poniedziałek, 15 lutego 2016

Dwadzieścia osiem


   Mimo, że tego nie chciałam, kilka minut później; po złożeniu łóżka do kupy i ogarnięciu się, wyciągnęłam swoją dużą czarną walizkę spod łóżka i zaczęłam pakować do niej swoje rzeczy. Ze swoich wcześniejszych doświadczeń wolę na ten moment nie podpadać mu. Nie sądziłam, że Harry może mi powiedzieć coś takiego, że uwierzy na słowo mojej przeklętej matce. Nie ma mowy, że i ja w to uwierzę. Po pół godzinie byłam już spakowana. Wcześniej zadzwoniłam do Natty z prośbą o przenocowanie. Zgodziła się, słysząc mój rozpaczliwy głos, o nic nie pytając.

    Do domu przyjaciółki dotarłam po dwudziestominutowym spacerze. Ta od razu wpuściła mnie do środka, nie pytając na razie o nic. Przeszłyśmy do kuchni i Natt zaproponowała herbatę, na co przystałam. Minęła dłuższa chwila, zanim zaczęłam cokolwiek do niej mówić. Ona na mnie też nie naciskała, wiedząc, że to musi być coś poważnego, skoro jestem w takim stanie. To wszystko wyczytałam z jej oczu.
- Kilka dni temu, do domu Harry' ego przyszli rodzice. Oni, to znaczy matka... Ona powiedziała coś, co wszystko zniszczyło.
- Co takiego powiedziała? - Zainteresowała się Natt i usiadła na krześle na przeciw mnie, ale na tyle blisko, że spokojnie mogła chwycić za moje chłodne dłonie.
- Harry i ja nie możemy być razem, ponieważ on jest moim przyrodnim bratem - Wyrzuciłam z siebie te słowa szybko, więc nie wiem, czy dziewczyna cokolwiek zrozumiała.
- Co?!
- Tak.
- Przecież to jest niemożliwe! - Dziewczyna jest ta samo zszokowana, jak ja, gdy to usłyszałam.
-  A jednak - westchnęłam.
- Dlatego się od niego wyprowadziłaś?
- N... Niezupełnie. To on kazał mi się wynieść. - Uzupełniłam swoje zeznanie. Prawdę mówiąc, tylko Natt potrafiła mnie zrozumieć. Albo chociaż próbowała.
- Dlaczego? On chyba jej nie uwierzył? - zapytał, będąc na granicy śmiechu.
- Uwierzył. Na nic się zdały moje próby dotarcia do niego. Jakby się zamknął w sobie i nie chciał dopuścić do siebie, że to wszystko to, albo prawda, albo nie.
- Harry to naprawdę dziwny człowiek. Niby udaje twardziela, ale byle czym można go złamać - stwierdziła. Może i ma rację, ale a chyba nie byłabym w stanie zrobić czegoś takiego, jak zmanipulować jego osobą. W jakiś sposób mi na nim zależy.

Dwa dni później
- Anabell, ja muszę na moment skoczyć do sklepu. Poradzisz sobie? - Natt właśnie zakładała na siebie kurtkę, trzymając w ręku klucze od samochodu.
- Tak. Idź już. Nie jestem małym dzieckiem.
    Gdy dziewczyna opuściła swoją posesję, wróciłam o swojego tymczasowego pokoju i położyłam się na łóżku, ciężko wzdychając. Nie mam już w ogóle siły. Nic mi się nie chce i jedyne co mogłabym robić to spać, ale nawet z tym mam problemy, gdyż ciągle śni mi się Harry i te jego smutne oczy patrzące na mnie z bólem. Śpię z dwie godziny, bo potem budzę się prawie z krzykiem i płaczem.
    Z tego wszystkiego zapomniałam o tych badaniach laboratoryjnych! Chyba powinny pojawić się na dniach, a ja nie będę mogła ich odebrać. Musiałabym całymi dniami czatować przed domem Harry' ego na listonosza. W takim razie Harry dostanie list z wynikami. Sama boję się ich, a myśl, że  Harry jeszcze przeczyta potwierdzenie o tym, iż jednak nasze pokrewieństwo jest prawdziwe,  jeszcze bardziej go złamie. A ja tylko chcę być przy nim...


Harry
    Czasem zachowywałem się, jak skończony idiota i egoista, myślący tylko o sobie. Ale prawda, jest taka, że ja cały czas myślałem o Anabell. Ona jest dla mnie całym światem, mimo, że jej tego nie pokazałem w jakiś wyraźny sposób. I teraz znowu okazałem się zimnym draniem, bez uczuć. Kocham ją najbardziej na świecie, a mimo to po raz kolejny w ciągu roku ją skrzywdziłem. Nie wiem dlaczego wracałem do domu pijany, nie tłumacząc jej tego. Wiem, że się martwiła. Teraz ja się martwię, gdzie jest i czy wszystko z nią dobrze. Mam wielką nadzieję, że jest u tej swojej przyjaciółki... Nie chcę do niej zadzwonić, bo inaczej od razu wsiadłbym w samochód i najnormalniej w świecie, po nią pojechał.
- Kurwa - mruknąłem do siebie, gdy usłyszałem trzeci raz dzwonek do drzwi. Za pierwszym razem spałem, za drugim całkowicie zignorowałem, ale teraz niestety muszę otworzyć.
- Czy mieszka tutaj panna Roses? - Przede mną, po otworzeniu drzwi, pojawił się niski, siwawy mężczyzna z z wielką czarną torbą na ramieniu i kartą do pokwitowania w prawej dłoni.
- Aktualnie nie ma jej w domu - odpowiedziałem, siląc się na przyjazny głos.
- Czy mógłby pan w takim razie odebrać dla niej przesyłkę i podpisać?- wcisnął mi do ręki kartkę i długopis, a sam zaczął szukać w torbie bez dna, jednego listu do mojej Anabell.
    Gdy wykonałem jego prośbę, otrzymałem do ręki kopertę, rzeczywiście zaadresowaną do Anabell. Przeczytałem też, że to z jakiegoś laboratorium. Nie czekając na nic zatrzasnąłem drzwi i skierowałem swoje kroki do kuchni, by otworzyć kopertę i dowiedzieć się, o co chodzi.



*****
No i co, jakie będą wyniki???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz