeptem, sprawiając, że
dreszcze przeszły wzdłuż moich pleców, patrząc na mnie z niepewnością.
- Tak - odpowiedziałam równie cicho.
Uśmiechnął się
szeroko, wyciągając przed siebie prawą rękę, od razu ją otwierając.
Zobaczyłam w niej małe, charakterystyczne czerwone pudełeczko, a w nim
piękny, srebrny pierścionek z diamencikiem po środku. Zaparło mi dech na
moment, gdy go zobaczyłam, ale w porę się opamiętałam, by nie wyjść na
żądną błyskotek dziewczynę. Był on prostu piękny.
- Harry... Nie...
- Cii... Nic nie mów. To
nic. Ważniejsze są słowa i czyny, niż marna błyskotka. - Wyjął
pierścionek z pudełeczka od razu nakładając go na mój palec. Pasował
idealnie.
- Śliczny - szepnęłam tylko, nadal się w niego wpatrując.
- Wiedziałem, że będzie odpowiedni.
Uśmiechnął się
nieznacznie, obserwując moją reakcję. Po chwili podniósł mój podbródek
do góry, tym samym zmuszając mnie do spojrzenia w jego oczy. Nic nie
powiedział, ale po chwili wpatrywania się w moje oczy, przybliżył swoją
twarz do mojej i złączył nasze usta razem, muskając moje co chwilę
delikatnie swoimi. Robił to tak zmysłowo i spokojnie, że ugięły się pode
mną nogi. Harry wykorzystał to i podniósł mnie, jak pannę młodą. Nasze
spojrzenia się spotkały, gdy przełożyłam ręce przez jego szyję. Nic nie
powiedział, od razu udał się na górę, do naszego pokoju. Otworzył drzwi
ręką, a zamknął je mocnym kopniakiem, przez co zatrzasnęły się z głośnym
stukotem. Przeszedł odcinek do naszego łóżka i położył mnie na nim,
zajmując zaraz miejsce obok mnie. Przekręciłam się na lewy bok, by móc
lepiej widzieć bruneta. Uśmiechnął się do mnie szeroko i powiedział:
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że się zgodziłaś - odpowiedział.
- Moja odpowiedź nie mogłaby być inna Harry.
Przysunęłam się
bliżej do niego, przytulając się do jego ciepłego ciała. On od razu
objął mnie w talii, nie pozwalając się odsunąć. Nawet nie chciałam.
Mogłabym cały czas spędzić w jego ramionach.
- Ale jednak uważałem inaczej - ciągnął dalej temat. - Nie zdziwiłbym się, gdybyś powiedziała nie.
- Hazz, daj już spokój... To nie ma sensu. Chcę już o tym zapomnieć.
- Dobrze, przepraszam - szepnął i cmoknął mnie we włosy.
Okręcił się tak, że
mógł spokojnie wpatrywać się w moją twarz. Skanował ją kilka chwil, by
zaraz po tym, niespodziewanie przycisnąć swoje wargi do moich,
delikatnie na nie napierając. Oddałam pocałunek, rozchylając od razu
usta i tym samym dając mu dostęp. Nie musiał prosić. Poczułam jego dłoń,
która powoli przemieszczała się wzdłuż mojego boku, tworząc przez to
delikatne dreszcze na całym ciele. Jego palce wślizgnęły się pod moją
koszulkę, gładząc niespiesznie skórę na plecach. Mój oddech nieznacznie
przyspieszył. Poczułam, jak podnosi się z łóżka i zajmuje miejsce nade
mną, przenosząc obie dłonie z mojego ciała na poduszki, co poczułam
poprzez nacisk na wspomnianą rzecz. Oczy miałam zamknięte od momentu
pocałunku i nie chciałam ich zbyt wcześnie otwierać. Wolałam skupić się
na jego dotyku.
- Spójrz na mnie Anabell - poprosił cicho.
Jego głos był lekko
zachrypnięty i drżący, przez co poczułam przebiegające po moich plecach
ciarki. Przyznam, że były one całkiem miłe i lubiłam je czuć, gdy ich
powodem był Harry. Wykonałam jego prośbę chwilę potem. Patrzył na mnie
swoimi zielonymi oczami na mnie, będąc całkowicie skupionym na swoich
myślach.
- O czym myślisz? - Odważyłam się zapytać.
- O tym, jak bardzo cię
kocham. O tym, jak bardzo spieprzyłem na starcie. Boję się teraz wykonać
jakikolwiek krok dalej, z myślą, że zaraz mi uciekniesz... Powinienem
być stanowczy, powinienem w tej chwili pokazywać ci, jak bardzo mi na
tobie zależy, jak bardzo cię kocham... Ale nie mogę.
Zakończył swój wywód
wstając ze mnie i siadając na krańcu łóżka. Jego dłonie powędrowały w
jego włosy, szarpiąc za nie mocniej z chwili na chwilę. Westchnęłam i
uczyniłam to samo, siadając obok niego.
- Harry... Ja jestem gotowa - odpowiedziałam. Byłam pewna swoich słów i byłam gotowa na to, co miałoby nadejść.
- Nie! Sama w to nie wierzysz! Mówisz tak, żeby mnie uspokoić, ale prawda jest taka, że zanim zdjąłbym Ci koszulę, uciekłabyś.
- Harry... - Dotknęłam
jego ramienia, przysuwając się bliżej. - Staram się tego nie
rozpamiętywać, bo to nie ma sensu - trzeba iść do przodu.
- A jeśli cię skrzywdzę? Pomyślałaś o tym? Co, jeśli będę cię pieprzył, jak wtedy? Bez żadnych uczuć?
- Harry, jeśli myślisz, że czymś takim mnie przekonasz, to przykro mi bardzo, ale coś ci nie wyszło - stwierdziłam pewnie.
Wstałam z miękkiego
łóżka i poszłam od razu do łazienki. Mniejsza z tym, że nie wzięłam
piżamy, czy bielizny na zmianę, najwyżej wyjdę w ręczniku, żadna nowość.
Zamknęłam za sobą drzwi, zapalając uprzednio światło w łazience.
Stanęłam przed lustrem i przypatrzyłam się sobie. Włosy związane w
kitkę, lekko potargane, twarz zmęczona, policzki zaróżowione. Nic
nowego. To zaczyna być rutyna. Jutro dzień wolny, więc wyjdę może na
jakieś zakupy, może do fryzjera... No i odwiedzę Natty, bo ostatnio
rozmawiałyśmy tylko kilka razy przez telefon. Ma się już całkiem dobrze,
ale zwolnienie ma do końca następnego tygodnia, dobrze jej. Nie chcąc
spędzić tutaj całej nocy, postanowiłam od razu przejść do rzeczy i
znaleźć się szybko pod kołderką.
Po kilku minutowym
prysznicu, wyszłam z kabiny i wytarłam swoje ciało ręcznikiem i owinęłam
się nim. Zajęłam się włosami, dokładnie je susząc i wiążąc w niskiego
koka. Po kolejnych kilku minutach gotowa wyszłam z toalety. W pokoju
zastałam Harry' ego, siedzącego w tej samej pozycji, w jakiej o
zostawiłam. Gdy tylko usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, od razu jego
wzrok padł na mnie. Podniósł się i podszedł bliżej mojej osoby.
- Przepraszam. - Usłyszałam. Nic nie odpowiedziałam. - Bella, powiedz coś.
Bella, pierwszy raz
słyszę to zdrobnienie z jego ust. Nadal nic ni mówiąc, obrałam kolejny
kierunek, jakim była szafa. Wyciągnęłam z niej szarą, do połowy ud
piżamę z jakim motywem i bieliznę, która akurat wpadła mi w ręce - dziś
padło na czarną koronkę, no cóż.
- Dobrze, że chociaż powiedziałeś przepraszam - powiedziałam coś w końcu, jak chciał.
Przepraszam... Tak
naprawdę to było za mało. Chciałam wiedzieć, dlaczego nie chce tego
zrobić. Czemu nagle odeszła mu ochota na seks. Nie wiem, może to ja coś
źle zrobiłam, powiedziałam... Gdy ja jestem gotowa, chcę tego, jestem
pewna, on mi wyjeżdża z tekstem, że mnie skrzywdzi... Nie rozumiem
czasem tego człowieka i wydaje mi się, że nigdy tak do końca go nie
zrozumiem. Westchnęłam ponownie, stając na środku pokoju z ubraniami w
ręku, nie wiedząc, czy coś dodać, czy zniknąć w łazience i się przebrać.
-Anabell, zaczekaj. -
Chwycił mnie za rękę, zatrzymując, jak przechodziłam obok niego,
kierując się do łazienki w celu przebrania.
- Harry, nie rozumiem
cię. Na co dzień, co pięć minut rzucasz podtekstami i tak dalej, ale gdy
przychodzi co do czego i ja w końcu przemogłam się i wyraziłam zgodę,
ty mi tak po prostu mówisz, że możesz mnie skrzywdzić i nie wiadomo co
jeszcze? Co jest z tobą nie tak, Harry?
Wyszarpnęłam rękę z
jego uchwytu i pomaszerowałam do łazienki, zakluczając się od razu.
Usiadłam na zamkniętej klapie od klozetu i odetchnęłam powoli. Naprawdę
nic nie rozumiem. Może on ma kogoś na boku? Czekał na mnie tyle czasu,
aż w końcu miał dość...
- Anabell, porozmawiajmy - usłyszałam jego głos po drugiej stronie drzwi.
Mogę się założyć, ze
w tej chwili jego głowa i dłonie oparte są o drewnianej powłoce, co
kilka chwil zaciskając się w pięści.
- Poczekaj chwilę - powiedziałam głośniej, wstając z mojego tymczasowego siedzenia.
Szybko zdjęłam
ręcznik i nałożyłam ubranie. Przejrzałam się jeszcze w lustrze,
powiesiłam ręcznik na grzejniku i wyszłam z pomieszczenia. Harry czekał
na mnie, stojąc centralnie przed drzwiami.
- Słucham więc. - Założyłam ręce na piersi i czekałam, aż zacznie.
- Usiądź. - Chwycił mnie
za łokieć i poprowadził do łóżka. Usiałam według jego polecenia i
popatrzyłam na niego wyczekująco, gdy i on zajął miejsce obok mnie,
łącząc nasze dłonie razem. - No?
- Poczekajmy z tym, co? Nie chcę, żebyś podejmowała decyzję wbrew sobie, czy tylko dlatego, że ci się oświadczyłem...
- Nawet mi to przez myśl
nie przeszło, wiesz? Czuję w sobie, że to odpowiedni czas, że się uda, a
ty wszystko komplikujesz - powiedziałam, poprawiając się, poprzez
oparcie się o poduszkę, tym samym, wyjmując dłoń z jego ręki.
- Nie wiem, co powiedzieć.
- Dobrze, skoro tak
bardzo chcesz, to możemy to odłożyć, tylko następnym razem zabierz się
do roboty, a nie marudź - powiedziałam szybko, chowając twarz w dłonie,
po moich słowach.
- Oczywiście, nic nam nie przeszkodzi - stwierdził i pociągnął mnie na siebie, kładąc się na łóżku.