Minął tydzień od
tamtych wydarzeń. Jestem już całkowicie zdrowa, nic mi nie dokucza, ani
nie boli, więc nie mam na co narzekać. Harry przez te kilka dni stał się
dla mnie tak bardzo opiekuńczy, że to aż na dłuższą metę uciążliwe...
Ale i tak to w nim uwielbiam. Potrafi wstać wcześnie rano, iść do sklepu
po pieczywo, zrobić pyszne śniadanie i jeszcze przynieść mi je do
łóżka. Tak jest od dnia, w którym wróciłam do domu. Kazał mi wtedy iść
do naszego pokoju i się położyć, a on miał się wszystkim zająć. Zaczynam
się powoli do tego przyzwyczajać, a to nie dobrze, bo zrobię się
leniwa.
- Harry, daj spokój, nie
idź nigdzie, poleż ze mną. - Postanowiłam go dziś zatrzymać przy sobie.
Znowu chciał iść zrobić śniadanie, a ja już nie chciałam, by mnie
zostawiał samą kolejny ranek.
- Anabell, kochanie, chcę iść zrobić dla ciebie śniadanie - wymruczał, przytulony do mojego brzucha.
- Nie chcę w takim razie
tego śniadania. Potem zejdziemy na dół i razem je przygotujemy, a teraz
pośpij trochę. - Powiedziałam, głaszcząc jego bujną czuprynę, którą
ostatnio skrócił niewiele. Nadal wyglądał w niej zabójczo przystojnie.
- No dobrze, niech ci będzie.
Przekręciłam się,
chcąc położyć się na boku i tym samym zwalić z siebie głowę Harry' ego,
ale on to wykorzystał i pociągnął mnie na siebie tak, że leżałam na
jego brzuchu. Uśmiechnęłam się tylko, cicho wzdychając. Położyłam głowę
na jego klace piersiowej, obejmując go w pasie, wsłuchując się w
rytmiczne bicie jego serca.
- Bije tylko dla ciebie - usłyszałam zaraz, gdy tylko to zrobiłam.
- A moje dla ciebie.
- Te słowa dużo dla mnie znaczą, wiesz? Bardzo dużo - szepnął, całując mnie we włosy.
- Pójdziesz dziś ze mną
na imprezę do Louisa? - zapytał mnie przy konsumowaniu śniadania Harry. W
łóżku spędziliśmy jeszcze jakieś pół godziny, a potem poszliśmy zrobić
śniadanie. Po tym pytaniu spojrzałam na niego dłużej przez chwilę,
analizując jego słowa.
- Impreza?
- Tak. Można powiedzieć,
że jego pierwszy wieczór kawalerski - parsknął śmiechem, tym samym
wgryzając się w kolejną kanapkę z serem i szynką.
- Jak to wieczór kawalerski? Louis się żeni? - zapytałam zdziwiona tymi słowami.
- Nie tak do końca. Pamiętasz, jak mówiłem ci o tej Danielle?
Faktycznie,
przypomniał mi się dzień, w którym Harry opowiedział mi o Louisie. Jakoś
zeszło na jego temat, gdyż chłopak często wymigiwał się od spotkania z
resztą kumpli. Harry, jak to Harry powęszył trochę i dowiedział się, ze
chłopak ma dziewczynę i bardzo dobrze to przed wszystkimi ukrywał.
Zaprosił go potem siłą do nas do domu i wyciągnął od niego
potwierdzenie. Chłopak wytłumaczył się, że chciał kiedyś ją nam
przedstawić, ale czekał na odpowiedni moment. Nie widziałam wybranki
bruneta jeszcze, ale mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi.
- Pamiętam, co z nią?
- No właśnie Louis dla
niej robi tą imprezę, przy okazji ją poznasz - wytłumaczył, wstając od
stołu i zabierając z niego nasze puste kubki po herbacie i talerzyk po
kanapkach.
- Skoro tak, to mogę się
zgodzić. O ile ponownie się nie upijesz, jak ostatnio - odpowiedziałam.
Wiem, że nie powinnam tego mówić, ale nie mogłam nadal wymazać tego z
głowy. I długo mi się to jeszcze nie uda.
- Nie. Nie musisz się
martwić. Nie będę pić, bo musimy jeszcze wrócić potem do domu -
odpowiedział i włączył zmywarkę, by wykonała swoją pracę.
- Okej.
Przypomniało mi się o
praniu, jak tylko spojrzałam na uruchamiające się urządzenie, które
powinnam zrobić już wczoraj, ale Harry wyciągnął mnie na spacer i
całkiem o nim zapomniałam, a dochodzi już południe. No i zrobię jakiś
szybki obiadek.
- Co zjadłbyś na obiad, Harry? - zapytałam, wstając od stołu i podchodząc do jeden z szafek.
- Ciebie -odpowiedział, tym samym podchodząc do mnie i obejmując mnie w talii od tyłu.
- Harry, pytam serio - westchnęłam i odwróciłam się do niego przodem, by spojrzeć na jego twarz.
- A ja serio odpowiadam promyczku. - Otarł czubkiem swojego nosa o mój, co spotkało się z moim cichym chichotem.
- Harry, no - jęknęłam, przekładając ręce na jego kark i patrzą w oczy.
- Skoro tak chętnie jęczysz mi w kuchni, to może pojęczysz w sypialni?
- Boże, idźże stąd zboczeńcu! - odepchnęłam go żartobliwie od siebie, na co on tylko się zaśmiał głośno.
- Nie pójdę. - Ponownie
się do mnie przykleił, całując w policzek. - A zjem spaghetti, tylko
wiesz to, które robisz takie pyszne.
Poruszył jeszcze
znacząco brwiami i wyszedł z kuchni. Westchnęłam z uśmiechem i sięgnęłam
do szafki, wyjmując z niej opakowanie makaronu, a z drugiej garnek na
wodę.
Do naszego wyjścia
było jeszcze pół godziny. Ja byłam gotowa, czekałam tylko na Harry' ego,
który stał nad łóżkiem i zastanawiał się, którą z trzech koszul
rozłożonych na nim, założyć.
- Załóż tą białą w czarne pasy. - Wskazałam na koszulę z lewego brzegu.
- Tak właśnie myślałem, dziękuję promyczku.
Mężczyzna zdjął
koszulkę od dresu i nałożył wspomnianą koszulę. Podszedł do lustra
wbudowanego w drzwi szafy i przeczesał ruchem ręki swoje włosy, które
zaraz idealnie się ułożyły.
- Gotowa? - Spojrzał na mnie z góry na dół.
- Tak, czekam tylko na ciebie.
Wyszliśmy z pokoju,
pogasiliśmy światła w całym domu i zamknęliśmy go od zewnątrz, po czym
wsiedliśmy do samochodu loczka. Dziesięć minut potem Harry zatrzymał się
na posesji Louisa. Przed jego domem stało już kilka aut i słychać było
muzykę wydobywającą się z wewnątrz. Weszliśmy do środka przez otwarte
drzwi, rozglądając się za gospodarzem tego wydarzenia.
- Hazz, Anabell, świetnie was widzieć.
Brunet sam nas
znalazł, bo pojawił się chwilę potem przed nami, przy boku prowadząc
niższą o pół głowy brunetkę. Była ubrana w czarną, błyszczącą sukienkę
na ramiączkach i czarne wysokie szpilki. Louis miał na sobie czarne
spodnie i białą koszulkę, a na niej czarną, dobrze skrojoną marynarkę.
Pasowali do siebie, widać, że łączy ich jakieś uczucie.
- Danielle, poznaj
Harry' ego i Anabell - Louis zapoznał nas ze sobą, by zaraz dodać: -
Dobrze, poradzicie sobie jakoś dziewczynki? Zabieram na moment Hazzę.
- Długo się znacie z Louisem?
Chłopcy zniknęli
dobre pół godziny temu, a ja zdążyłam trochę poznać wybrankę Louisa.
Dowiedziałam się, że poznali się dwa lata temu na jakiejś dyskotece, a
chodzą ze sobą pół roku. Mimo jej wyniosłego tonu byłą całkiem miła.
Tłumaczyłam to sobie tak, że ona już tak ma.
- Tęskniłaś za mną mój promyczku? - usłyszałam nagle za sobą głos Harry' ego, a na talii i poczułam jego ręce.
- Bardzo.
- Jesteście cholernie uroczy! - usłyszeliśmy głos Dan, na co uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Proszę wszystkich o
uwagę! - Usłyszeliśmy głos Louisa. Muzyka ucichła. Stał on na jednym ze
stołów zapełnionych jedzeniem. Danielle podeszła bliżej niego, stając
metr od blatu. - Danielle, to przede wszystkim dla ciebie. - Spojrzał na
nią, by potem zeskoczyć ze stołu i podejść do niej bliżej, a potem
klęknąć na prawe kolano. - Zamierzałem wygłosić długa przemowę, ale i
tak jej nie spamiętałem... Danielle, wyjdziesz za mnie?
Chłopak wyciągnął z
kieszeni małe, czerwone pudełeczko i otworzył je. Był tam pierścionek
zaręczynowy! Dziewczyna przyłożyła dłoń do ust i nic nie powiedziała.
Nie spodziewała się tego.
- Danielle?
-Tak idioto!
Gdy chłopak wstał,
od razu rzuciła mu się na szyję i mocno przytuliła. Wszyscy zgromadzeni
zaczęli bić brawo gwizdać i krzyczeć, żeby się pocałowali.
- Szkoda, że nie
powiedział formułki. Była świetna - usłyszałam Harry' ego za sobą.
Spojrzałam na niego kątem oka, czekając, aż coś doda. - No co, pomagałem
mu!
- Okej, przecież nic nie mówię.
Posiedzieliśmy
jeszcze potem kilka godzin z narzeczonymi i kumplami Harry' ego i koło
pierwszej w nocy wróciliśmy do domu. Padnięci poszliśmy spać.
Rozdział swietny i czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńRównież zapraszam do mnie, pojawił się kolejny rozdział.