Mimo, że
tego nie chciałam, kilka minut później; po złożeniu łóżka do kupy i
ogarnięciu się, wyciągnęłam swoją dużą czarną walizkę spod łóżka i
zaczęłam pakować do niej swoje rzeczy. Ze swoich wcześniejszych
doświadczeń wolę na ten moment nie podpadać mu. Nie sądziłam, że Harry
może mi powiedzieć coś takiego, że uwierzy na słowo mojej przeklętej
matce. Nie ma mowy, że i ja w to uwierzę. Po pół godzinie byłam już
spakowana. Wcześniej zadzwoniłam do Natty z prośbą o przenocowanie.
Zgodziła się, słysząc mój rozpaczliwy głos, o nic nie pytając.
Do domu przyjaciółki
dotarłam po dwudziestominutowym spacerze. Ta od razu wpuściła mnie do
środka, nie pytając na razie o nic. Przeszłyśmy do kuchni i Natt
zaproponowała herbatę, na co przystałam. Minęła dłuższa chwila, zanim
zaczęłam cokolwiek do niej mówić. Ona na mnie też nie naciskała,
wiedząc, że to musi być coś poważnego, skoro jestem w takim stanie. To
wszystko wyczytałam z jej oczu.
- Kilka dni temu, do domu Harry' ego przyszli rodzice. Oni, to znaczy matka... Ona powiedziała coś, co wszystko zniszczyło.
- Co takiego
powiedziała? - Zainteresowała się Natt i usiadła na krześle na przeciw
mnie, ale na tyle blisko, że spokojnie mogła chwycić za moje chłodne
dłonie.
- Harry i ja nie możemy być razem, ponieważ on jest moim przyrodnim bratem - Wyrzuciłam z siebie te słowa szybko, więc nie wiem, czy dziewczyna cokolwiek zrozumiała.
- Co?!
- Tak.
- Przecież to jest niemożliwe! - Dziewczyna jest ta samo zszokowana, jak ja, gdy to usłyszałam.
- A jednak - westchnęłam.
- Dlatego się od niego wyprowadziłaś?
- N... Niezupełnie. To
on kazał mi się wynieść. - Uzupełniłam swoje zeznanie. Prawdę mówiąc,
tylko Natt potrafiła mnie zrozumieć. Albo chociaż próbowała.
- Dlaczego? On chyba jej nie uwierzył? - zapytał, będąc na granicy śmiechu.
- Uwierzył. Na nic się
zdały moje próby dotarcia do niego. Jakby się zamknął w sobie i nie
chciał dopuścić do siebie, że to wszystko to, albo prawda, albo nie.
- Harry to naprawdę
dziwny człowiek. Niby udaje twardziela, ale byle czym można go złamać -
stwierdziła. Może i ma rację, ale a chyba nie byłabym w stanie zrobić
czegoś takiego, jak zmanipulować jego osobą. W jakiś sposób mi na nim
zależy.
Dwa dni później
- Anabell, ja muszę na
moment skoczyć do sklepu. Poradzisz sobie? - Natt właśnie zakładała na
siebie kurtkę, trzymając w ręku klucze od samochodu.
- Tak. Idź już. Nie jestem małym dzieckiem.
Gdy dziewczyna
opuściła swoją posesję, wróciłam o swojego tymczasowego pokoju i
położyłam się na łóżku, ciężko wzdychając. Nie mam już w ogóle siły. Nic
mi się nie chce i jedyne co mogłabym robić to spać, ale nawet z tym mam
problemy, gdyż ciągle śni mi się Harry i te jego smutne oczy patrzące
na mnie z bólem. Śpię z dwie godziny, bo potem budzę się prawie z
krzykiem i płaczem.
Z tego wszystkiego
zapomniałam o tych badaniach laboratoryjnych! Chyba powinny pojawić się
na dniach, a ja nie będę mogła ich odebrać. Musiałabym całymi dniami
czatować przed domem Harry' ego na listonosza. W takim razie Harry
dostanie list z wynikami. Sama boję się ich, a myśl, że Harry jeszcze
przeczyta potwierdzenie o tym, iż jednak nasze pokrewieństwo jest
prawdziwe, jeszcze bardziej go złamie. A ja tylko chcę być przy nim...
Harry
Czasem zachowywałem się,
jak skończony idiota i egoista, myślący tylko o sobie. Ale prawda, jest
taka, że ja cały czas myślałem o Anabell. Ona jest dla mnie całym
światem, mimo, że jej tego nie pokazałem w jakiś wyraźny sposób. I teraz
znowu okazałem się zimnym draniem, bez uczuć. Kocham ją najbardziej na
świecie, a mimo to po raz kolejny w ciągu roku ją skrzywdziłem. Nie wiem
dlaczego wracałem do domu pijany, nie tłumacząc jej tego. Wiem, że się
martwiła. Teraz ja się martwię, gdzie jest i czy wszystko z nią dobrze.
Mam wielką nadzieję, że jest u tej swojej przyjaciółki... Nie chcę do
niej zadzwonić, bo inaczej od razu wsiadłbym w samochód i najnormalniej w
świecie, po nią pojechał.
- Kurwa - mruknąłem do
siebie, gdy usłyszałem trzeci raz dzwonek do drzwi. Za pierwszym razem
spałem, za drugim całkowicie zignorowałem, ale teraz niestety muszę
otworzyć.
- Czy mieszka tutaj
panna Roses? - Przede mną, po otworzeniu drzwi, pojawił się niski,
siwawy mężczyzna z z wielką czarną torbą na ramieniu i kartą do
pokwitowania w prawej dłoni.
- Aktualnie nie ma jej w domu - odpowiedziałem, siląc się na przyjazny głos.
- Czy mógłby pan w takim razie odebrać
dla niej przesyłkę i podpisać?- wcisnął mi do ręki kartkę i długopis, a
sam zaczął szukać w torbie bez dna, jednego listu do mojej Anabell.
Gdy wykonałem jego
prośbę, otrzymałem do ręki kopertę, rzeczywiście zaadresowaną do
Anabell. Przeczytałem też, że to z jakiegoś laboratorium. Nie czekając
na nic zatrzasnąłem drzwi i skierowałem swoje kroki do kuchni, by
otworzyć kopertę i dowiedzieć się, o co chodzi.
*****
No i co, jakie będą wyniki???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz