wtorek, 3 maja 2016

Trzydzieści dziewięć

   Od tamtego wieczoru minęły trzy tygodnie. Nastał marzec, a z nim ładna pogoda, która utrzymywała się od kilkunastu dni. Harry opuścił mnie na trzy dni, gdyż musiał wyjechać do Los Angeles w jakiejś ważnej sprawie z Liamem, o której nie powiedział mi za wiele. Ja w tym czasie zajęłam się tym, co zawsze. Chodziłam do pracy, spotykałam się z Natt, nawet po pracy - nie mogłyśmy się nagadać. Zmieniłam też trochę swój wygląd, skracając nieznacznie włosy. Hazz o tym nie wiedział, ale mam nadzieję, że się nie przestraszy.
    Cały miesiąc w mediach przegadali o świętach Wielkanocnych, przez co udzieliła mi się trochę ta gorączka. No, może nie szalałam ze wszystkim, ale miałam z tego trochę radości. Zaraz po wyjeździe Harry' ego, zaczęłam planować święta. Wyciągnęłam kilka kartek i podzieliłam je na: sprzątanie, zakupy, gotowanie. Wszystko miałam rozplanowane - poniedziałek porządne sprzątanie, we wtorek pozmieniam firany, środa - czwartek uzupełnię zapasy i produkty najważniejsze do dań, które mam zamiar zrobić, piątek gotowanie, o ile nie spalę domu no i w sobotę z koszyczkiem do kościoła, no i w niedzielę śniadanie. Może uda mi się namówić Harry' ego na jakiś spacer, czy coś...
    Oczywiście w gotowaniu mistrzem nie byłam, ale co nie co wiem i umiem, a internet też czasem może być bardzo przydatny. Do samych świąt został mi tydzień, a ja już w poniedziałek z rana zajęłam się sprzątaniem domu. Harry wróci w czwartek, a ja będę miała już wszystko zrobione! Dom był dość duży, więc i ja miałam dość dużo roboty. Zaczęłam od góry, od naszych pokoi i korytarza. Do naszej sypialni wparowałam z dwoma wiaderkami wody, ściereczką, mopem i płynem do szyb. Od razu zajęłam się oknami, które skończyłam pucować dwie godziny później. Następnie wytarłam kurze, poukładałam w szafie, na półkach i umyłam podłogę. Ogarnęłam inne pomieszczenia i zajęłam się korytarzem. Tutaj przetarłam tylko jedną szafeczkę z lustrem, które znajdowało się kilka kroków od naszej sypialni i mogłam myć podłogę. Dywan, który na niej leżał, zwinęłam i zniosłam na dół, wraz z czarnym dywanem ze schodów, by potem móc iść je wytrzepać. Wycisnęłam materiał mopa i kilka minut potem, po dokładnym, dwukrotnym umyciu tej podłogi, mogłam stwierdzić, iż jest ona czysta i nawet błyszczy. Korytarz był połączony ze schodami, więc sięgnęłam do drugiego wiaderka z wodą i detergentami i wyciągnęłam z niego ściereczkę, wyciskając z niej wodę. Przetarłam trochę poręcz z jednej i drugiej strony. Umyłam schody i zadowolona pozbyłam się wody w łazience. Weszłam do kuchni, nastawiając od razu wodę na herbatę. Po zaparzeniu saszetki, usiadłam przy stole, zjadając trzy kanapki, które zrobiłam w trakcie czekania na wodę. Zegar na ścianie wskazywał już godzinę pierwszą po południu.
    Ciekawe, co robi Harry? Obiecał zadzwonić do mnie w wolnej chwili. Nagle po całym domu rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi. Wstałam od stołu, przy okazji odkładając pusty kubek po herbacie do zlewy. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, nie patrząc, to jest za nimi.
- Tak? - zadałam pytanie, patrząc na niskiego mężczyznę ubranego w mundur listonosza i wielką czarną torbą przewieszoną na prawym ramieniu.
- Czy mieszka tu pan Styles?
- Tak, ale nie ma go aktualnie w domu.
- A czy mogłaby pani mu to przekazać i pokwitować odbiór? - zapytał, sięgając do owej torby i wyciągając z niej prostokątną kopertę , długopis i wydruk, który musiałam podpisać.
- Tak.
- Proszę tutaj o podpis.
    Podstawił mi pod nos papier i długopis. Szybko podpisałam w wyznaczonym miejscu i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Od razu wróciłam do kuchni, siadając na swoim poprzednim miejscu i otwierając list. Nie ważne, że był zaadresowany do Harry' ego. Co dotyczy jego, dotyczy też mnie. Prześledziłam wszystkie linijki zamieszczone na papierze i o mało nie dostałam zawału.
    Ten listonosz chyba niedowidział, bo list był do mnie. Zawiadomienie z sądu. Miałam stawić się jako świadek i poszkodowana na rozprawie o moje porwanie i przetrzymywanie, którego sprawcą byłą moja matka. Szczerze, nie sądziłam, że to nadal jest w toku. Myślałam, że umorzyli wszystko, a tu jednak nie. Nie wiedziałam, co zrobić - czy zadzwonić od razu do Harry' ego i mu o tym powiedzieć, czy może poczekać do jego powrotu. W sumie, nie musiałam się spieszyć, bo wezwanie było dopiero na piętnastego kwietnia. Złożyłam kartkę papieru na pół i z powrotem umieściłam ją w kopercie. Wstałam od stołu i z kopertą udałam się na korytarz, gdzie znajdowała się moja torebka. Odsunęłam suwak i włożyłam do środka papierową kopertę. Westchnęłam ciężko, na myśl o ponownym spotkaniu matki i przechodzenia przez sąd. Od razu odechciało mi się ogarniania parteru, chociaż nie było tu nie wiadomo ile do umycia.
    Chcąc nie chcąc, weszłam do łazienki, chwyciłam zielone plastikowe wiaderko i podstawiłam je pod kran. Odkręciłam kurek i poczekałam, aż wody będzie wystarczająco dużo. Dolałam trochę płynu do mycia, dorzuciłam ściereczkę i wyszłam z łazienki, zostawiając sobie ją na koniec.
- Harry, kochanie, dobrze, że już wróciłeś! - Przywitałam bruneta w drzwiach z portfelem i siatkami w ręku. Miał na sowie swoje ulubione czarne spodnie i białą koszulkę z podwiniętymi rękawkami.
- Cześć kochanie.
    Chciał podejść i przytulić mnie, ale ja wyszłam z domu i powiedziałam:
- Najpierw musimy coś załatwić, skoro już jesteś, potem będzie czas na czułości.
    Wiem,że ten pomysł nie za bardzo mu się podobał, bo pewnie chciał robić coś innego, ale ja musiałam trzymać się swojego planu, inaczej nic by mi z tego nie wyszło. Zatrzymałam się przy samochodzie i poczekałam, aż Harry cofnie się i przyjdzie do mnie. Musiałam zrobić dzisiaj te zakupy, za wszelką cenę. Jutro idę od rana do pracy, nie będę miała czasu. I tak musiałam wszystko pozmieniać, bo okazało się, że we wtorek i w środę musiałam iść do pracy, więc wszystko, co zaplanowałam na te dni, musiałam zrobić dzisiaj.
- Gdzie jedziemy? - zapytał, zapinając pas i zapalając silnik.
- Do Lidla, albo Carrefoura, gdziekolwiek, byle bym kupiła wszystko - oznajmiłam i wyciągnęłam z kieszeni dość długą listę z tym, co potrzebuję, by przygotować porządne jedzenie dla dwóch mężczyzn.
    Oprócz mnie i Harry' ego, będzie z nami również mój tata i mama Harry' ego. Doszliśmy z loczkiem do wniosku, że nie mogą oboje zostać sami w święta.
- Wedle pani rozkazu.
- Ta już ostatnia? - zapytał zdziwiony Harry, ładując do bagażnika auta, czwartą zapełnioną po brzegi siatkę.
- Tak - odpowiedziałam i szybko odprowadziłam wózek na miejsce. Wróciłam do loczka i wsiadłam na miejsce pasażera, od razu zapinając pas.
- No kochanie. Będziesz musiała mi porządnie wynagrodzić dzisiejsze zakupy, bo przez ciebie już całkiem padam na twarz, wiesz?
    Posłał mi spojrzenie z ukosa swoimi błyszczącymi oczyma, ale zaraz jego twarz pokazała mi jego jeden z tych uśmiechów,od których miękną mi kolana. Kiwnęłam tylko głową i odwróciłam się, by popatrzeć na ulicę i dzień, który prawie się kończył. Pozostała tylko niewielka poświata jasnego nieba na horyzoncie.
    Po wniesieniu siatek do kuchni, Harry padł na kanapę w salonie i za nic nie chciał wstać. Chciałam chociaż, żeby położył się w sypialni, ale to nie był dla niego do przyjęcia. Stwierdził, że nie wstanie, a po chwili zamknął oczy i cicho pochrapywał. Uśmiechnęłam się, widząc coś takiego przed oczami. Postanowiłam go tak zostawić i iść rozpakować rzeczy, a potem obudzić go. Robiłam to najciszej, jak mogłam, ale Harry twardo śpi, na pewno nawet nie słyszał szelestu toreb.
    Pół godziny potem ponownie weszłam do salonu i kucnęłam przed kanapą. Harry nadal spał. Włosy zasłoniły całą jego twarz, więc ostrożnie, by go nie obudzić, odgarnęłam je z jego twarzy. Nawet jak śpi, wygląda cudownie, nie wiem, jak to możliwe.
- Harry - szepnęłam cicho, obserwując jego reakcję. Nawet się nie poruszył. - Harry - ponowiłam próbę trochę głośniej. - Hazz, pobudka -powiedziałam normalnym tonem, będąc pewna, że i tak mnie nie słyszał.
- Kochanie, jeszcze z pół godzinki. - I od tak przekręcił się na drugi bok, pokazując mi plecy.
- Harry wstawaj, już dziewiąta. Idź pod prysznic i spać - jęknęłam.
    On jak chce, potrafi być bardzo uparty i nie sposób go do czegokolwiek przekonać. Podniosłam się i powiedziałam surowym tonem:
- Jeśli w tej chwili nie wstaniesz, śpisz dzisiaj na tej kanapie.
     Oczywiście on i tak przyszedł by do pokoju, ale spróbować nie zaszkodzi, nie?
- Mnie szantażem? Mnie?
    Zerwał się nagle z kanapy i chwycił mnie w pasie, a potem położył na miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą spał. Zawisł nade mną i patrzył w twarz z szerokim uśmiechem.
- No czymś musiałam cię obudzić - stwierdziłam, unosząc brew i patrząc na niego.
- To nie był dobry pomysł - oznajmił i pochylił się, mocno mnie całując. - Nawet nie wiesz, jak za tym tęskniłem, za tobą - powiedział, gdy na moment się odsunął. Jego dłonie powędrowały na moją talię.
- Ja też tęskniłam.
    Przełożyłam ręce na jego kark, przyciągając jego usta do moich. Całował mnie powoli, ale stanowczo przez kilka chwil, aż nie brakło nam powietrza. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, szeroko się uśmiechając.
- Dobrze, że już jesteś.
- Jestem całkiem wypoczęty i czekam na wynagrodzenie za zakupy, o których mnie nie uprzedziłaś.
    Jego nos dotknął mojego, po czym zjechał na policzek, a potem na szyję, łaskocząc mnie przy tym.
- Przestań Harry. - Zachichotałam w jego bark.
     Chciałam się odsunąć, ale on przyciągnął mnie mocniej do siebie i pocałował w zagłębienie pomiędzy szyją, a ramieniem. Jego dłonie znalazły się pod koszulką i zaczęły swoją wędrówkę po moim brzuchu i plecach, co było przyjemne.
-No cóż, na to ' wynagrodzenie ' będziesz musiał troszkę poczekać. - Wyrwałam się mu i przeszłam jakoś pod nim, wydostając się na podłogę.
- Ile?
- Na pewno nie długo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz