sobota, 5 marca 2016

Trzydzieści dwa

     Jak tylko dowiedziałam się, w jakim szpitalu i w jakiej sali leży moja przyjaciółka, popędziłam tam, jakbym dostała energetycznego kopa. Nawet Harry z tymi swoimi długimi nogami miał problem z dogonieniem mnie, gdyż prawie biegłam. Do sali oczywiście mnie nie wpuścili. Pielęgniarka uznała, że będzie to możliwe dopiero jutro. Powiedziała też również, że Natty doznała obrażeń wewnętrznych i straciła przez to dużo krwi. Ma złamaną lewą nogę w kostce i wstrząśnienie mózgu. Prawie zemdlałam, słysząc te nowiny. Kobieta, po pytaniu, jak to się stało, wyjaśniła, że jakiś przechodzeń widział, jak niebieskie BMW wjeżdża na drugi pas i spycha swoją siłą jej auto, aż do rowu i tam został, a sprawca wypadku uciekł. Pielęgniarka nas zostawiła, mówiąc, żebyśmy wrócili do domu, bo nic tu po nas, ale ja chciałam być przy niej. Chociaż przez ścianę.
- Anabell, chodźmy do domu, jutro przywiozę cię tu z samego rana, dobrze? - Harry odezwał się pierwszy raz od momentu wkroczenia do szpitala.
- Harry, chcę zostać. - Spojrzałam na niego błagalnie, na co on tylko westchnął, zgadzając się niemo.


    Obudziłam się na miękkim łóżku. Po otworzeniu oczu i przetarciu ich, zorientowałam się, że jestem w domu Harry' ego. W mgnieniu oka zerwałam się z niego i szybko zbiegłam na dół, gdzie zastałam chłopaka, który pił w spokoju kawę i przeglądał prasę.
- Harry, czemu mnie tu przywiozłeś? Miałam być z Natt! - Podeszłam bliżej, stając przed nim. Mężczyzna złożył gazetę na pół i spojrzał na mnie.
- Nie mogłem pozwolić ci spać na szpitalnym krześle, nie przesadzaj. Zjedz coś, odśwież się i w każdej chwili możemy do niej jechać - oznajmił, dopijając kawę i wstając, by odnieść brudny kubek do zmywarki i nastawiając ją. 
    Już nic nie odpowiedziałam, tylko usiadłam na tym samym krześle, który jeszcze on sam przed chwilą zajmował. Zaraz przede mną pojawił się kubek z parującą herbatą i talerzem pełnym parującej się jeszcze jajecznicy z bekonem. Podziękowałam ruchem głowy i zabrałam się za jedzenie, upijając najpierw łyk gorzkiego napoju. Sięgnęłam po cukierniczkę i wsypałam łyżeczkę cukru do kubka i zamieszałam. Zjadłam w ekspresowym tempie i dziesięć minut później Harry otwierał mi drzwi od strony pasażera przed szpitalem, w którym leży Natty. Wysiadłam szybko i nie czekając na chłopaka, skierowałam się do budynku. Od razu poszłam pod salę Natt i zobaczyłam, wychodzącego z niej starszego mężczyznę, który był lekarzem. Zatrzymałam go i zadałam kilka pytań, w tym czasie dotarł do nas Harry.
- Pacjentka wybudziła się już z narkozy. Będziemy ją obserwować, jej  organizm.
- Mogę do niej wejść?
- Oczywiście, tylko proszę nie za długo - odpowiedział i odszedł do swoich obowiązków.
    Założyłam na siebie zielony fartuch ochronny, wiszący na wieszaku niedaleko i cicho weszłam do sali, zamykając za sobą drzwi, w której leży moja przyjaciółka. Jej łóżko znajdowało się przy oknie, kilka kroków od drzwi. Obok niego stały dwie maszyny monitorujące jej funkcje życiowe i kroplówka. Podeszłam do łóżka i wyciągnęłam spod niego mały stołek i usiadłam na nim, obserwując śpiącą dziewczynę.Głowę miała zabandażowaną, chyba niekończącą się ilością bandaży. Na szyi prezentował się kołnierz ortopedyczny . Ona jakby wyczuła, że nie jest sama i otworzyła oczy po jakimś czasie.
- Anabell - szepnęła słabo, od razu chwytając moją dłoń leżącą na jej.
- Cieszę się, że żyjesz - powiedziałam, na co w moich oczach pojawiły się łzy. Nie wiem, jak moje marne życie wyglądałoby bez jej udziału. Chociaż minimalnego.
- Ja też. - Spróbowała się choćby lekko uśmiechnąć, ale wyszedł tylko grymas, na co od razu powiedziałam:
-Nie przemęczaj się, masz odpoczywać. - W odpowiedzi ścisnęła mocniej moją rękę.
- Harry jest tu... Z tobą? - zapytała. Nie, ona to ledwo wychrypiała, ale mówić jej, że ma się nie przemęczać, to ta swoje!
- Tak.
    Posiedziałam u niej jeszcze kilka minut, zanim wygoniła mnie z sali jedna z pielęgniarek, która przyszła zajrzeć do Natty. Usiadłam na krzesełku, jednym z trzech, stojących luźno zaraz przy drzwiach do sali dziewczyny. Harry zajął zaraz miejsce obok mnie i objął mnie swoim ramieniem. Całkiem o nim zapomniałam, myślałam, że pojechał do domu, albo poszedł do sklepiku.
- Jak ona się czuje? - zapytał.
- Chyba lepiej niż wygląda, albo chce, żebym tak myślała. Ale jest silna i da radę.
- Cieszę się. Kupić ci coś? 
- Wiesz co, może jakiś sok - odpowiedziałam po chwili namysłu.
    Chłopak wstał po chwili, uprzednio całując mnie w policzek i odszedł w stronę, z której przyszliśmy. Oparłam głowę o ścianę za mną i westchnęłam przeciągle i zamknęłam oczy. Tak cholernie się cieszę, że nic jej nie jest... Mam nadzieję, że szybko wyzdrowieje i wróci do sił.
    Nagle poczułam, jak ktoś przykłada mi do nosa zwilżony materiał. Gdy pociągnęłam nosem, dotarł o mnie ostry, niezidentyfikowany zapach i po kilku sekundach po prostu odleciałam, zanim zdążyłam zareagować.
****
    Ocknęłam się po jakimś czasie. Do mojego nosa dotarł od razu zapach pleśni i drewna. Otworzyłam oczy, po czym szybko usiadłam, przez co zakręciło mi się w głowie. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że jestem w jakimś pomieszczeniu, które przypominała z wyglądu piwnicę, ale nie z pewnością nie była to piwnica u Harry' ego w domu. Czyżby to on mnie tu przywiózł? Zrobiłam coś złego? O co chodzi? Dlaczego tu jestem?
    Odpowiedzi na moje wszystkie pytania miałam poznać już za chwilę, bo usłyszałam, jak ktoś siłuje się z zamkiem i po chwili wchodzi do piwnicy.


**********
No i jak, kogo się spodziewacie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz