Ten rozdział dedykuję każdemu z was!
Obudziłam się z
uczuciem bólu brzucha. Nic, co jadłam wczoraj mi nie zaszkodziło by
najmniej, więc zostaje jedna opcja, którą potwierdziłam chwilę potem w
łazience.
- Hej kocie - usłyszałam chrypkę Harry' ego przy swoim uchu, gdy jak co dzień witał mnie rano w kuchni.
- Hej - odpowiedziałam cicho, wydostając się z jego ramion i sięgając po chleb kupiony wczoraj.
Położyłam na stolę
chleb i dużą patelnię z jajecznicą z kabanosami, którą lubi Harry, po
czym sama usiadłam przy stole nakładając sobie trochę na mały talerzyk.
- Ciche dni czy okres? - zapytał, robiąc to samo po chwili. Spojrzałam na niego spod rzęs, nie odpowiadając od razu.
- Jedno i drugie.
- Kurwa, czyli muszę się szybko ulotnić - parsknął śmiechem.
- Zabawne.
- Kotku, no nie złość się.
Wstał i podszedł do
mnie, obejmując moją szyję. Westchnęłam tylko, ale wtuliłam się w jego
ręce. Lubię w nim to, że jest spokojny i nie próbuje mnie pocieszać
bezsensownie.
- Przepraszam.
- Nie masz za co, rozumiem.
Cmoknął mnie jeszcze
przelotnie w usta i wrócił na swoje miejsce na przeciw mnie. Zabrał
swój talerzyk i nałożył na niego trochę ciepłej jajecznicy, stawiając go
zaraz przed sobą.
- Dziękuję.
W podziękowaniu
uśmiechnęłam się do niego słabo, co oddał dwa razy mocniej. Faceci mają
dobrze - nie muszą znosić tego bólu i nie przejmują się zbytnio światem
dookoła, jeśli zajmują się czymś innym.
- Wiesz, miałem plany na
dzisiejszy dzień, ale jeśli czujesz się tak bardzo rozbita, to może
jednak odłożę to na inny dzień - mruknął pod nosem, ledwo go
zrozumiałam, dlatego zapytałam, chcąc wiedzieć, o co chodzi.
- Jakie plany?
- A takie tam. Nie ważne. - Wstał i zaniósł brudny talerzyk do zmywarki.
- Harry, powiedz mi - poprosiłam, patrząc na niego błagalnie, jak tylko ponownie zajął miejsce przede mną.
- Eh, chciałem zabrać cię wieczorem na koncert, a wcześniej, do mamy na obiad - powiedział w końcu.
- Na koncert? Czyj? - Ożywiłam się.
- Nie powiem ci, ale wcześniej zabrałbym cię do mamy.
- No to jedziemy! Chętnie znów zobaczę twoją mamę.
- Ale... Przed chwilą jeszcze źle się czułaś... - zaczął zdezorientowany.
- Ale to nie zmienia faktu, że chcę jechać do twojej mamy - odpowiedziałam stanowczo. Sama wstałam i z pustym brudnym naczyniem udałam się do zmywarki, w której znalazł się i mój kubek po herbacie.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to muszę zadzwonić do mamy i powiedzieć, że jednak przyjedziemy.
Wychodząc z kuchni,
przelotnie jeszcze cmoknął mnie w policzek, przez co znalazłam się na
wyższym poziomie dobrego samopoczucia. Nie wiem, jak on to robi, ale
byle gestem sprawia, że z każdym jego dotykiem czuję się lepiej.
Jakiś czas potem jechaliśmy do mamy Harry' ego. Nagle przypomniało mi się coś, na co nie dostałam odpowiedzi kiedyś.
- Hazz, mogę o coś zapytać? - Spojrzałam na niego. Skupiony patrzył na drogę.
- Jasne. - Spojrzał na mnie przelotnie i wrócił do kontrolowania jazdy.
- Bo... Nurtuje mnie jedna rzecz...
- Jaka kochanie?
- Od kiedy wiesz, że nie
jesteś synem Annie? - wydusiłam, bojąc się jego reakcji. No bo nie
wiedziałam, czy zareaguje krzykiem, czy czymkolwiek innym.
- Sam nie wiem. Raz
siedzieliśmy w kuchni, rozmawiając o czymś i to tak nagle na mnie
spadło. Po prostu. Połączyłem pewne fakty i dotarło do mnie to, co
ukrywała przede mną tyle lat. Wiem może z rok albo półtora. - Wzruszył
ramionami.
- Czemu więc jej tego nie powiedziałeś? Czemu nie przyznałeś się, że wiesz?
- Nie chcę robić jej
przykrości. Od razu pewnie dociekałbym, kim jest moja biologiczna matka,
tym samym raniąc Annie. Nie chcę tego. Uważam Annie za moją matkę i tak
ma zostać, chyba, że sama będzie chciała mi o tym powiedzieć.
- Myślę, że to dobre rozwiązanie. - Przytaknęłam.
- Najlepsze kocie. - Jego dłoń znalazła się na moim udzie, lekko go pocierając. - Zaraz będziemy na miejscu.
Przytaknęłam i oparłam głowę o wezgłówek fotela, zamykając oczy. Nie wiem kiedy zasnęłam.
- Anabell, pobudka.
Skądś dochodził do
mnie głos Harry' ego. Otworzyłam powoli oczy i mój wzrok zatrzymał się
na twarzy bruneta, który wpatrywał się we mnie ze skupieniem. Jak tylko
zobaczył, że się obudziłam, uśmiechnął się szeroko. Podniosłam się do
siadu, gdyż fotel, na którym wcześniej siedziałam, w tej chwili tył
maksymalnie opuszczony do tyłu, przez co mogłam spokojnie się zdrzemnąć.
- Dzięki - powiedziałam.
Od razu wysiadłam z
auta, ponieważ zobaczyłam za plecami Harry' ego mały skromny domek
jednorodzinny. Czyli to tutaj wychowywał się Hazz. Chłopak od razu
chwycił moją dłoń w swoją i powolnymi krokami udaliśmy się do drzwi
frontowych domu. Brunet użył dzwonka, który wydał charakterystyczne
powiadomieni i pozostało nam czekać.
- Dzieci! - Doszedł do mnie uradowany głos Annie, zaraz po otworzeniu nam drzwi.
- Cześć mamo. - Harry przywitał się z kobietą, gdy ta przyciągnęła go do siebie w uścisku.
- No witaj syneczku -
powiedziała, odsuwając się od niego na kilka centymetrów, by zaraz, bez
żadnego ostrzeżenia, zrobić to samo ze mną. - Cześć Anabell. Wchodźcie,
wchodźcie.
Znaleźliśmy się w
wąskim, ale ładnie urządzonym korytarzu. Ściany miały kolor beżowy, na
jednej z nich, po mojej prawej stronie zauważyłam jedno wiszące zdjęcie,
ale nie przyjrzałam się mu, gdyż Harry odebrał ode mnie płaszcz i
poprowadził do innego pomieszczenia, jakim okazała się kuchnia. Była
dosyć duża i przestrzenna. Przy oknie stał prostokątny brązowy stół,
okryty białym bieżnikiem. Harry pociągnął mnie do niego, odsuwając jedno
z trzech brązowych krzesełek.
- Napijecie się może herbaty?Harry, ty chcesz kawę? - Mama mężczyzny od razu zadała pytanie, nastawiając wodę w czajniku.
- Ja poproszę herbatę - odpowiedziałam.
Kobieta uśmiechnęła się promiennie na moje słowa i wyciągnęła puszkę z różnymi napisami, w tym coffee, tea, wyjmując z niej jedną saszetkę.
- Tak mamuś, poproszę
kawusię. - Hazz wyszczerzył się do kobiety, na co zareagowała głośnym
śmiechem i pokiwaniem głową z politowaniem.
- Oczywiście.
Kilka minut potem usiadła z nami przy stole, podając obiad i pytając od razu o wszystko jak leci.
- Tak mamo, rozglądam się za pracą, przecież wiesz - westchnął chłopak, gdy usłyszał to samo pytanie trzeci raz.
- Harry, dziecko, ty mi to mówisz kolejny raz przy naszym kolejnym spotkaniu.
Jego mama również
westchnęła. Jeżeli oni zaraz się nie pokłócą, to będzie cud. Ja siedzę i
spokojnie się im przysłuchuję, powoli popijając herbatkę po pysznym
obiedzie.
- Anabell, powiedz mi,
Harry już ci się oświadczył? - To pytanie skierowała do mnie.
Zakrztusiłam się napojem, który właśnie miałam
przełknąć.
- C... Co?
- No tak. Myślałam, że w końcu się zdecydował. Nadszedł w końcu na to czas. Ile będziesz jeszcze czekał Harry?
Ponownie jej wzrok
utkwił w brunecie, który nie wiedział, gdzie spojrzeć. Współczułam mu,
być pod odstrzałem matki... W ogóle, on miał mi się oświadczyć?! Czemu
ja o niczym nie wiem? Czemu ja nic nie wiem?
- Daj spokój mamo... To
miała być tajemnica. - Pokręcił tylko głową i wstał. - Może będzie
lepiej, jak już wrócimy do domu. Anabell, chodź.
Wstałam za nim i skierowaliśmy się w stronę korytarza. Usłyszałam, jak kobieta ruszyła za nami.
- Harry, no nie gniewaj się. Nie wiedziałam z resztą, że ma nie wiedzieć - wytłumaczyła się, patrząc, jak się ubieramy.
- Dobrze, niech ci będzie, ale i tak musimy wracać...
- Harry, zostańcie
jeszcze - poprosiła, ale chłopak tylko podszedł do niej, złożył na jej
czole całusa i wyszedł z domu bez słowa. Ja tylko przytuliłam ją na
pożegnanie i powiedziałam tylko:
- On już nie jest na ciebie zły.
Harry całą drogę nie
odezwał się do mnie nawet słowem, co tylko mnie zdołowało, ale wiem, że
on w ten sposób próbował się uspokoić i zebrać myśli. Sama byłam
zdziwiona tym, co usłyszałam, ale postanowiłam nie dociekać, no chociaż
do momentu, kiedy on sam nie będzie chciał mi cokolwiek powiedzieć.
Samochód zatrzymał się dopiero pod naszym domem. Wysiadł i otworzył mi
drzwi. Po dostaniu się do domu, Harry zdjął kurtkę, zrzucił buty i
poszedł od razu do salonu. Po zrobieniu tego samego, poszłam za nim,
chcąc dowiedzieć się, czemu mnie olewa. Już mniejsza o to, że miał mnie
zabrać na ten koncert...
- Harry, co się stało?
- Nic. - Usiadłam obok niego, przypatrując się jego osobie uważnie.
- Jak to nic, skoro nie odzywasz się od dwóch godzin!
- To nie tak...
- Więc jak?
- Po prostu... Boję się, że jeśli poproszę cię o rękę, ty mi najzwyczajniej w świecie odmówisz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz