Jak tylko dowiedziałam
się, w jakim szpitalu i w jakiej sali leży moja przyjaciółka,
popędziłam tam, jakbym dostała energetycznego kopa. Nawet Harry z tymi
swoimi długimi nogami miał problem z dogonieniem mnie, gdyż prawie
biegłam. Do sali oczywiście mnie nie wpuścili. Pielęgniarka uznała, że
będzie to możliwe dopiero jutro. Powiedziała też również, że Natty
doznała obrażeń wewnętrznych i straciła przez to dużo krwi. Ma złamaną
lewą nogę w kostce i wstrząśnienie mózgu. Prawie zemdlałam, słysząc te
nowiny. Kobieta, po pytaniu, jak to się stało, wyjaśniła, że jakiś
przechodzeń widział, jak niebieskie BMW wjeżdża na drugi pas i spycha
swoją siłą jej auto, aż do rowu i tam został, a sprawca wypadku uciekł.
Pielęgniarka nas zostawiła, mówiąc, żebyśmy wrócili do domu, bo nic tu
po nas, ale ja chciałam być przy niej. Chociaż przez ścianę.
- Anabell, chodźmy do
domu, jutro przywiozę cię tu z samego rana, dobrze? - Harry odezwał się
pierwszy raz od momentu wkroczenia do szpitala.
- Harry, chcę zostać. - Spojrzałam na niego błagalnie, na co on tylko westchnął, zgadzając się niemo.
Obudziłam się na
miękkim łóżku. Po otworzeniu oczu i przetarciu ich, zorientowałam się,
że jestem w domu Harry' ego. W mgnieniu oka zerwałam się z niego i szybko
zbiegłam na dół, gdzie zastałam chłopaka, który pił w spokoju kawę i
przeglądał prasę.
- Harry, czemu mnie tu
przywiozłeś? Miałam być z Natt! - Podeszłam bliżej, stając przed nim.
Mężczyzna złożył gazetę na pół i spojrzał na mnie.
- Nie mogłem pozwolić ci
spać na szpitalnym krześle, nie przesadzaj. Zjedz coś, odśwież się i w
każdej chwili możemy do niej jechać - oznajmił, dopijając kawę i
wstając, by odnieść brudny kubek do zmywarki i nastawiając ją.
Już nic nie
odpowiedziałam, tylko usiadłam na tym samym krześle, który jeszcze on
sam przed chwilą zajmował. Zaraz przede mną pojawił się kubek z parującą
herbatą i talerzem pełnym parującej się jeszcze jajecznicy z bekonem.
Podziękowałam ruchem głowy i zabrałam się za jedzenie, upijając najpierw
łyk gorzkiego napoju. Sięgnęłam po cukierniczkę i wsypałam łyżeczkę
cukru do kubka i zamieszałam. Zjadłam w ekspresowym tempie i dziesięć
minut później Harry otwierał mi drzwi od strony pasażera przed
szpitalem, w którym leży Natty. Wysiadłam szybko i nie czekając na
chłopaka, skierowałam się do budynku. Od razu poszłam pod salę Natt i
zobaczyłam, wychodzącego z niej starszego mężczyznę, który był lekarzem.
Zatrzymałam go i zadałam kilka pytań, w tym czasie dotarł do nas Harry.
- Pacjentka wybudziła się już z narkozy. Będziemy ją obserwować, jej organizm.
- Mogę do niej wejść?
- Oczywiście, tylko proszę nie za długo - odpowiedział i odszedł do swoich obowiązków.
Założyłam na siebie
zielony fartuch ochronny, wiszący na wieszaku niedaleko i cicho weszłam
do sali, zamykając za sobą drzwi, w której leży moja przyjaciółka. Jej
łóżko znajdowało się przy oknie, kilka kroków od drzwi. Obok niego stały
dwie maszyny monitorujące jej funkcje życiowe i kroplówka. Podeszłam do
łóżka i wyciągnęłam spod niego mały stołek i usiadłam na nim,
obserwując śpiącą dziewczynę.Głowę miała zabandażowaną, chyba
niekończącą się ilością bandaży. Na szyi prezentował się kołnierz
ortopedyczny . Ona jakby wyczuła, że nie jest sama i otworzyła oczy po
jakimś czasie.
- Anabell - szepnęła słabo, od razu chwytając moją dłoń leżącą na jej.
- Cieszę się, że żyjesz -
powiedziałam, na co w moich oczach pojawiły się łzy. Nie wiem, jak moje
marne życie wyglądałoby bez jej udziału. Chociaż minimalnego.
- Ja też. - Spróbowała się choćby lekko uśmiechnąć, ale wyszedł tylko grymas, na co od razu powiedziałam:
-Nie przemęczaj się, masz odpoczywać. - W odpowiedzi ścisnęła mocniej moją rękę.
- Harry jest tu... Z tobą? - zapytała. Nie, ona to ledwo wychrypiała, ale mówić jej, że ma się nie przemęczać, to ta swoje!
- Tak.
Posiedziałam u niej
jeszcze kilka minut, zanim wygoniła mnie z sali jedna z pielęgniarek,
która przyszła zajrzeć do Natty. Usiadłam na krzesełku, jednym z trzech,
stojących luźno zaraz przy drzwiach do sali dziewczyny. Harry zajął
zaraz miejsce obok mnie i objął mnie swoim ramieniem. Całkiem o nim
zapomniałam, myślałam, że pojechał do domu, albo poszedł do sklepiku.
- Jak ona się czuje? - zapytał.
- Chyba lepiej niż wygląda, albo chce, żebym tak myślała. Ale jest silna i da radę.
- Cieszę się. Kupić ci coś?
- Wiesz co, może jakiś sok - odpowiedziałam po chwili namysłu.
Chłopak wstał po
chwili, uprzednio całując mnie w policzek i odszedł w stronę, z której
przyszliśmy. Oparłam głowę o ścianę za mną i westchnęłam przeciągle i
zamknęłam oczy. Tak cholernie się cieszę, że nic jej nie jest... Mam
nadzieję, że szybko wyzdrowieje i wróci do sił.
Nagle poczułam, jak
ktoś przykłada mi do nosa zwilżony materiał. Gdy pociągnęłam nosem,
dotarł o mnie ostry, niezidentyfikowany zapach i po kilku sekundach po
prostu odleciałam, zanim zdążyłam zareagować.
****
Ocknęłam się po
jakimś czasie. Do mojego nosa dotarł od razu zapach pleśni i drewna.
Otworzyłam oczy, po czym szybko usiadłam, przez co zakręciło mi się w
głowie. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że jestem w jakimś
pomieszczeniu, które przypominała z wyglądu piwnicę, ale nie z pewnością
nie była to piwnica u Harry' ego w domu. Czyżby to on mnie tu
przywiózł? Zrobiłam coś złego? O co chodzi? Dlaczego tu jestem?
Odpowiedzi na moje
wszystkie pytania miałam poznać już za chwilę, bo usłyszałam, jak ktoś
siłuje się z zamkiem i po chwili wchodzi do piwnicy.
**********
No i jak, kogo się spodziewacie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz