wtorek, 26 kwietnia 2016

Trzydzieści osiem

   Zapadła między nami cisza. Nawet nie wiem, jak ją nazwać. Nie była ani zła, ani dobra. W końcu postanowiłam się odezwać, bo miałam jej po prostu dość, trwała już za długo.
- Masz rację, odmówiłabym ci. Ba, wyśmiałabym cię. Nie wiem, jak po tym wszystkim, mogłeś pomyśleć, że się zgodzę!
    Wstałam z kanapy, podchodząc do okna. Nie wyjrzałam przez nie, tylko odwróciłam się, by widzieć Harry' ego. Moje wypowiedziane słowa, to oczywiście blef, ale chciałam dać mu nauczkę za to, że miał mnie głęboko w dupie przez ostatnie godziny. Spojrzałam na bruneta, miał spuszczoną głowę i przymknięte oczy, co mnie lekko zdziwiło. Myślałam, że wybuchnie, zacznie krzyczeć, a nawet, że będzie zdolny ponownie mnie uderzyć. Nie powiem, przez moment przeszła mi taka myśl przez głowę, by pokazać mu w ten sposób, że nie panuje nad swoimi emocjami, ale szybciej zniknęła, niż się pojawiła.
- Przepraszam.
    On również wstał, ale wyszedł z salonu. Ruszyłam za nim. Szedł do swojego gabinetu, do którego moja osoba wstępu nie miała, ale on nawet nie przejął się teraz zamknięciem drzwi. Widocznie musiały bardzo zaboleć go moje słowa, przez co zrobiło mi się smutno i byłam zła na siebie, ale wiedziałam, że zaraz wszystko odkręcę. Zawsze mi się to udawało, z resztą.
- Harry, zaczekaj.
    Chwyciłam go za ramię, zanim zdążył dotrzeć do swojego biurka i fotela, zagnieżdżając się w nim na resztę wieczoru. Kurczę, nawet nie zauważyłam, że już się ściemniło!
- Tak? - zapytał i spojrzał na mnie bez wyrazu.
- To ja przepraszam... Nie powinnam cały czas tego wypominać... - Spuściłam wzrok zawstydzona i zła na siebie samą.
    Nie powinnam mu o tym ciągle i ciągle przypominać. To tak, jakbym go torturowała psychicznie samymi słowami, a przecież tego nie chciałam.
- Nie... Masz całkowite prawo. Ja cię skrzywdziłem, zrobiłem to w najgorszy możliwy sposób. Nie dziwię się, że reagujesz w ten sposób - westchnął cicho.
- Spróbuj jeszcze raz - poprosiłam cicho. Spojrzał na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi. - No wyduś to pytanie z siebie! - powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- Naprawdę?
    Jego oczka rozbłysły, co niezmiernie mnie ucieszyło. Kiwnęłam potakująco. Podszedł do mnie bliżej o krok, przyciągając mnie do swojego ciała najbardziej, jak to możliwe. Jego usta znalazły się przy moim prawym uchu i usłyszałam:
- A więc, czy wyjdziesz za mnie i przyjmiesz moje nazwisko? - zapytał szeptem, sprawiając, że dreszcze przeszły wzdłuż moich pleców, patrząc na mnie z niepewnością.
- Tak - odpowiedziałam równie cicho.
    Uśmiechnął się szeroko, wyciągając przed siebie prawą rękę, od razu ją otwierając. Zobaczyłam w niej małe, charakterystyczne czerwone pudełeczko, a w nim piękny, srebrny pierścionek z diamencikiem po środku. Zaparło mi dech na moment, gdy go zobaczyłam, ale w porę się opamiętałam, by nie wyjść na żądną błyskotek dziewczynę. Był on prostu piękny.
- Harry... Nie...
- Cii... Nic nie mów. To nic. Ważniejsze są słowa i czyny, niż marna błyskotka. - Wyjął pierścionek z pudełeczka od razu nakładając go na mój palec. Pasował idealnie.
- Śliczny - szepnęłam tylko, nadal się w niego wpatrując.
- Wiedziałem, że będzie odpowiedni.
    Uśmiechnął się nieznacznie, obserwując moją reakcję. Po chwili podniósł mój podbródek do góry, tym samym zmuszając mnie do spojrzenia w jego oczy. Nic nie powiedział, ale po chwili wpatrywania się w moje oczy, przybliżył swoją twarz do mojej i złączył nasze usta razem, muskając moje co chwilę delikatnie swoimi. Robił to tak zmysłowo i spokojnie, że ugięły się pode mną nogi. Harry wykorzystał to i podniósł mnie, jak pannę młodą. Nasze spojrzenia się spotkały, gdy przełożyłam ręce przez jego szyję. Nic nie powiedział, od razu udał się na górę, do naszego pokoju. Otworzył drzwi ręką, a zamknął je mocnym kopniakiem, przez co zatrzasnęły się z głośnym stukotem. Przeszedł odcinek do naszego łóżka i położył mnie na nim, zajmując zaraz miejsce obok mnie. Przekręciłam się na lewy bok, by móc lepiej widzieć bruneta. Uśmiechnął się do mnie szeroko i powiedział:
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że się zgodziłaś - odpowiedział.
- Moja odpowiedź nie mogłaby być inna Harry.
    Przysunęłam się bliżej do niego, przytulając się do jego ciepłego ciała. On od razu objął mnie w talii, nie pozwalając się odsunąć. Nawet nie chciałam. Mogłabym cały czas spędzić w jego ramionach.
- Ale jednak uważałem inaczej - ciągnął dalej temat. - Nie zdziwiłbym się, gdybyś powiedziała nie.
- Hazz, daj już spokój... To nie ma sensu. Chcę już o tym zapomnieć.
- Dobrze, przepraszam - szepnął i cmoknął mnie we włosy.
    Okręcił się tak, że mógł spokojnie wpatrywać się w moją twarz. Skanował ją kilka chwil, by zaraz po tym, niespodziewanie przycisnąć swoje wargi do moich, delikatnie na nie napierając. Oddałam pocałunek, rozchylając od razu usta i tym samym dając mu dostęp. Nie musiał prosić. Poczułam jego dłoń, która powoli przemieszczała się wzdłuż mojego boku, tworząc przez to delikatne dreszcze na całym ciele. Jego palce wślizgnęły się pod moją koszulkę, gładząc niespiesznie skórę na plecach. Mój oddech nieznacznie przyspieszył. Poczułam, jak podnosi się z łóżka i zajmuje miejsce nade mną, przenosząc obie dłonie z mojego ciała na poduszki, co poczułam poprzez nacisk na wspomnianą rzecz. Oczy miałam zamknięte od momentu pocałunku i nie chciałam ich zbyt wcześnie otwierać. Wolałam skupić się na jego dotyku.
- Spójrz na mnie Anabell - poprosił cicho.
     Jego głos był lekko zachrypnięty i drżący, przez co poczułam przebiegające po moich plecach ciarki. Przyznam, że były one całkiem miłe i lubiłam je czuć, gdy ich powodem był Harry. Wykonałam jego prośbę chwilę potem. Patrzył na mnie swoimi zielonymi oczami na mnie, będąc całkowicie skupionym na swoich myślach.
- O czym myślisz? - Odważyłam się zapytać.
- O tym, jak bardzo cię kocham. O tym, jak bardzo spieprzyłem na starcie. Boję się teraz wykonać jakikolwiek krok dalej, z myślą, że zaraz mi uciekniesz... Powinienem być stanowczy, powinienem w tej chwili pokazywać ci, jak bardzo mi na tobie zależy, jak bardzo cię kocham... Ale nie mogę.
    Zakończył swój wywód wstając ze mnie i siadając na krańcu łóżka. Jego dłonie powędrowały w jego włosy, szarpiąc za nie mocniej z chwili na chwilę. Westchnęłam i uczyniłam to samo, siadając obok niego.
- Harry... Ja jestem gotowa - odpowiedziałam. Byłam pewna swoich słów i byłam gotowa na to, co miałoby nadejść.
- Nie! Sama w to nie wierzysz! Mówisz tak, żeby mnie uspokoić, ale prawda jest taka, że zanim zdjąłbym Ci koszulę, uciekłabyś.
- Harry... - Dotknęłam jego ramienia, przysuwając się bliżej. - Staram się tego nie rozpamiętywać, bo to nie ma sensu - trzeba iść do przodu.
- A jeśli cię skrzywdzę? Pomyślałaś o tym? Co, jeśli będę cię pieprzył, jak wtedy? Bez żadnych uczuć?
- Harry, jeśli myślisz, że czymś takim mnie przekonasz, to przykro mi bardzo, ale coś ci nie wyszło - stwierdziłam pewnie.
    Wstałam z miękkiego łóżka i poszłam od razu do łazienki. Mniejsza z tym, że nie wzięłam piżamy, czy bielizny na zmianę, najwyżej wyjdę w ręczniku, żadna nowość. Zamknęłam za sobą drzwi, zapalając uprzednio światło w łazience. Stanęłam przed lustrem i przypatrzyłam się sobie. Włosy związane w kitkę, lekko potargane, twarz zmęczona, policzki zaróżowione. Nic nowego. To zaczyna być rutyna. Jutro dzień wolny, więc wyjdę może na jakieś zakupy, może do fryzjera... No i odwiedzę Natty, bo ostatnio rozmawiałyśmy tylko kilka razy przez telefon. Ma się już całkiem dobrze, ale zwolnienie ma do końca następnego tygodnia, dobrze jej. Nie chcąc spędzić tutaj całej nocy, postanowiłam od razu przejść do rzeczy i znaleźć się szybko pod kołderką.
    Po kilku minutowym prysznicu, wyszłam z kabiny i wytarłam swoje ciało ręcznikiem i owinęłam się nim. Zajęłam się włosami, dokładnie je susząc i wiążąc w niskiego koka. Po kolejnych kilku minutach gotowa wyszłam z toalety. W pokoju zastałam Harry' ego, siedzącego w tej samej pozycji, w jakiej o zostawiłam. Gdy tylko usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, od razu jego wzrok padł na mnie. Podniósł się i podszedł bliżej mojej osoby.
- Przepraszam. - Usłyszałam. Nic nie odpowiedziałam. - Bella, powiedz coś.
    Bella, pierwszy raz słyszę to zdrobnienie z jego ust. Nadal nic ni mówiąc, obrałam kolejny kierunek, jakim była szafa. Wyciągnęłam z niej szarą, do połowy ud piżamę z jakim motywem i bieliznę, która akurat wpadła mi w ręce - dziś padło na czarną koronkę, no cóż.
- Dobrze, że chociaż powiedziałeś przepraszam - powiedziałam coś w końcu, jak chciał.
    Przepraszam... Tak naprawdę to było za mało. Chciałam wiedzieć, dlaczego nie chce tego zrobić. Czemu nagle odeszła mu ochota na seks. Nie wiem, może to ja coś źle zrobiłam, powiedziałam... Gdy ja jestem gotowa, chcę tego, jestem pewna, on mi wyjeżdża z tekstem, że mnie skrzywdzi... Nie rozumiem czasem tego człowieka i wydaje mi się, że nigdy tak do końca go nie zrozumiem. Westchnęłam ponownie, stając na środku pokoju z ubraniami w ręku, nie wiedząc, czy coś dodać, czy zniknąć w łazience i się przebrać.
-Anabell, zaczekaj. - Chwycił mnie za rękę, zatrzymując, jak przechodziłam obok niego, kierując się do łazienki w celu przebrania.
- Harry, nie rozumiem cię. Na co dzień, co pięć minut rzucasz podtekstami i tak dalej, ale gdy przychodzi co do czego i ja w końcu przemogłam się i wyraziłam zgodę, ty mi tak po prostu mówisz, że możesz mnie skrzywdzić i nie wiadomo co jeszcze? Co jest z tobą nie tak, Harry?
    Wyszarpnęłam rękę z jego uchwytu i pomaszerowałam do łazienki, zakluczając się od razu. Usiadłam na zamkniętej klapie od klozetu i odetchnęłam powoli. Naprawdę nic nie rozumiem. Może on ma kogoś na boku? Czekał na mnie tyle czasu, aż w końcu miał dość...
- Anabell, porozmawiajmy - usłyszałam jego głos po drugiej stronie drzwi.
    Mogę się założyć, ze w tej chwili jego głowa i dłonie oparte są o drewnianej powłoce, co kilka chwil zaciskając się w pięści.
- Poczekaj chwilę - powiedziałam głośniej, wstając z mojego tymczasowego siedzenia.
    Szybko zdjęłam ręcznik i nałożyłam ubranie. Przejrzałam się jeszcze w lustrze, powiesiłam ręcznik na grzejniku i wyszłam z pomieszczenia. Harry czekał na mnie, stojąc centralnie przed drzwiami.
- Słucham więc. - Założyłam ręce na piersi i czekałam, aż zacznie.
- Usiądź. - Chwycił mnie za łokieć i poprowadził do łóżka. Usiałam według jego polecenia i popatrzyłam na niego wyczekująco, gdy i on zajął miejsce obok mnie, łącząc nasze dłonie razem. - No?
- Poczekajmy z tym, co? Nie chcę, żebyś podejmowała decyzję wbrew sobie, czy tylko dlatego, że ci się oświadczyłem...
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło, wiesz? Czuję w sobie, że to odpowiedni czas, że się uda, a ty wszystko komplikujesz - powiedziałam, poprawiając się, poprzez oparcie się o poduszkę, tym samym, wyjmując dłoń z jego ręki.
- Nie wiem, co powiedzieć.
- Dobrze, skoro tak bardzo chcesz, to możemy to odłożyć, tylko następnym razem zabierz się do roboty, a nie marudź - powiedziałam szybko, chowając twarz w dłonie, po moich słowach.
- Oczywiście, nic nam nie przeszkodzi - stwierdził i pociągnął mnie na siebie, kładąc się na łóżku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz